04.Choroba i uzdrowienie w świetle Pisma Świętego Drukuj Email
Autor: Tomasz Ropiejko   
czwartek, 14 marca 2013 00:00

Wstęp

Czy choroba jest od diabła? Czy Bóg zawsze chce uzdrowić? Czy chrześcijanin ma chodzić do lekarza? Dlaczego nie wszyscy są uzdrowieni? Czy prawdziwy chrześcijanin nie choruje? Czy odstawienie leków jest wyrazem wiary, czy braku zdrowego rozsądku? Czy modlitwa o chorych dzisiaj ma sens?

Temat choroby i uzdrowienia w kręgach ewangelikalnego chrześcijaństwa potrafi wzbudzić wiele emocji lub nawet kontrowersji. Badając to zagadnienie, możemy zetknąć się z wieloma odmiennymi poglądami. Co ciekawe większość, jeśli nie wszystkie, podparte są różnorodnymi wersetami biblijnymi. Aby przydać temu wszystkiemu dramaturgii, okazuje się, że nierzadko zwolennicy jednego poglądu, spierają się ze zwolennikami poglądu odmiennego, co w efekcie prowadzi do bolesnych i zupełnie niepotrzebnych podziałów. Innymi słowy, przeciętny chrześcijanin ma mnóstwo okazji, aby się w tym zagadnieniu pogubić. Poniższy tekst jest próbą przedstawienia mojego, bardzo osobistego, stanowiska, które jest owocem mojej styczności z Bogiem, Jego Słowem, różnymi stanowiskami oraz służby pastorskiej. Ze względu na sugerowaną formułę tego artykułu, ograniczam się do próby odpowiedzi na podstawowe pytania, nie wdając się w szczegółową analizę niuansów tego fascynującego zagadnienia. Mam nadzieję, że tekst ten okaże się pomocą i inspiracją dla każdego czytelnika.

Pochodzenie choroby

Gdy Bóg zakończył stwarzanie świata, oznajmił, że wszystko było dobre. Stwórca zamierzył, aby człowiek mógł żyć wiecznie w zdrowiu i szczęściu. Obraz ten zakłócił jednak upadek człowieka. Wraz z grzechem pojawiła się choroba i cierpienie. Choroba jest więc jedną z konsekwencji grzechu pierwszych ludzi. Czy słusznie jest więc mówić, że wszelka choroba pochodzi od diabła? I tak i nie. Choroba pojawiła się na świecie w wyniku kontaktu człowieka z grzechem, czyli naturą królestwa ciemności. Trudno jednak uzasadnić, że za każdą chorobą bezpośrednio stoi diabeł. Nie każda choroba ma przecież jakieś ukryte duchowe podłoże. Przez wiele lat po tragedii w Hiroszimie i Czarnobylu, w okolicy rodzili się ludzie z chorobą popromienną. Był to skutek skażenia. My także żyjemy w skażonym grzechem świecie i wszyscy jesteśmy wystawieni na działanie jego negatywnych skutków. Przyczyny choroby mogą mieć różne podłoże. Oto kilka przykładów. Są choroby natury organicznej będące wynikiem zakażenia wirusowego lub bakteryjnego. Tu przyczyną chorób może być zaniedbanie troski o swój organizm, lekceważenie zasad higieny i odżywiania, kontakt z kimś chorym, proces starzenia lub uwarunkowania genetyczne. Są także choroby natury psychosomatycznej. Nie jest tajemnicą, że zamartwianie się, życie w ciągłym stresie potrafi wywołać różnego rodzaju schorzenia. Trzecią kategorię mogą stanowić przyczyny natury duchowej. Tutaj możemy rzeczywiście mówić o bezpośrednim ataku sił demonicznych (Łk 9:37-42), bądź skutku indywidualnego grzechu (1Kor 11:29-30). Rozmyślając o pochodzeniu choroby, ważne jest pamiętać, że nie była ona nigdy i nie jest pierwotnym pragnieniem Boga dla człowieka. Bóg jednak, jak nikt inny, potrafi to, co zamierzono ku złemu, wykorzystać ku dobremu (Rzym 8:28). W tym kontekście, podobnie jak w bólu powstaje piękna perła, tak nasze cierpienie, jeśli go nie zmarnujemy, potrafi w naszym wnętrzu wykształtować Boże piękno i do Niego nas przybliżyć.

Różne formy powrotu do zdrowia

Podobnie jak różne są przyczyny chorób, tak też różne potrafią być sposoby powrotu do zdrowia. Nasz organizm posiada naturalny system obronny, który zwalcza atakujące go choroby. Czasem ten naturalny proces wspomagany jest przez terapię medyczną posługującą się środkami naturalnymi lub syntetycznymi, a także różnego rodzaju zabiegami. Ostatnim sposobem jest oczywiście nadprzyrodzony cud Bożego uzdrowienia, czyli to, za czym tęskni chyba najbardziej każdy chory. Taki stan rzeczy stoi w zgodzie z naturą Boga, który zaspokaja nasze potrzeby zarówno w sposób naturalny, jak i nadprzyrodzony. Można to także zobrazować zaspokajaniem potrzeb materialnych poprzez pracę zarobkową, ale także poprzez okazjonalne „prezenty”, które do nas trafiają we właściwym czasie. Trochę tak jak było z manną na pustyni i pracą w ziemi obiecanej. Jak to ktoś powiedział, że Bóg nie czyni cudów tam, gdzie nie ma na nie zapotrzebowania.

Niektórzy kwestionują korzystanie ze służby zdrowia, jako wyraz braku wiary. Rozumiem argumentację, ale jednak trudno biblijnie uzasadnić taki pogląd. W samym Nowym Testamencie znajdujemy różne wskazówki dające nam do zrozumienia, że Bóg nie widzi niczego zdrożnego we wspomaganiu procesu zdrowienia poprzez wizytę u lekarza (Kol 4:14; Mt 9:12) lub stosowanie odpowiednich środków (1Tym 5:23; Łk 10:33-34). Należy jednak być świadomym, że choć z jednej strony rozwój medycyny jest zbawienny, to z drugiej, może osłabiać nasze pragnienie polegania bardziej na Bogu, niż na człowieku. Kiedyś właśnie z tego powodu upomniany został król Asa (2Krl 16:7.12). Zdarza się, że do serca człowieka wierzącego, który modli się o uzdrowienie wkradnie się wątpliwość, czy powinien może odstawić leki. Gdy nastąpi Boże uzdrowienie i zostanie ono potwierdzone stosownymi badaniami, leki rzeczywiście będą niepotrzebne. Jestem świadomy, że każdy tę sprawę musi rozsądzić w swoim własnym sercu.

Boża odpowiedź na upadek człowieka

Ponieważ Bóg nie chciał, aby człowiek pozostał na wieki w upadłym stanie, posłał swojego Syna, który oddał swoje życie, umierając męczeńską śmiercią na krzyżu. Dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa, mamy teraz dostęp nie tylko do odpuszczenia grzechów, ale także do uzdrowienia z chorób.

„A gdy nastał wieczór, przywiedli do niego wielu opętanych, a On wypędzał duchy słowem i uzdrawiał wszystkich, którzy się źle mieli, aby się spełniło, co przepowiedziano przez Izajasza proroka, mówiącego: On niemoce nasze wziął na siebie i choroby nasze poniósł.” Mt 8:16-17

Piotr dopowiada w swoim liście: „On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy, obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; jego sińce uleczyły was.” 1Ptr 2:24

Jedną z podstawowych cech służby Pana Jezusa, było właśnie uzdrawianie chorych. Kilkakrotnie czytamy w Ewangeliach, że gdy przyprowadzano do Niego chorych On uzdrawiał wszelką chorobę i wszystkich chorych (Mt 12:15; Łk 6:19; Mt 4:23; Mt 9:35). Służba i słowa Pana Jezusa potwierdzają tę prostą prawdę, że Bóg posłał swojego Syna także po to, aby rozprawił się z chorobą.

Prawda ta, w zderzeniu z otaczającą nas rzeczywistością, wywołuje w nas różne pytania i wzbudza do refleksji. Co oczywiście jest ze wszech miar jak najbardziej pożądane. Postarajmy się przywołać niektóre z podnoszonych kwestii.

Dzieło Jezusa Chrystusa otworzyło drogę do powrotu do pierwotnego zamysłu Boga dla człowieka. Chociaż żyjemy w czasach ostatecznych, to nie oznacza to jednak, że nastał już stan ostateczny. Bibliści i teologowie mówią tu o swoistym napięciu „już, ale jeszcze nie”. Chrystus złamał moc grzechu, ale jeszcze zdarza nam się zgrzeszyć (Hebr 9:28; 1Jn 2:1-2). Już jesteśmy z Chrystusem posadzeni w okręgach niebieskich, ale jeszcze nasze stopy chodzą po ziemi (Ef. 2:6). Jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze nie objawiło się kim będziemy (1Jn 3:2). Chrystus przyniósł uzdrowienie, ale jeszcze zdarza nam się zmagać z chorobą. Ktoś wyjaśniając tę kwestię posłużył się przykładem z II wojny światowej. Historycy zgadzają się, że bitwa pod Stalingradem była przełomowa dla dalszego przebiegu wojny. Zanim jednak została podpisana kapitulacja III Rzeszy, stoczono jeszcze wiele bitew i wielu ludzi poległo na polu walki. Jak to bywa z przykładami i ten jest niedoskonały, ale oddaje ogólny zamysł myśli. Szatan został pokonany na krzyżu, ale jeszcze w akcie desperacji przed swoim ostatecznym końcem stara się narobić jak największej szkody (Kol 2:15). Dzisiaj cieszymy się tym, co wywalczył dla nas Pan Jezus, ale mamy świadomość, że w pełni będziemy mieli w tym udział, gdy On powróci po swój Kościół (Rzym 8:18-25; 1Kor 15:45-57). Wówczas ci którzy Go umiłowali, będą mogli się cieszyć niczym nie zakłóconą społecznością ze swoim Panem. Tam nie będzie już łez, ani bólu, ani cierpienia, ani choroby. Zostanie przywrócony pierwotny zamiar Boga. Zanim to jednak nastąpi, żyjemy w okresie przejściowym, zmagając się z różnorodnymi skutkami skażenia tego świata, także z chorobą. Każdy, kto oddaje swoje życie Bogu może mieć pewność, że znajduje się na polu bitwy. Ewidentnie toczy się duchowa walka, na śmierć i życie i to wieczne.

Ku zaskoczeniu niektórych, Nowy Testament podaje przykłady ludzi wierzących, którzy również zmagali się z chorobą. Do tego są to osoby, które trudno oskarżyć o brak wiary, czy jakiś ukryty grzech. Z problemami żołądkowymi borykał się Tymoteusz (1Tym 5:23). Epafrodyt przez chorobę otarł się o śmierć (Flp 2:27). Chorego Trofima Paweł apostoł pozostawił w Milecie (2Tym 4:20). To ze względu na swoją chorobę Paweł zwiastował ewangelię w Galacji (Gal 4:13-14). Nie powinno być więc niczym dziwnym, że i nam współczesnym naśladowcom Chrystusa przychodzi toczyć bój z chorobą ciała.

Co ciekawe, nie brakuje znanych ludzi, których Bóg niesamowicie używał w kwestii uzdrowienia, a którzy sami, w tym czasie, chorowali. Tak było choćby w przypadku Smitha Wiggleswortha, Kathryn Kuhlman, czy Johna Wimbera. Oni wszyscy widzieli niezwykłe cuda uzdrowienia, a sami zmagali się ze słabością swoich organizmów.

Jak się okazuje nie wszyscy, pomimo gorącej modlitwy, dostępują tu na ziemi uzdrowienia. W naszych zborach nie brakuje pełnych bólu sytuacji, gdy żegnamy tych, którzy odeszli pomimo naszego modlitewnego boju. Sam w swojej pastorskiej służbie zasmakowałem w pokorze takich momentów.

Dlaczego jedni zostają uzdrowieni, a inni nie? Czasem nawet dobór osób w tym względzie potrafi zaskoczyć. Jak ktoś powiedział, że Bóg wydaje się być wybiórczy w odniesieniu do tych, których uzdrawia. Sprawa potrafi być złożona. Biblia podaje różne powody braku uzdrowienia, czy efektu naszej modlitwy. Począwszy od wspomnianego już braku wiary (Mt 17:19-20), czy grzechu (Jak 5:16), po brak wytrwałości w modlitwie (Łk 18:1), czy niewłaściwe nastawienie (Jak 4:3). Spośród nich wszystkich najbardziej podstawowym wydaje się być właśnie brak wiary. To z tego powodu Pan Jezus nie mógł uczynić wielu cudów w Nazarecie, swoim rodzinnym mieście (Mt 13:58). To właśnie brak wiary najczęściej ganił u ludzi, także u swoich uczniów (Mt 17:17). Dwóch ślepych, którzy przyszli prosić Jezusa o uzdrowienie, usłyszało od niego takie słowa: „według wiary waszej niechaj się wam stanie” (Mt 9:28). Wreszcie, to wiara rzymskiego setnika spotkała się z niezwykłą pochwałą Mistrza (Mt 8:10). Ktoś może jednak zapytać: ile tej wiary potrzeba? Pan Jezus mówił, że wystarczy jej minimalna ilość, jak malutkie ziarnko gorczycy (Mt 17:20). Gdy czujemy, że brak nam wiary, zawsze możemy Boga prosić, aby nam jej przydał (Łk 17:5; Mk 9:24). Zdarzają się jednak sytuacje, w których niezmiernie trudno jednoznacznie coś stwierdzić. Nasza wątpliwość wówczas kierowana bywa ku Bogu. Dochodzimy do wniosku, że w danym przypadku, może Bożą wolą nie jest uzdrowienie. Tu chciałbym zaprotestować. Słowo Boże, a szczególnie opisana w nim służba Pana Jezusa i apostołów powinny dla nas być wystarczającym świadectwem tego, że Jego wolą jest uzdrowienie i że On chce uzdrawiać (Mk 1:41-42).

Boża wola i Jego obietnice

Wysyłając swoich uczniów Pan Jezus ich odpowiednio wyposażył: „I przywołał dwunastu uczniów swoich, i dał im moc nad duchami nieczystymi, aby je wyganiali i aby uzdrawiali wszelką chorobę i wszelką niemoc” (Mt 10:1). Następnie im przykazał: „Chorych uzdrawiajcie, umarłych wskrzeszajcie, trędowatych oczyszczajcie, demony wyganiajcie; darmo wzięliście, darmo dawajcie.” (Mt 10:1).

Ewangelista Jan zapisał słowa Jezusa, które potrafią być dla nas wyzwaniem: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie; bo Ja idę do Ojca” (Jn 14:12).

Bóg nawet obiecuje, że ci, którzy podejmują się z wiarą takiej modlitwy, powinni oczekiwać uzdrowienia.

„A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: w imieniu moim demony wyganiać będą, nowymi językami mówić będą, węże brać będą, a choćby coś trującego wypili, nie zaszkodzi im. Na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją.” Mk 16:17-18

„Choruje kto między wami? Niech przywoła starszych zboru i niech się modlą nad nim, namaściwszy go oliwą w imieniu Pańskim. A modlitwa płynąca z wiary uzdrowi chorego i Pan go podźwignie.” Jak 5:14-15

Wszystkie powyższe fragmenty, a podobnych można przytoczyć więcej, nie powinny pozostawiać żadnych wątpliwości, że Bożą wolą dla Jego Kościoła jest, aby modlić się o chorych.

Nasza odpowiedzialność, to pełna wiary modlitwa. Bóg bierze na siebie kwestię uzdrowienia, w odpowiedzi na tę modlitwę. My nie mamy wykrzesywać z siebie uzdrowienia, jego Autorem i Sprawcą jest Bóg. Z tej przyczyny nie powinniśmy się obawiać modlitwy z chorymi.

Wygląda na to, że zbyt często dajemy się zniechęcić brakiem oczekiwanych rezultatów i za wcześnie rezygnujemy z dalszej modlitwy. Odważę się stwierdzić, że człowiek wierzący ma traktować chorobę jako coś obcego i tymczasowego. Piszę to, będąc świadomym rad jakich udzielają świeccy terapeuci, zachęcając do zaprzyjaźniania się z chorobą. Rozumiem ich dobre intencje, ale pozwolę się z ich sugestią nie zgodzić. Trudno zaprzyjaźniać z czymś, czego Bóg pierwotnie nie zamierzył. Problem polega na tym, że zbyt wielu wierzących ludzi, czyni dokładnie to, co oni sugerują. W konsekwencji akceptują swój stan, przyjmują postawę bezbronnych ofiar i składają duchową broń. Czy takiej postawy uczy nas Bóg poprzez swoje Słowo?

Warto przy tym wszystkim pamiętać, że jeśli z jakiegokolwiek powodu nie uda nam się wywalczyć uwolnienia od choroby za życia ziemskiego, to Boża obietnica spełni się po drugiej stronie, gdy Bóg obdaruje nas ciałami uwielbionymi, już wolnymi od choroby. Jak napisał Paweł, gdy to co skażone przyoblecze się w to, co nieskażone, a to co śmiertelne w to, co nieśmiertelne (1Kor 15:54).

Zgoda na życie z tajemnicą

Obcowanie z Bogiem, z Jego Słowem, z różnymi środowiskami chrześcijan, czy wręcz codzienne nasze, życie uczą nas pokory. Z wyłączeniem tych, którzy oczywiście do nauki nie są chętni. Jednym z wyrazów owej pokory jest uznanie, że pomimo naukowego i intelektualnego rozwoju człowieka, pewne rzeczy nadal pozostają tajemnicą. To stwierdzenie, jak najbardziej odnosi się do kwestii uzdrowienia. Nawet najbardziej opasłe woluminy nie dadzą odpowiedzi na każde pytanie. Nawet najgłębsze rozważanie, może się okazać niewystarczające, by zgłębić tajemnice Boże. Biblia uczy, że to, co jest zakryte należy do Pana (5Mojż 29:28). Czy jesteśmy gotowi zaufać Bogu pomimo braku niektórych odpowiedzi? Sprawiedliwy żyje z wiary, a wiara, to zaufanie, to pielgrzymowanie w rzeczywistości niewidzialnej, której ludzkie „szkiełko i oko” nie jest w stanie ogarnąć. Czy pomimo bólu, cierpienia i niezrozumienia, jesteśmy w stanie, z głębi serca wyznać, że Bóg jest dobry? Czy jesteśmy w stanie kochać naszego Boga nade wszystko, pomimo?

Słowo końcowe

Przypatrując się służbie Pana Jezusa oraz jego uczniów nietrudno jest dostrzec jak istotną jej część stanowiło uzdrawianie chorych i cierpiących. Współczucie i miłość, którymi Pan Jezus ogarniał potrzebujących, Bóg teraz pragnie okazywać poprzez swój Kościół. W otaczającym nas świecie nie brakuje ludzi, którzy zmagają się z chorobą. Naszą powinnością jest modlić się o nich z wiarą i oczekiwaniem Bożego działania. Wierzę, że czyniąc to wytrwale, prędzej, czy później, w coraz większej mierze, będziemy doświadczać Bożego uzdrowienia. Dużo ważniejsze od teoretyzowania na ten temat, jest praktyczne okazywanie Bożej miłości i troski wszystkim chorym. Jednym z jej wyrazów jest modlitwa o uzdrowienie.