Abyśmy nowe życie prowadzili - wykład 4. [Rz 3,9-31] Drukuj
Autor: Marian Biernacki   
wtorek, 20 września 2022 00:00

(zapis słowa mówionego) 

List świętego Pawła do Rzymian to księga szczególna. Bardzo znacząca, jeśli chodzi o prawidłowe rozumienie Bożego planu zbawienia, czyli tego, w jaki sposób człowiek może dostąpić żywota wiecznego. Aktualnie rozważamy teologiczną stronę sposobu zbawienia.

Jest to dosyć istotne także w polskich realiach, ponieważ ten fragment Słowa Bożego dotyczy sytuacji zupełnie podobnej do tej, w której my żyjemy. Bowiem apostoł Paweł w tych pierwszych rozdziałach Listu do Rzymian prowadzi jakby rozmowę z żydostwem, z religią Mojżeszową, z Żydami, którzy chlubili się wielką tradycją religijną. Podstawą ich chluby było to, że należą oni do narodu wybranego, że znają prawo Boże. Oparli się na tym i twierdzili, że już sama przynależność do judaizmu daje im pewność wszystkich Bożych błogosławieństw i gwarancję tego, że podobają się Bogu.

Tak więc apostoł Paweł podjął z nimi dyskusję. Pokazał im, że nie można się oprzeć na religii, aby osiągnąć żywot wieczny. Religia nie jest w stanie nikogo doprowadzić do nieba. Dlatego jest to wątek ważny dla nas, Polaków, bo my też wyrośliśmy w takim środowisku i kulturze, gdzie tradycja religijna stanowi podstawę do myślenia, że wszystko jest z nami w porządku. Przynależność do kościoła w świadomości większości ludzi stanowi podstawę do myślenia, że wszystko jest w porządku. Uważają, że mogą spokojnie sobie spać, ponieważ przyjmują sakramenty i na pewno będą zbawieni. Dlatego rozważania, które rozpoczynamy są bardzo ważne, ale i jednocześnie są one nieco trudne.

Po ostatnim wykładzie jedna z sióstr powiedziała mi, że jakoś nie może tego, co czyta w tym Liście, ogarnąć. I tak jest. Chyba każdy człowiek ma taką wrodzoną skłonność, że gdy poznaje Boga, gdy dowiaduje się, czego Bóg od niego oczekuje i zaczyna te rzeczy stosować w swoim życiu, to początkowo stosuje się do Pisma Świętego w sposób bardzo uważny, wsłuchując się każdego dnia w głos Boży. Jednakże po pewnym czasie powstaje w nim swego rodzaju automatyzm i zaczyna wkradać się rutyna. Niektórych rzeczy nie przeżywa już sercem, a robi je odruchowo. Wielu spraw już nie przeżywa z wewnętrznym wzruszeniem, już nie pyta o nie Boga. Wykonuje je rutynowo. Po pewnym okresie wyrabia się w człowieku swoiste przekonanie, że jeżeli pójdzie on do kościoła, poczyta Biblię, pomodli się, to wszystko jest z nim dobrze i nie musi się o nic martwić. Sprawą zbawienia nie musi już tak bardzo na co dzień być zaabsorbowany.

Właśnie Żydzi, lud Boży Starego Testamentu, w coś takiego popadli. Gdy Pan Jezus przyszedł i zaczął głosić im ewangelię, to byli bardzo zdumieni, że on burzy cały ich porządek. Tradycje w Izraelu kształtowały się na przestrzeni tysięcy lat, więc oni się nawet już specjalnie nie zastanawiali nad tym, w co wierzą. Gdy przychodziła określona pora, Żyd zarzucał chustę na głowę i patrząc sobie na przykład na ulicę, kto idzie drugą jej stroną, wypowiadał wyuczone na pamięć modły. Gdy zrobił swoje, ruszał dalej. Gdyby ktoś mu próbował powiedzieć, że się nie modlił, albo że źle się modlił, to by się z tego powodu bardzo obruszył. Do tak utrwalonej mentalności, do tego rodzaju religijnego sposobu myślenia, strasznie trudno jest dotrzeć. Trudno jest pokazać takim ludziom, że sama religijność ich nie zbawi. Potrzebujemy żywej wiary w Boga. Trzeba nam szczerze zaufać Jezusowi Chrystusowi, jako jedynemu naszemu arcykapłanowi. W sprawach zbawienia nie możemy oprzeć się na własnych praktykach religijnych.

Dlatego to, co rozważamy, tak trudno się przyjmuje na gruncie  polskich serc. Każdy z nas ma gdzieś pod skórą tę skłonność i w tym kierunku podświadomie idzie, że jeżeli zaczął robić różne dobre rzeczy tak, jak Pismo mówi, to nie musi się już tak bardzo koncentrować na osobie Zbawiciela. Już nie musi się przejmować i tak bardzo tego wszystkiego przeżywać, bo przecież wszedł na pewne tory i wszystko się toczy: Niedziela, środa, piątek. Pomodlić się, poczytać Biblię, uśmiechnąć się i iść dalej. Już się wszystko toczy. Nie ma potrzeby się tym codziennie przejmować. Pociąg zbawienia ruszył i jedzie. 

Otóż Słowo Boże w Liście do Rzymian naucza nas, że ten pociąg może sobie jechać, ale dojedzie donikąd, gdyż religia nie doprowadzi nas do żywota wiecznego. Trudno jest nam przyjąć tę przestrogę. Gdzieś podświadomie buntujemy się przeciwko takiemu stawianiu sprawy. Chcielibyśmy, żeby nam najlepiej wypisać w punktach, co i jak trzeba robić, żeby zostać zbawionym. Szukamy punktów, przykazań, przepisów. Dlaczego? Bo one w dłuższej perspektywie nie wymagają zaangażowania serca.

Jeszcze jedna uwaga, ważna dla klarowności dalszego wykładu: Gdy mówimy o Żydach, o żydostwie, to myślimy o religijności człowieka i takie jest podejście Słowa Bożego w tym miejscu. Obojętnie czy to będzie religijność zielonoświątkowa, czy żydowska, czy katolicka, czy baptystyczna, czy jakakolwiek inna, każda może być niczym więcej, jak tylko zwykłą rutyną. To, że ktoś należy do ewangelicznego zboru wcale nie oznacza automatycznie, że żyje z Bogiem i codziennie chodzi zakochany w Panu Jezusie. Każdy z nas może być tak samo religijny, jak Żydzi, o których tu czytamy. I to trzeba koniecznie wiedzieć, ażeby właściwie zrozumieć, o co chodzi w tym fragmencie Słowa Bożego. 

Wcześniejsze wersety 3. rozdziału Listu do Rzymian pokazują, że Żydzi, jako naród wybrany, mieli szczególne miejsce w Bożym planie zbawienia, ponieważ im zostały przekazane wyrocznie Boże. Oni otrzymali objawienie od Boga, otrzymali Słowo Boże. To było wielkie wyróżnienie dla tego narodu w ówczesnych czasach. Tam  występowali prorocy Pańscy, którzy przemawiali do ludzi w imieniu Bożym. Idąc wszakże dalej tym torem rozumowania apostoła Pawła, w 3. rozdziale Listu do Rzymian, dochodzimy do tego, że faktycznie niezależnie od tego, czy ktoś jest Żydem, czy poganinem, jeżeli nie żyje z Chrystusem, to nadal jest pod mocą grzechu. To jest fragment od 9. do 18. wersetu: „Cóż więc? Przewyższamy ich? Wcale nie! Albowiem już przedtem obwiniliśmy Żydów i Greków o to, że wszyscy są pod wpływem grzechu, jak napisano: Nie ma ani jednego sprawiedliwego, nie masz, kto by rozumiał, nie masz, kto by szukał Boga; wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego. Grobem otwartym jest ich gardło, językami swoimi knują zdradę, jad żmij pod ich wargami; usta ich są pełne przekleństwa i gorzkości; nogi ich są skore do rozlewu krwi, spustoszenie i nędza na ich drogach, a drogi pokoju nie poznali. Nie ma bojaźni Bożej przed ich oczami”.

Ten fragment nauki apostolskiej pokazuje świat bez Chrystusa, świat, który jest pod mocą grzechu. Nawet gdy ktoś już zna prawa Boże tak, jak Żydzi je znali – jeżeli jest poza Chrystusem, to nadal jest pod mocą grzechu. Mamy tu bardzo ciekawe, dające wiele do myślenia sformułowanie. Określenie „pod mocą grzechu” to greckie słowo hypohamarthion, co znaczy dosłownie „pod władzą”. Takim słowem posłużył się kiedyś ów setnik, który rozmawiał z Panem Jezusem i powiedział: „I ja mam żołnierzy pod sobą” [Mt 8,9]. Oznaczało to, że miał on żołnierzy do swojej dyspozycji. Właśnie w tym rzecz, że ludzie, którzy są bez Chrystusa, czy to Żydzi, czy Grecy, czyli – religijni, czy niereligijni – są pod władzą grzechu i grzech może nimi w każdej chwili dysponować. Tak jak setnik w armii może zadysponować setką żołnierzy, tak samo grzech może rozporządzać ludźmi, którzy są poza Chrystusem, którzy w Niego nie uwierzyli.

Człowiek nie jest w stanie sam tego zmienić. Próbuje to zmienić, ale wciąż jest pod mocą, władzą grzechu. O tym właśnie przeczytaliśmy. Słowo Boże powiada tu, że ci ludzie nie tylko są pod mocą grzechu, ale że stali się bezużytecznymi: „wszyscy zboczyli, razem stali się nieużytecznymi, nie masz, kto by czynił dobrze, nie masz ani jednego”. Słowem „nieużyteczny” określano w tamtej kulturze np. kwaśne mleko, które gdy skwaśniało, nie nadawało się już do użytku i je wylewano. Bóg mówi tutaj o ludziach, religijnych i niereligijnych, tych wszystkich, którzy są bez Chrystusa, że stali się bezużyteczni, że się do niczego nie nadają. Dlaczego? Ponieważ skażona grzechem ludzka natura bez Chrystusa jest czymś bezwartościowym w oczach Bożych. Może być wartościowa w ludzkich oczach, bo ludzie potrafią się dowartościować, ale w oczach Bożych, jeśli ktoś jest bez Chrystusa, to – obojętnie czy w potocznym rozumieniu jest dobry, czy jest zły –  jest bezwartościowy. 

Potwierdza to cały szereg celowo splecionych cytatów ze Starego Testamentu, które scalił apostoł Paweł we fragmencie od 11. do 18. wersetu tego 3. rozdziału Listu do Rzymian. Są to odnośniki z Psalmów i z Księgi Izajasza. Takie łączenie rozmaitych cytatów z Pisma, niekoniecznie dbając o ich ścisły kontekst znaczeniowy, stosowali rabini żydowscy w swoim nauczaniu, nazywając tę metodę „łączeniem pereł” lub „wiązaniem pereł”. Polega to na tym, że rozmaite myśli z różnych fragmentów Pisma Świętego są zespolone w jedną wypowiedź, by głębiej wyrazić jakąś ważną myśl. 

To właśnie zrobił apostoł Paweł w tym fragmencie. Połączył różne wypowiedzi Starego Testamentu, by pokazać, jak to jest naprawdę ze stanem duchowym ludzi bez Chrystusa. Są oni nieużyteczni, są pod mocą grzechu. Ich charakter, język, postępowanie są zarażone grzechem: „Usta ich są pełne przekleństwa i gorzkości” [w. 14]. Ileż to goryczy wychodzi z ust człowieka, jeżeli w jego sercu nie mieszka Chrystus. Jak łatwo ludzie przeklinają. Jak szybko chcą działać na szkodę drugiego człowieka: „Nogi ich są skore do rozlewu krwi” [w. 15]. „Spustoszenie i nędza na ich drogach, a drogi pokoju nie poznali. Nie ma bojaźni Bożej przed ich oczami” [w. 16-18]. 

Jednak chociaż ten stan ludzi bez Chrystusa jest taki smutny, zarówno ludzi religijnych, Żydów w tym wypadku, jak i niereligijnych, jak np. Greków, to jednak jest dla nich, dla wszystkich żyjących dziś bez Chrystusa,  nadzieja. Od wersetu 19. do 26. czytamy o jedynej drodze do pojednania z Bogiem.

A wiemy, że cokolwiek zakon mówi, mówi do tych, którzy są pod wpływem zakonu, aby wszelkie usta były zamknięte i aby świat cały podlegał sądowi Bożemu. Dlatego z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony przed nim żaden człowiek, gdyż przez zakon jest poznanie grzechu. Ale teraz niezależnie od zakonu objawiona została sprawiedliwość Boża, o której świadczą zakon i prorocy, i to sprawiedliwość Boża przez wiarę w Jezusa Chrystusa dla wszystkich wierzących. Nie ma bowiem różnicy, gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej, i są usprawiedliwieni darmo, z łaski jego, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie, którego Bóg ustanowił jako ofiarę przebłagalną przez krew jego, skuteczną przez wiarę, dla okazania sprawiedliwości swojej przez to, że w cierpliwości Bożej pobłażliwie odniósł się do przedtem popełnionych grzechów, dla okazania sprawiedliwości swojej w teraźniejszym czasie, aby On sam był sprawiedliwym i usprawiedliwiającym tego, który wierzy  w Jezusa”.

Apostoł Paweł pokazując najpierw duchowy stan ludzi bez Chrystusa, pokazuje następnie, jaka jest droga do Jezusa. Zgodzicie się, że największym problemem człowieka jest to, jak wejść w pojednanie z Bogiem, jak ułożyć sobie z Nim właściwe stosunki. Jest to w zasadzie podstawowy problem. Czy ktoś się do tego publicznie przyznaje, czy nie, rozmawia o tym z innymi, czy też nie rozmawia, to gdzieś tam w chwilach samotności, kiedy zasypia, wstaje lub podróżuje, wciąż przychodzi mu do głowy ta myśl: Jak by to było, gdybym teraz musiał stanąć przed Bogiem? Gdyby przyszła ostatnia chwila mojego życia i trzeba by było się zabierać z tego świata, to gdzie się znajdę? Czy jestem pojednany z Bogiem? Czy moje stosunki z Nim są prawidłowe?

Zakon Mojżeszowy nauczał, że wejść do społeczności z Bogiem można poprzez dokładne przestrzeganie wszystkiego, co zakon nakazuje. Nauka zakonu głosiła, że jeśli człowiek będzie dokładnie wypełniał każde przykazanie, to będzie żył. Czytamy to u proroków, że człowiek aby żyć, musi być doskonały, bezbłędny. Takie postawienie sprawy okazało się jednak równoznaczne z tym, że żaden człowiek nie będzie żył, ponieważ żaden naturalny człowiek nie jest w stanie doskonale wypełnić wszystkich przykazań zakonu. Napisane jest tu, że z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony żaden człowiek. Nie dlatego, że zakon nie pokazywał, co trzeba zrobić, aby być zbawionym, bo przecież pokazywał, ale dlatego, że żaden człowiek nie jest w stanie wykonać co do joty jego przepisów. Wypełni dwadzieścia, a przy dwudziestym pierwszym coś mu nie wyjdzie i wszystko na nic. 

Jaki wobec tego jest pożytek z zakonu? Po co w takim razie ten zakon został nadany? Czyżby Bóg nie wiedział, że człowiek nie będzie w stanie go wypełnić? Na pewno wiedział! Pożytek z niego jest wielki. Po pierwsze, zakon ostrzega człowieka przed grzechem. Gdy człowiek wie, co powinien zrobić, to wtedy może wyraźnie zobaczyć, czego jeszcze nie zrobił. Jeżeli natomiast nie ma jasno określonego prawa, to nie ma żadnego punktu odniesienia. Ktoś może powiedzieć, że czegoś jeszcze nie zrobiłem, ale na jakiej podstawie to twierdzi? Jeśli nie wiedziałem, co należy zrobić, to zrobiłem sobie, co chciałem. 

Zakon wyszedł w tym naprzeciw człowiekowi, bo Słowo Boże naucza, że zakon stał się przewodnikiem do Chrystusa. Stał się czymś, co nas bierze za rękę i prowadzi do miejsca, gdzie nastąpi rozwiązanie naszego problemu. Zakon wskazał człowiekowi na jego własną słabość i grzeszność. Dopiero wtedy, gdy zakon został objawiony i ludzie podjęli się go praktykować, mogli odkryć, że nie są w stanie go wypełnić. Przedtem łatwo im było mówić, że potrafią. Po nadaniu zakonu, poznali prawdę o sobie. 

Zakon stał się takim czynnikiem sprawdzającym, pokazującym ludziom, co naprawdę potrafią. Zaczął uczyć ich pokory, bo jeżeli było wiadomo według zakonu, co trzeba robić, a ludzie, po tym jak zabrali się do tego, stwierdzali, że idzie im coraz gorzej, to coś takiego bardzo uczy pokory. Jeżeli ktoś usilnie twierdzi, że umie prowadzić samochód, choć nie ma prawa jazdy i w końcu puszczamy go za kierownicę, a nic z tego nie wychodzi, to ten ktoś spuszcza wzrok w pokorze. I dobrze, że była ta chwila prawdy, ponieważ inaczej z tym człowiekiem trudno byłoby żyć. Takie chwile uczą człowieka właściwego spojrzenia na siebie samego. Zakon po to został dany przez Boga, aby ostrzec ludzi przed grzechem, określić, co jest grzechem, i aby człowiek zrozumiał własną słabość i grzeszność. 

Czy przez ten zakon człowiek stracił możliwość zbliżenia się do Boga? Bynajmniej. Zakon nie odgrodził człowieka od Boga, bo przecież do Boga zbliżamy się nie za pośrednictwem zakonu, ale dzięki łasce Bożej. Zakon w żadnym stopniu nie zablokował drogi do Boga. Pokazał tylko własne możliwości człowieka w dotarciu do tronu Bożego.

Dalej w tym fragmencie Listu, apostoł Paweł pokazał dwa obrazy tego, jak człowiek wchodzi w społeczność z Bogiem. Najpierw mówi o usprawiedliwieniu. Jest to obraz znany z praktyki sądowniczej. Słowo Boże kreśli tutaj obraz człowieka, który – tak jak przed sądami świeckimi – staje przed sądem Bożym. Słowo greckie, które tutaj występuje, wskazuje na sytuację, gdy kimś nie stajemy się sami, ale za kogoś takiego zostajemy uznani.

Gdy więc jest mowa o usprawiedliwieniu, to nie znaczy, że  dany człowiek sam w sobie staje się sprawiedliwym, lecz, że zostaje uznany za sprawiedliwego. Jest to ważna różnica. Gdy Bóg nas usprawiedliwia w Jezusie Chrystusie, to nie znaczy, że w tym momencie sami z siebie staliśmy się sprawiedliwi, lecz, że – gdy uwierzyliśmy w Pana Jezusa –  zostaliśmy uznani w oczach Bożych za sprawiedliwych. 

Oznacza to, że jeżeli przestaniemy wierzyć w Jezusa, cały ciężar naszego życia z powrotem na nas spadnie i wypadniemy z łaski Bożej. Jest to wielka myśl dla Żydów. Trudna dla nich do przyjęcia, tak jak zresztą i dla  nas trudna do przyjęcia, bo wskazująca nam, że aby być usprawiedliwionym, trzeba porzucić  dotychczasowy, religijny sposób myślenia i całkowicie zaufać wyłącznie osobie Zbawiciela. 

Drugi obraz, który się tutaj pojawia, to obraz ofiary. Czytamy, że „wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej, i są usprawiedliwieni darmo, z łaski jego, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie, którego Bóg ustanowił jako ofiarę przebłagalną przez krew jego, skuteczną przez wiarę, dla okazania sprawiedliwości swojej”. Bóg dokonał tego pojednania człowieka z Bogiem przez ofiarę doskonałego Baranka Bożego, Jezusa Chrystusa. 

Ofiara – to obraz dobrze znany Żydom z praktyk ofiarniczych, jakie odbywały się w  świątyni. Było to oczywiste dla nich, że gdy człowiek naruszał zakon, składał Bogu ofiarę. Trzeba było złożyć ją natychmiast, przelać krew zwierzęcia, ponieważ każdy taki błąd w stosunku do zakonu naruszał stosunki z Bogiem i człowiek potrzebował je czym prędzej naprawić. Wśród pobożnych Żydów  było coraz jaśniejsze, że rytuał ziemskich ofiar nie był w stanie naprawić wyrządzonego grzechem zła i tak naprawdę trzeba było czekać na jakieś inne rozwiązanie. 

Rytuał ofiarniczy był praktykowany, ale nie rozwiązywał problemu. Widać to w Księdze Micheasza, czy w Księdze Izajasza, gdzie natchnieni Duchem Bożym prorocy zaczynali to odkrywać, a zarazem wzywać do patrzenia z nadzieją w przyszłość, zapowiadając, że kiedyś przyjdzie prawdziwy Baranek Boży, który zgładzi grzechy świata. W 6. rozdziale Księgi Micheasza, w 6. i 7. wersecie napisane jest tak: „Z czym mam wystąpić przed Panem, pokłonić się Bogu Najwyższemu? Czy mam wystąpić przed nim z całopaleniami, z rocznymi cielętami? Czy Pan ma upodobanie w tysiącach baranów, w dziesiątkach tysięcy strumieni oliwy? Czy mam dać swojego pierworodnego za swoje przestępstwo, własne dziecko na oczyszczenie mojego grzechu?” Wyraźnie w tych słowach wyczuwa się wątpienie, narastającą świadomość, że składanie ofiar ze zwierząt nie rozwiąże sprawy i dalej będzie tak samo. Podobnie jak dzisiaj w niektórych kościołach ludzie wciąż chodzą do  spowiedzi, a wiadomo, że nic to zmienia i wciąż pozostają oni w mocy grzechu. Staje się to machinalne i zupełnie nieskuteczne. Żadna ofiara Starego Testamentu nie mogła dokonać tego, czego dokonał Syn Boży, stając się ofiarą doskonałą, złożoną raz na zawsze za grzechy świata. To właśnie pokazał apostoł Paweł religijnym Żydom, sądzącym, że ich religijność, że ceremonie im wystarczą.

W tym sensie to, co przyniósł Jezus Chrystus dla całego religijnego świata było wielkim novum. Czego człowiek nie był w stanie dokonać, tego dokonała łaska Boża. Zakon koncentrował się cały czas na tym, co dla swego zbawienia może zrobić człowiek. Jeśli ktoś uczciwie spojrzał prawdzie w oczy, to musiał w końcu stwierdzić, że nic nie może uczynić dla swego zbawienia. Łaska Boża przyszła z innym poselstwem. Pokazała inną stronę całej sprawy, a mianowicie to, co dla naszego zbawienia może uczynić i co już uczynił Bóg w Jezusie Chrystusie. Tak jest do dzisiaj. Religia mówi, co my możemy zrobić, by być zbawieni. Łaska Boża ogłasza, co Bóg zrobił dla nas, aby nas zbawić.

Dalsze wersety od 27. do 31. pokazują błogosławiony kres ludzkich wysiłków: „Gdzież więc chluba twoja? Wykluczona! Przez jaki zakon? Uczynków? Bynajmniej, lecz przez zakon wiary. Uważamy bowiem, że człowiek bywa usprawiedliwiony przez wiarę, niezależnie od uczynków zakonu. Czy Bóg jest Bogiem tylko Żydów? Czy nie pogan także? Tak jest, i pogan. Albowiem jeden jest Bóg, który usprawiedliwi obrzezanych na podstawie wiary, a nieobrzezanych przez wiarę. Czy więc zakon unieważniamy przez wiarę? Wręcz przeciwnie, zakon utwierdzamy”.  

Tu czytamy już, że nie ma żadnych podstaw do tego, by się chlubić, bo człowiek nie jest w stanie niczego zrobić, co by mogło go doprowadzić do zbawienia. Każdy człowiek jest dłużnikiem Bożym i nie posiada żadnych podstaw do chwalenia się przed Bogiem swoimi osiągnięciami. 

Kolejna myśl wynikająca z tego fragmentu jest taka, że Bóg jest jeden, zarówno dla Żydów, jak i dla pogan, religijnych i niereligijnych, zielonoświątkowców, katolików, baptystów itd. Bóg jest jeden i tylko jeden jest sposób usprawiedliwienia dla wszystkich. Przez wiarę! Jest jeden Bóg, który usprawiedliwi obrzezanych na podstawie wiary, a nieobrzezanych przez wiarę. Jedni i drudzy,  jeśli uwierzą, przez wiarę będą usprawiedliwieni. 

Ostatni werset naszego tekstu pokazuje, że gdy uwierzymy w Jezusa Chrystusa, zaczynamy działać z miłości do Boga, bo następuje nieznana nam wcześniej osobista więź, relacja miłości z Bogiem. Wtedy staje się możliwe, że wreszcie naprawdę wykonujemy to, co przed wiekami Bóg wypowiedział i określił w zakonie, jako obowiązujące.

Nie unieważniamy zakonu przez wiarę. To nie jest tak, że gdy ktoś uwierzy w Jezusa Chrystusa, to wówczas to, co Bóg określił w Dekalogu, przestaje być ważne. Zakon obowiązuje dalej, tylko że  do tego, co Bóg kiedyś powiedział, mamy teraz zupełnie inne podejście. To już nie jest dla nas przepis zewnętrzny. Zakon Boży jest teraz wpisany w nasze serca. Wszystko staje się piękne, wdzięczne, miłe. Tak naprawdę, dopiero teraz możemy wykonać zakon Boży tak, jak Pan Jezus go wykonał.

 Kończąc, chciałbym powiedzieć parę słów na temat łaski Bożej, tego wielkiego aktu miłości Bożej, który zmienił naszą sytuację i sprawił, że wszyscy, religijni i niereligijni wcześniej ludzie, mogą stać się dziećmi Bożymi. 

Ten wielki akt łaski z jednej strony sprawił, że ci, którzy chlubili się własną pobożnością, muszą schylić głowy i powiedzieć: Precz z moją dotychczasową religią zasług. Ona  nie jest w stanie mi dać zbawienia. Natomiast z drugiej strony ci, którzy byli daleko od Boga i zupełnie nie mają czym się pochwalić, mogą powiedzieć: To nic, że nie byłem religijny i chodziłem swoimi drogami przez połowę swojego życia. Mogę być zbawiony, bo Chrystus, bo Bóg w swej łasce daje mi do tego takie samo prawo, jak temu, który był religijny, był ministrantem, księdzem, chodził na pielgrzymki itd. Największy łobuz, jeśli tylko uwierzył w Jezusa, otrzymuje takie samo prawo, co ten dobry, pomimo tego, że przez całe wcześniejsze życie stał pod kioskiem z piwem. Tak niepojęta jest łaska Boża!

Wymowę tej łaski Bożej być może pomogą nam zrozumieć dwa obrazy. Najpierw obraz polegający na zauważeniu różnicy pomiędzy amnestią a warunkowym zwolnieniem. Cóż to praktycznie znaczy dla kogoś, kto siedzi w więzieniu, gdy nastąpi ogłoszenie amnestii? Oznacza to, że wychodzi na wolność bez jakichkolwiek warunków. Czyszczą mu papiery i wychodzi. Jest wolny. A warunkowe zwolnienie? Polega ono na tym, że się kogoś takiego wprawdzie wypuszcza, ale niejako trzyma się go cały czas na lince. Musi systematycznie zgłaszać się na policję, meldować się. Nie wolno mu opuszczać kraju, chodzić w określone miejsca, bo jak go tam przyuważą, to z powrotem pójdzie do więzienia.

Łaska Boża objawiona nam w Jezusie Chrystusie, to tak jak amnestia. To nie warunkowe zwolnienie, że Bóg nas warunkowo dopuszcza do tego, byśmy mogli liczyć na życie wieczne, i to pod warunkiem, że codziennie będziemy pracować, starać się i wciąż żyć z tą myślą, że w każdym momencie możemy do więzienia wrócić. Nie! Łaska Boża to wypuszczenie nas na wolność, wyczyszczenie nam karty życia, danie nam możliwości całkiem nowego życia. Oczywiście, nie oznacza stanu całkowitej nieutracalności zbawienia, tak jak też nikt zdrowy na umyśle nie myśli, że objęty amnestią i wypuszczony na wolność człowiek nigdy już nie może trafić do więzienia, choćby nie wiem co w życiu narozrabiał. Amnestia oznacza możliwość wyjścia na wolność, a nie akceptację życia przestępczego bez dalszego ponoszenia odpowiedzialności.

Inny obraz, może bliższy tym, którzy jeżdżą samochodem. Są czasem takie sytuacje, że zasługujemy na mandat i zatrzymanie prawa jazdy, a otrzymamy tylko ostrzeżenie od policjanta i możemy jechać dalej. Jest to właśnie jakiś obraz tego, czym jest łaska Boża. Normalnie zasługuję na karę, żeby mnie zatrzymać, a Bóg w Chrystusie puszcza mnie wolnym. Mogę jechać dalej. Powinien być mandat lub zabranie prawa jazdy, a jest tylko ostrzeżenie. Lubimy takich policjantów. To dobrzy policjanci. Łaska Boża polega na tym, że zasługujemy na karę, a Bóg po setny raz mówi: „Ruszaj dalej”. Pan Jezus mówi do tej dziewczyny: „Ja cię nie potępiam. Idź i więcej nie grzesz”. I pojechała dalej. To jest właśnie łaska Boża. 

Bóg okazał nam usprawiedliwienie „za darmo, z łaski, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie”. To także jest myśl ze świata prawniczego, kiedy następowało wypuszczenie z niewoli po zapłaceniu żądanej sumy. Dzisiaj też to się często pojawia przy okazji np. porwania. Czytałem, że Frank Sinatra zapłacił kiedyś 240 tysięcy dolarów, żeby porywacze wypuścili jego syna. Chrystus Pan zapłacił za nas cenę wielkiego okupu za to, żeby nas wykupić z niewoli grzechu i śmierci, byśmy mogli żyć. Zapłacił nie złotem i srebrem, ale drogocenną krwią swoją. 

Co wobec tego mamy robić, aby być zbawieni? Odpowiedź brzmi: Uwierzyć w Jezusa Chrystusa. Wiara to nie obrzędy religijne, to nie koncentracja na przestrzeganiu jakichś szczegółowych przepisów. Jak się wyraził jeden z wielkich autorytetów chrześcijańskich, wiara – to żywy, śmiały sposób pokazywania zaufania wobec łaski Bożej, tak pewnego i niepodważalnego, że można by za nią ręczyć swym życiem choćby i tysiąc razy. Na tym polega wiara. Skoro Bóg w Chrystusie okazał mi łaskę, wypuścił mnie, to ufam temu, że Bóg tak zrobił i nie boję się, że zaraz mnie złapie i spyta: A gdzież ty sobie pojechałeś? 

Gdy Bóg mówi: Żyj! Bądź szczęśliwy! Masz wybaczone grzechy, masz dar życia wiecznego! – to dokładnie właśnie to znaczy. Ufam Mu i nie boję się, że to nie jest prawda i że zaraz mnie złapią. Tylko wówczas, gdy wierzymy tej łasce Bożej, ufamy Jezusowi Chrystusowi, nie jesteśmy jak ludzie warunkowo zwolnieni z więzienia, którzy zapracowują na swoją wolność, muszą trzymać się szczegółowych przepisów, bo w każdej chwili mogą znowu być ukarani za swoje stare grzechy. Bóg okazując nam łaskę obiecał, że więcej już naszych grzechów nawet nie wspomni!

Kończąc tę myśl, apostoł Paweł napisał: „Czy więc zakon unieważniamy przez wiarę?” Skoro tak się rzeczy mają, to może go unieważniamy przez wiarę? Nie. W parafrazie tego ostatniego wersetu przeczytałem w jednym miejscu tak: „Wręcz przeciwnie, uniewinnienie przez Boga czyni z nas nowych ludzi. Ufamy, że Chrystus da nam siłę pozwalającą przeżyć każdy dzień w sposób godny. Dopiero wtedy, gdy zaufamy Jezusowi, możemy naprawdę być Mu posłuszni”. Dopiero wtedy, gdy jesteśmy w Chrystusie, możemy ten zakon Pański do końca wypełnić.

Jesteśmy już na drodze do tego, by uchwycić bardzo istotny wniosek, jaki będzie wynikał z dalszej części listu, a mianowicie to, że Bóg w gruncie rzeczy zawsze zbawiał ludzi dzięki ich wierze, a nie dzięki ich religijności. Zanim jeszcze został nadany zakon Mojżeszowy, Bóg zbawił, usprawiedliwił już przez wiarę jednego człowieka, który się nazywał Abraham. Zajmiemy się tym za tydzień. (cdn.)