Kończąc ostatnio nasze rozważania rozmawialiśmy o zatwardzeniu serca narodu izraelskiego. Mówiliśmy o strasznym stanie, w jaki popadł ten naród z powodu pychy, pewności siebie, samozadowolenia z tego, że należą do narodu wybranego, że wszystkie obietnice są dla nich, że wszystko to, co najlepsze, jest ich zagwarantowanym i nieodłącznym prawem.
Tacy pewni siebie, stali się ślepi, głusi i nieczuli na to, co Bóg do nich mówił. Popadli w zatwardziałość serca. Słowo Boże mówi, że ulegli zatwardziałości. Jest to zwrot medyczny oznaczający zgrubienie. Jeżeli w jakimś miejscu nam skóra zgrubieje, to wtedy już można to miejsce dotykać nawet ostrym narzędziem, a nie będziemy tego odczuwać. Coś takiego stało się z sercem Izraela. Bóg do nich mówił, ale oni już nie słuchali. Bóg starał się poruszyć, ale już nic ich nie poruszało. Bóg starał się ich napomnieć, ale oni się już niczego nie bali. Stali się nieczuli.
Mówiliśmy, że to, co stało się z Izraelem jest przestrogą dla każdego chrześcijanina. Każdy może popaść w taką zatwardziałość serca. Jeżeli dość długo idzie własną drogą, zapatrzony w siebie samego, w to, co sam myśli i co uważa za stosowne, to z czasem traci poczucie rzeczy pięknych. Przestaje się zachwycać tym, co Bóg czyni. Jeżeli dość długo trwa w jakimś grzechu – pomimo tego, że Duch Święty go napomina i wzywa do opamiętania – to może popaść w taką zatwardziałość, że już ten grzech przestanie wywoływać w nim poczucie winy. Zacznie grzeszyć bez zmrużenia oka, bez wyrzutów sumienia. Tak może się stać z każdym człowiekiem. Oby Bóg nas od tego uchował.
Dzisiaj będziemy rozważać dalsze fragmenty, począwszy od 13. wersetu z jedenastego rozdziału Listu do Rzymian. W naszych rozważaniach posługujemy się dwoma terminami: judeochrześcijanie i poganochrześcijanie. To znaczy, mówimy o tych, którzy się nawrócili do Chrystusa z Żydów i o tych, którzy narodzili się na nowo, przyszli do wiary w Chrystusa, a pochodzą z narodów pogańskich.
Kiedy apostoł Paweł pisał o judeochrześcijanach, gdy odnosił się do nich i ukazywał przeszłość całego narodu izraelskiego, to wówczas poganochrześcijanie mogli się poczuć i – być może – niektórzy poczuli się zbyt komfortowo, nabierając przeświadczenia, że teraz cała łaska przeszła do nich. Wielu z nich gotowych było myśleć, że wszystkie Boże obietnice odnoszą się już do nich, a Żydzi zostali odrzuceni i na zawsze oddaleni od Boga.
To jest bardzo niebezpieczny stan, gdy człowiek zaczyna w ten sposób myśleć o sobie. Niebezpiecznie jest patrzeć na siebie w takich kategoriach, ponieważ to może się skończyć tym samym, co stało się z narodem izraelskim. Dlatego też werset 13. tego rozdziału rozpoczyna pewną myśl, poprzez którą Bóg zwraca się teraz do wierzących spośród pogan. „Do was zaś, którzy jesteście z pogan, mówię: Skoro już jestem apostołem pogan, służbę moją chlubnie wykonuję; może w ten sposób pobudzę do zawiści rodaków moich i zbawię niektórych z nich. Jeśli bowiem odrzucenie ich jest pojednaniem świata, to czym będzie przyjęcie ich, jeśli nie powstaniem do życia z martwych? A jeśli zaczyn jest święty, to i ciasto; a jeśli korzeń jest święty, to i gałęzie” [w. 13-16].
Aby uchwycić myśl tego fragmentu Słowa Bożego, trzeba nawiązać do początków rozdziału dziesiątego. Już to rozważaliśmy, ale przypomnimy sobie, co wtedy powiedzieliśmy: „Bracia! Pragnienie serca mego i modlitwa zanoszona do Boga, zmierzają ku zbawieniu Izraela”. Apostoł Paweł był tak przejęty sprawą zbawienia swoich rodaków, czyli narodu wybranego, że robił rozmaite rzeczy i wciąż wracał myślami do tego, żeby oni byli zbawieni. Przecież wszystkie Boże obietnice i cała historia działania Bożego są nakierowane na ten naród.
W naszym fragmencie pojawia się nowa myśl, nowe działanie Pawła, które jest bardzo pouczające i zastanawiające dla nas, dzisiejszych chrześcijan. Jest taka historia w Dziejach Apostolskich, kiedy to apostoł Paweł głosił najpierw Żydom, ale oni się sprzeciwiali i kręcili nosem, robiąc mu na przekór. W pewnym momencie apostoł Paweł, widząc ich postawę, odwrócił się od nich. Powiedział: „Wam to najpierw miało być opowiadane Słowo Boże, skoro jednak je odrzucacie i uważacie się za niegodnych życia wiecznego, przeto zwracamy się do pogan” [Dz 13,46].
Zrobił to publicznie. Ogłosił w sposób ostentacyjny, że się odwraca i idzie do pogan, aby im głosić ewangelię, gdyż jest do tego powołany przez Boga. Z drugiej strony jednak, patrząc na to, co Paweł w ogóle pisał na ten temat, chciałoby się powiedzieć, iż apostoł Paweł po to zrobił to tak ostentacyjnie, aby pobudzić w nich pożądaną postawę. Jakby się w ten sposób dopraszał o to, aby oni go zaczęli powstrzymywać i prosić, by wrócił do nich. Jakby chciał wzbudzić w nich zazdrość i pragnienie, żeby dalej im głosił, gdyż oni – mimo wcześniejszego zachowania – jednak chcą słuchać ewangelii.
Czasem rodzą się takie sytuacje, że np. ojciec mówi do swoich dzieci: Jeśli wy takie jesteście, to ja z wami nigdzie nie jadę. I nie mówi tak dlatego, że naprawdę nie chce z nimi jechać, lecz po to, żeby w tych dzieciach wywołać opamiętanie, żeby one jeszcze bardziej zapragnęły jednak ze swoim tatą pojechać. Coś z tego można wyczytać ze słów Pawła, ponieważ wersety 13. i 14. świadczą, że człowiek ten był naprawdę przejęty zbawieniem swojego narodu. Myślę, że bardziej, niż my jesteśmy przejęci zbawieniem narodu polskiego, chociaż też przecież pragniemy, aby tysiące ludzi, którzy żyją wokoło, poznało Chrystusa Pana.
A może jesteśmy przejęci tak samo, jak apostoł Paweł? Przyjrzyjmy się jego słowom. Paweł napisał: „Skoro już jestem apostołem pogan…”, czyli skoro Bóg powołał mnie do tego, abym zostawił mój ukochany naród i poszedł gdzieś do Hiszpanii, Brytanii, gdzieś do Azji Mniejszej czy Efezu, aby chodzić tam po pogańskich miastach, iść do pogańskich świątyń, na Aeropag, to [...] „służbę moją chlubnie wykonuję; może w ten sposób pobudzę do zawiści rodaków moich i zbawię niektórych z nich” – wyznał Paweł [w. 13-14].
Miał nadzieję, że kiedy Żydzi posłuchają o tym, co on robił, jakie dobro się działo w wyniku jego aktywności, to może zrobi im się żal, że aż tyle tracą. Może się ockną i może dzięki temu niektórzy z nich zostaną zbawieni. Paweł zrobił sprawę ze swojego apostolstwa pogan. Wszędzie to ogłaszał, podkreślał, chlubnie pełnił swoją rolę apostoła pogan po to, aby wzbudzić w Żydach pragnienie odzyskania tego, co stracili, aby ich pobudzić do powrotu do łaski Bożej. Właśnie ta łaska zakreślała coraz większe kręgi, przynosiła coraz więcej wspaniałych owoców.
Zwróćcie uwagę na to, że apostoł Paweł, który został powołany przez Boga do tego, by stać się apostołem pogan, naprawdę wciąż był przejęty zbawieniem swojego narodu. Zilustrujmy to. Wyobraźmy sobie taką sytuację, kiedy to wierzący ojciec zwraca się do swoich dorastających dzieci i mówi, że będzie wspierać je, jeżeli będą bogobojne. Jeżeli zaś nie będą bogobojne, to raczej wspierać będzie innych ludzi, aniżeli swoje bezbożne dzieci. Dzieci lekceważą oświadczenie ojca, sądząc, że to nie będzie miało żadnego praktycznego zastosowania w życiu i żyją po świecku. Ojciec zaczyna więc konsekwentnie realizować to, co zapowiedział i robi to nie ukradkiem, a otwarcie. Daje np. pewną sumę pieniędzy na nowe ubrania, nie swoim dzieciom, ale komuś innemu. Wtedy dzieci zaczynają widzieć, co ich omija. Nie zdawały sobie sprawy, że aż tyle będą tracić, bo ojciec wcześniej nie był zbyt hojny, a teraz zaczął taki być. Szkoda, że taka hojność przechodzi im koło nosa, zwłaszcza, że oryginalnie im się należała. Jedno z tych dzieci idzie po rozum do głowy i nawraca się do warunków ojca. Więc znowu jest brane pod uwagę w ojcowskim budżecie. Gdyby ojciec ukrywał swoją pomoc kierowaną do innych ludzi, dzieci nie widziałyby tego, co tracą. Gdy zaś widzą, może to ich pobudzić do powrotu do ojcowskich warunków i łask.
To jest ta myśl. Apostoł chlubnie sprawuje swoje powołanie, bo może w ten sposób pobudzi w niektórych ze swoich rodaków tę pozytywną zazdrość i spowoduje ich zbawienny powrót.
Oto jeszcze prostszy obraz. Wyobraźmy sobie, że mam kosz owoców i częstuję was nimi. Niektórzy biorą owoc, a większość odmawia. Ja także biorę jeden owoc i zaczynamy razem jeść je ze smakiem. Słychać odgłos jedzonych owoców, zaczyna rozchodzić się przyjemny zapach. Po krótkiej chwili, ci, którzy nie wzięli owocu, zaczynają żałować i jeden po drugim sięgają do tego koszyka. Gdybyśmy jedli te owoce ukradkiem, raczej nikt więcej z nich by nie skorzystał. Kiedy zaś zaczynamy je spożywać publicznie i ze smakiem, to rodzi się chęć w innych i pobudza ich apetyt. Okazuje się, że choć na początku zainteresowanie owocami okazały tylko cztery osoby, to na koniec koszyk już pusty, a niektórzy jeszcze mieliby ochotę.
Taka właśnie myśl kryje się w tym działaniu apostoła Pawła: „(...) Skoro już jestem apostołem pogan, służbę moją chlubnie wykonuję; może w ten sposób pobudzę do zawiści rodaków moich i zbawię niektórych z nich” [w. 13]. Tego pragnął apostoł Paweł. Dlatego wykonywał swoje powołanie tak chlubnie i tak wyraziście.
Kryje się w tym ważna wskazówka do zastosowania także dzisiaj. Jeżeli ktoś z naszych kręgów wzgardził ewangelią, niech zobaczy, czym wzgardził. Niech widzi na co dzień, co odrzucił. Niech zabłyszczy mu to Boże życie w nas. Niech widzi, że jest to chlubne, wspaniałe życie! Niech wzbudza to w nim zawiść, że już od dawna mógłby je mieć. Może to zbawi niektórych z nich. Niech widzą, że kiedy oni zostali w miejscu, my poszliśmy daleko do przodu. Niech widzą dokąd poszliśmy i co z tego mamy. Niech zobaczą, jakie wspaniałe zmiany w naszym życiu zachodzą, jakie błogosławieństwo się objawia. Niech widzą i żałują, że nie poszli, bo może to pewnego dnia wzbudzić w nich pragnienie, że też będą chcieli pójść.
Pamiętam, jak przed trzydziestoma laty, kiedy poszedłem do szkoły biblijnej, pewien chłopak nie poszedł, choć mógł iść. Potem, po latach usłyszałem, że żałuje, że wtedy ze mną nie poszedł, bo jego życie niestety zdryfowało w sensie duchowym gdzieś na boczny tor. O to właśnie chodzi, by ludzie mieli to odczucie, że wiara w Jezusa Chrystusa, że chodzenie Bożymi drogami jest atrakcyjne. Potrzebują to jednak wyczytać z naszego życia, bo to może zbawić niektórych z nich. Taką nadzieję żywił apostoł Paweł w stosunku do Żydów.
Warto się zastanowić nad tym, jak przejmujemy się zbawieniem innych ludzi? Co robimy w tym kierunku? Czy mamy odpowiedni poziom troski o zbawienie innych? Mamy być strategami tej troski. Potrzeba nam trochę pokombinować, jakby tu doprowadzić ich do zbawienia, jak zaprezentować im lepiej ewangelię, jak przyprowadzić rodaków do Chrystusa.
Bracia i siostry! Nie ma faktycznie innej możliwości pełnego naśladowania Pana Jezusa, jak właśnie ten sposób apostolski, ukazany nam w postawie św. Pawła. Jeżeli tak nie będziemy żyć, to wkrótce przyjdzie na nas zatwardziałość, tak jak przyszła na Izraela.
Bardzo porusza mnie ta postawa. Nigdy wcześniej nie zauważałem tego, że apostoł, pełniąc rolę apostoła pogan, tak naprawdę, wewnętrznie, dalej był skierowany ku zbawieniu Izraela. Owszem, był szczerze zainteresowany zbawieniem pogańskich narodów. Dzień i noc troszczył się, głosił i się narażał, ale jego serce ciągle wracało i kierowało się w stronę jego rodaków, Żydów. Nie przestawał pragnąć ich zbawienia.
Czytamy dalej od 17. wersetu: „Jeśli zaś niektóre z gałęzi zostały odłamane, a ty, będąc gałązką z dzikiego drzewa oliwnego, zostałeś na ich miejsce wszczepiony i stałeś się uczestnikiem korzenia i tłuszczu oliwnego, to nie wynoś się nad gałęzie; a jeśli się chełpisz, to pamiętaj, że nie ty dźwigasz korzeń, lecz korzeń ciebie. Powiesz tedy: Odłamane zostały z powodu niewiary, ty zaś trwasz dzięki wierze, nie wzbijaj się w pychę, ale się strzeż. Jeśli bowiem Bóg nie oszczędził gałęzi naturalnych, nie oszczędzi też ciebie. Zważ tedy na dobrotliwość i surowość Bożą – surowość dla tych, którzy upadli, a dobrotliwość Bożą względem ciebie, o ile wytrwasz w dobroci, bo inaczej i ty będziesz odcięty. Ale i oni, jeżeli nie będą trwali w niewierze, zostaną wszczepieni, gdyż Bóg ma moc wszczepić ich ponownie. Bo jeżeli ty, odcięty z dzikiego z natury drzewa oliwnego, zostałeś wszczepiony wbrew naturze, w szlachetne drzewo oliwne, o ileż pewniej zostaną wszczepieni w swoje drzewo oliwne ci, którzy z natury do niego należą” [w. 17-24].
To napomnienie jest skierowane do poganochrześcijan, czyli wierzących wywodzących się z pogan. Do tych, którzy zaczęli się wynosić, chełpić się, stawiać się wyżej ponad Izraela. Oczywiście, nie byli oni traktowani przez Boga jako chrześcijanie drugiej kategorii dlatego, że byli z pogan. Ale nie byli też lepsi od judeochrześcijan. W oczach Bożych byli tacy sami.
U Boga nie ma lepszych i gorszych. Jednakże w postawie tych poganochrześcijan zaczynała zarysowywać się pycha i jakiś rodzaj antysemityzmu: Żydzi są tak zatwardziali, że nawet Bóg ich odrzucił, więc nie chcemy z nimi mieć nic wspólnego. Cała historia Kościoła przesiąknięta jest takim duchem antysemityzmu. Chrześcijaństwo, gdy zaczęło w swej głównej masie odchodzić od bliskiej społeczności z Bogiem, popadło w tak daleko idący antysemityzm, że stało się to nawet zaszczytem, kiedy ktoś przegonił Żyda. Ludzie ulegli zaślepieniu i zapomnieli, że zbawienie jest od Żydów. Stracili to z oczu, że Zbawiciel jest z narodu izraelskiego, że Biblia napisana jest w kontekście i środowisku tego narodu. Do dzisiaj w naszym ukochanym kraju, gdy ktoś powie, że Maryja była Żydówką, to niektórzy odbierają to niemal jak obelgę. Fakty i logika mówi, że tak jest, ale serce nigdy tego nie przyzna. – To musiała być Polka!
Już na samym początku chrześcijaństwa zaczynał rysować się antysemityzm. Dlatego natchniony Duchem Świętym apostoł, dobierał mu się w tym fragmencie do skóry. Stwierdził wyraźnie, że jeśli niektóre gałęzie zostały odłamane, a ktoś jest na ich miejsce wszczepiony, to nie ma prawa wynosić się ponad nie. Niech nie myśli o sobie za wysoko. Jeśli zaczyna się chełpić, to niech pamięta, że to nie on dźwiga korzeń, ale korzeń jego! Jest tylko gałązką, nad którą Bóg się zmiłował, a to nie powód, żeby się pysznić i nosić głowę coraz wyżej.
Warunek, żeby być wszczepionym w ten święty korzeń i czerpać soki, to wiara w Jezusa Chrystusa. Jest to warunek jedyny, ale za to musi być on cały czas przez nas spełniany. Nie może być tak, że raz kiedyś wyznaliśmy wiarę i przez to już jesteśmy na zawsze w Kościele. Jesteśmy w Kościele tylko wówczas, gdy Bóg widzi w nas żywą wiarę. Jeśli przestajemy żyć wiarą w Boga i zaczynamy prowadzić rutynowe, zwyczajne, świeckie życie, a tylko chodzimy do kościoła, choćby i z Biblią pod pachą, to nic z tego. Historia narodu Izraelskiego pokazuje właśnie, że oni mieli dużo więcej podstaw, niż my, żeby się chlubić, a mimo to Bóg odciął te gałęzie. „Powiesz tedy: Odłamane zostały gałęzie, abym ja był wszczepiony. Słusznie! Odłamane zostały z powodu niewiary, ty zaś trwasz dzięki wierze (...)” [w. 19-20]. To niewiara sprawiła, że Bóg odciął gałąź Izraela, a my dzisiaj możemy mówić do Boga „Ojcze”. Stało się tak nie z tego powodu, że jesteśmy Polakami, a tylko dlatego, że wierzymy w Chrystusa! W momencie, gdy stracimy tę wiarę, gdy przestanie ona nas ożywiać, zostaniemy odcięci.
Gdy w naszym sercu pojawi się pycha, która jest zaprzeczeniem wiary, to już nas nie ma w Chrystusie. „(...) nie wzbijaj się w pychę, ale się strzeż” [w. 20]. W Biblii Tysiąclecia napisane jest to tak: „Przeto się nie pysznij, ale trwaj w bojaźni”, a w grecko-polskim Nowym Testamencie, czytamy: „Nie myśl wysoko, ale się bój”.
Jest to dla nas wszystkich przestroga. Ostrzeżenie przed utratą wiary takiej jakości, która jest honorowana przez Boga. Wiemy bowiem, że wiara może być rozmaitej jakości. Jest wiara na poziomie wiary demonów; one wierzą, boją się, ale cóż to za wiara? Wierzą w Boga, ale idą do piekła, bo się nigdy nie nawrócą. Jest też uniwersalizm chrześcijański. Głosi on, że jest Bóg, który kiedyś wszystkim wszystko anuluje. Jest to wiara złudna. Kłamstwo, którym diabeł próbuje otumanić wielu skądinąd wspaniałych ludzi. Nie ma czegoś takiego w Biblii.
Jeżeli ktoś jest w niewierze, zostaje odcięty. Gdy zaczyna wierzyć, zostaje przyłączony. Tak dobry i wspaniały jest Bóg. Mamy tu przestrogę przed utratą wiary honorowanej przez Boga. Nie traćmy wiary żywej, która otwiera drzwi Królestwa Bożego, porusza serce Boga, która sprawia, że możemy radować się ze zbawienia, jakie mamy w Chrystusie. To Bóg ocenia jakość naszej wiary. Sami moglibyśmy się grubo pomylić. Jeżeli wiara ma Jego stempel jakości, jesteśmy wszczepieni w Chrystusa i zbawieni. Jeśli jednak nasza wiara traci tę konieczną jakość w Jego oczach, wszystko jest na nic.
Ostatnio środki masowego przekazu doniosły, że gdzieś tam w coca-coli odkryto jakieś bakterie. Momentalnie miliony litrów tego samego napoju przestało być coca-colą, a stało się czymś bezwartościowym, co koniecznie trzeba było wylać. To już nie było to! Do niczego się nie nadawało. Dlaczego? Bo straciło świadectwo jakości. Tak dzieje się z wieloma chrześcijanami, którzy wprawdzie mają imię, że żyją, mają rybkę na samochodzie, a w rzeczywistości nic nie są warci.
Słowo Boże mówi: „Błogosławieni ubodzy w duchu”, czyli tacy, którzy mają pokorę w sercu. Którzy każdego dnia na nowo liczą na łaskę Bożą, żyją pod tą łaską i ani im do głowy nie przychodzi, by usztywnić kark, podnieść głowę do góry i się wynosić. Tacy, co się wynoszą i myślą, że są dobrymi chrześcijanami, mogą sobie tkwić w tym całe lata – jeśli im Bóg pozwoli – i łudzić się, że do nieba pójdą, a w rzeczywistości żadnego nieba nie ujrzą. Tak naucza Słowo Boże.
Przy tym ostrzeżeniu pojawia się też obraz dobrotliwości Bożej. W 22. wersecie czytamy tak: „Zważ tedy na dobrotliwość i surowość Bożą – surowość dla tych, którzy upadli, a dobrotliwość Bożą względem ciebie, o ile wytrwasz w dobroci, bo inaczej i ty będziesz odcięty”. Jest tu błogosławiona myśl, która mówi, że Bóg jest jednocześnie i surowy, i dobrotliwy. Jeśli będziemy to mieli na uwadze, nie popadniemy w żadną skrajność. Jeśli będziemy myśleć tylko o dobrotliwości, popadniemy w zatwardziałość. Jeśli zaś będziemy myśleć tylko o Jego surowości, nikt z nas do Boga ze strachu nie przyjdzie. Trzeba zważać na dobrotliwość i na surowość Boga. W wyniku takiej postawy, będziemy mieli zarówno radość ze zbawienia, jak i respekt przed Bogiem. Będziemy mieli wtedy także troskę o zbawienie innych, również tych, którzy odpadli. Będzie w nas i dobrotliwość, i surowość Boża. Będziemy wzywać do upamiętania i będziemy otwierali nasze serca dla innych, dając im kolejną szansę.
Czytajmy dalej: „A żebyście nie mieli zbyt wysokiego o sobie mniemania, chcę wam, bracia, odsłonić tę tajemnicę: zatwardziałość przyszła na część Izraela aż do czasu, gdy poganie w pełni wejdą, i w ten sposób będzie zbawiony cały Izrael, jak napisano: Przyjdzie z Syjonu wybawiciel i odwróci bezbożności od Jakuba. A to będzie przymierze moje z nimi, gdy zgładzę grzechy ich. Co do ewangelii, są oni nieprzyjaciółmi Bożymi dla waszego dobra, lecz co do wybrania, są umiłowanymi ze względu na praojców. Nieodwołalne są bowiem dary i powołanie Boże. Bo jak i wy byliście niegdyś nieposłuszni Bogu, a teraz dostąpiliście miłosierdzia z powodu ich nieposłuszeństwa, tak i oni teraz, gdy wy dostępujecie miłosierdzia, stali się nieposłuszni, ażeby i oni teraz miłosierdzia dostąpili. Albowiem Bóg poddał wszystkich w niewolę nieposłuszeństwa, aby się nad wszystkimi zmiłować” [w. 25-32].
Cóż za tekst! Najkrócej mówiąc, ten fragment Słowa Bożego mówi nam o wielkości Bożych dróg i wyroków. Wielkości, która przerasta możliwości naszego rozumienia i poznania. Mamy tutaj splot łaski Bożej i nieposłuszeństwa człowieka. Co za sytuacja?! Słowo Boże łączy nieposłuszeństwo Żydów, ewentualnie pogan, z łaską, a z połączenia tego powstaje coś dobrego. Jakże to można pojąć? Napisane jest, że dzięki temu iż Żydzi byli nieposłuszni, to my, wierzący z pogan, skorzystaliśmy z łaski. Narody pogańskie mogły osiągnąć zbawienie. Mogły podejść do tronu łaski i zasiąść do stołu Pańskiego.
W 32. wersecie czytamy, że „Bóg poddał wszystkich w niewolę nieposłuszeństwa, aby się nad wszystkimi zmiłować”. Myśląc w prostacki sposób, można wyciągnąć następujący wniosek: Bóg wpakował wszystkich w nieposłuszeństwo, aby potem okazać wszystkim zmiłowanie. Nie powiemy tak, gdyż byłoby to sprzeczne z Bożym charakterem. Wobec tego jest tu jakaś głębia, do której nie docieramy i na naszym, ludzkim poziomie, nie jesteśmy w stanie do niej dotrzeć. Mamy tu do czynienia z tajemnicą. Jedno jest jednak jasne: W wyniku tego, co się stało, co Bóg zrobił, Żydzi i poganie dostępują zbawienia. Przedtem było ono tylko dla Żydów, a teraz i poganie mają do niego dostęp. Żydzi oczywiście także. Drzwi dalej są dla nich otwarte. Jednak nie znaczy to, że gdy przychodzą Żydzi, to już poganie nie mogą. Też mogą! Widzimy tutaj niepojęte działanie Boże.
Wniosek jest jeden. Wszystko jest pod kontrolą i w planach Boga. Zamysły te są zbyt wielkie, by człowiek mógł je zrozumieć i zaakceptować swoim umysłem. Jedno jest jednak pewne: – Ostatecznym celem działania Bożego jest dobro i zbawienie człowieka. A „(...) Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują (...)” [Rz 8,28].
Można odważyć się na stwierdzenie, że nawet jak ktoś się odwróci, zrobi coś źle, okaże nieposłuszeństwo, Bóg jest taki dobry, wielki i niezbadany w swoich działaniach, że – chociaż nie można wprost powiedzieć, że czyjś błąd, to coś dobrego – to jednak może z tego być coś dobrego! Tak też się dzieje! Rozmaite sytuacje, doświadczenia i ludzkie błędy, dzięki działaniu łaski Bożej, przynoszą później dobre owoce.
Taki jest Bóg. Dlatego też, w kolejnych wersetach, apostoł Paweł wyraża swój zachwyt Bogiem: „O głębokości bogactwa i mądrości, i poznania Boga! Jakże niezbadane są wyroki jego i nie wyśledzone drogi jego? Bo któż poznał myśl Pana? Albo któż był doradcą jego? Albo któż wpierw dał mu coś, aby za to otrzymać odpłatę?” [w. 33-35].
Nie ma nikogo takiego, kto by poznał myśl Pana, kto by rozszyfrował Boga. Możemy poznać tylko to, co nam zostało objawione. Jest to wielka prawda. On nam objawia i nikt nie może powiedzieć, że sam coś poznał. Świadczy to o wielkości Boga. Nikt nie może doradzić Bogu. Gdyby On potrzebował porady, nie byłby Bogiem. Porady potrzebuje ten, kto dostatecznie nie wie, co zrobić w danym momencie. Tekst ten świadczy, że Bóg przez cały czas wiedział, co robi.
Nigdy nie było takiej sytuacji, że Bóg nie wiedział, co robić z Żydami, którzy Go zawiedli. Nikt Mu tego nie doradził, by dopuścił pogan do zbawienia. Zbawienie pogan nie było jakimś wyjściem awaryjnym z trudnej sytuacji. Nie jesteśmy zbawieni dlatego, że Bóg stracił kontrolę, bo Żydzi się odwrócili i trzeba było coś zrobić, żeby w Królestwie Bożym nie było pustawo. Wprawdzie widzimy, że tamci zawiedli, więc nam zostało otworzone, ale i tamtym jest i będzie jeszcze szerzej otworzone. Świadczy to o tym, że nie okoliczności decydują o działaniu Bożym, tylko sam Bóg. I choć ktoś, w prostocie swojego umysłu, może pomyśleć, że to okoliczności rządzą tym, co Bóg robi, to jest odwrotnie. To Pan wszystko ma pod swoją kontrolą i to, co przeczytaliśmy – czy to oceniamy pozytywnie, czy negatywnie, czy nas to buduje, czy rujnuje – jest realizacją Jego wspaniałego i zbawiennego planu.
Nasza teologia tutaj wysiada. A co stało się z teologią apostoła Pawła? Zmieniła się nagle! Nie w jakieś narzekanie, a w poezję! Jego duch wzbił się w górę, pofrunął: – „(...) z niego i przez niego i ku niemu jest wszystko; jemu niech będzie chwała na wieki. Amen” [w. 36]. Taki jest wniosek apostoła Pawła. Jego teologia poszybowała w przestworza i apostoł zachwycił się Bogiem.
Nie musimy wszystkiego zrozumieć i wyjaśnić. Nie starajmy się nawet. Możemy i powinniśmy natomiast w pełni zaufać Bogu i cieszyć się Jego miłością. Możemy i powinniśmy czynić to, co jest nam jasno objawione. Każdy z nas wie w swoim sercu, duchu i umyśle, co ma robić w miejscu gdzie mieszka, pracuje, czy się uczy. Wie, jak ma postępować, gdy jedzie samochodem, stoi w kolejce lub kładzie się spać. Nie musimy wszystkiego ogarnąć naszym umysłem, ale jest kilka rzeczy, które zostały nam objawione.
W Dziejach Apostolskich 1,6-7 czytamy, że gdy uczniowie spytali się Jezusa, czy w tym czasie odbuduje królestwo Izraelowi, On odpowiedział im: „Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec w mocy swojej ustanowił, ale weźmiecie moc Ducha Świętego, kiedy zstąpi na was, i będziecie mi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”. Uczniowie zajęci byli nie tym tematem, co trzeba. Zaintrygowała ich kwestia przyszłości. Jak to będzie w sensie polityczno-społeczno-teologicznym? A Pan Jezus odrzekł, że nie jest to ich sprawą. To, co mieli robić, to być Jego świadkami. Proste.
Są więc rozmaite rzeczy, które Pan nam objawił i które mamy spełniać. Nie musimy się wymądrzać, nie musimy wszystkiego wiedzieć. Oczywiście Bóg nie chce nas trzymać w ciemnocie, ale stosownie do czasu, sytuacji i potrzeby, objawia nam poszczególne sprawy. Są okoliczności, kiedy Bóg w jednym momencie objawia nam to, co mamy czynić lub powiedzieć. Wiele rzeczy objawia nam w jasny sposób mówiąc wprost, jak mamy w określonej sytuacji postąpić i na tym powinniśmy się skupić. Apostołowie, gdyby zabrakło im wówczas pokory, mogliby się obruszyć na Pana Jezusa i żądać wyjaśnień. Ponieśliby wtedy stratę.
Każdy, kto próbuje szantażować Boga, mówiąc, że podejmie jakieś działanie tylko wtedy, gdy Bóg mu to lub owo objawi, niech uważa na to, co mówi. Ma robić to, o czym wie, że ma robić. Choćby nawet wielu rzeczy wciąż nie rozumiał. Przyjdzie dzień, gdy wszystko stanie się jasne. Możemy poczekać. Nie dlatego, że jesteśmy ignorantami. Chcemy rozumieć to, co powinniśmy rozumieć. Daj nam, Boże, zawsze należytą uwagę i troskę o to, byśmy wzrastali w poznaniu. Jedno jednak wiemy: Nie wszystko tu możemy zrozumieć i zgadzamy się z tym. Nie buntujemy się przeciwko temu, że paru rzeczy wciąż jeszcze nie będziemy pojmować. Wiemy, że kiedyś, gdy staniemy przed Panem, wszystko zrobi się jasne.
Kochani! Zachwycajmy się Panem! Ufajmy mu bezgranicznie. On robi wszystko, byśmy byli zbawieni. Czyni rzeczy, które my – póki co – możemy nawet oceniać negatywnie. Niektórych doprowadza do upadku, by innych zbawić, ale to On ma nad tym kontrolę. Niezbadane są Jego wyroki i drogi. Ja Mu ufam.