Błogosławiona Matka Pana i braci Pańskich |
Autor: Edward Czajko | |||
piątek, 05 lutego 2010 00:00 | |||
„Wierzymy w Synostwo Boże Jezusa Chrystusa, poczętego z Ducha Świętego, narodzonego z Marii Dziewicy […]”. Zacznijmy ten tekst od komentarza do tytułu tych rozważań. Mowa tu, oczywiście, o Marii z Nazaretu, Żydówce Miriam, która wśród większości wyznaniowej w naszym kraju jest znana i obdarzana religijnym kultem jako Maryja. A więc, błogosławiona! Kilka razy w Nowym Testamencie spotykamy to określenie w odniesieniu do Marii. Najpierw, aż dwukrotnie, słyszymy to słowo z ust Elżbiety, żony kapłana Zachariasza, którą Maria, już brzemienna z Ducha Świętego, odwiedziła w Judei. Czytamy u Łukasza, że gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Marii, poruszyło się w niej dziecię (późniejszy Jan Chrzciciel), bo ona także była brzemienna mimo swej starości, co też było cudem, a ona sama została napełniona Duchem Świętym. I to wtedy właśnie Elżbieta, pełna Ducha Świętego, wypowiedziała zdanie: „Błogosławionaś ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota twego” (Łk 1, 42). I dalej, znowu pod adresem Marii, Elżbieta mówiła: „I błogosławiona, która uwierzyła, że nastąpi wypełnienie słów, które Pan do niej wypowiedział” (Łk 1, 45). Odpowiedzią na prorockie słowo Elżbiety był hymn Marii, również napełnionej Duchem Świętym, tzw. Magnificat (Łk 1, 46-55). W tym hymnie Maria mówi o sobie między innymi: „oto bowiem odtąd błogosławioną zwać mnie będą wszystkie pokolenia” (Łk 1, 48). Następna sytuacja, w której do matki Zbawiciela adresowane jest „błogosławiona”, została przedstawiona u Łukasza 11, 27: „A gdy On [Jezus] to mówił, pewna niewiasta z tłumu, podniósłszy swój głos, rzekła do niego: Błogosławione łono, które cię nosiło, i piersi, które ssałeś”. I w końcu w Biblii protestanckiej, która jest również naszą kościelną Biblią, zdanie: „Błogosławionaś ty między niewiastami”, znajdujemy również w zwiastowaniu anielskim (Łk 1, 28). Znalazło się tam ono jednak później, bo na podstawie niektórych rękopisów od V wieku. Dlatego Biblia Tysiąclecia umieszcza je w nawiasie, a najnowszy przekład ekumeniczny podaje je jedynie w przypisie. Maria zatem jest błogosławiona, szczęśliwa, bo otrzymała od Boga łaskę, by stać się matką Zbawiciela świata. Co za zaszczyt, co za przywilej, co za szczęście! Szczęśliwa, błogosławiona, obdarzona łaską, ale nie bezgrzeszna, nie „niepokalanie poczęta”. W odróżnieniu od Jezusa „doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4, 15), Maria jest podobna do nas we wszystkim, łącznie z naszym grzechem. Maria – istota ludzka potrzebująca zbawienia. I zbawienie stało się jej udziałem dzięki wierze w zbawczy czyn Boga w Jezusie Chrystusie. Dlatego Boga nazywa swoim Zbawicielem: „Wielbi dusza moja Pana i rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim” (Łk 1, 46-47). Szerzącemu się później przekonaniu o jej bezgrzeszności wśród ochrzczonych pogan, których fala wlała się do chrześcijaństwa po edykcie cesarza Konstantyna – bo teraz modne było być chrześcijaninem – sprzeciwiało się wielu wybitnych mężów Kościoła. Ireneusz i Tertulian przypominali okazje, w których Maria zasłużyła na zarzuty swego Syna, a Orygenes podkreślał z naciskiem, że jak wszystkie ludzkie istoty potrzebowała odkupienia ze swych grzechów. Za Orygenesem poszli wszyscy ówcześni wschodni teologowie. Dalecy od przyznania jej duchowej i moralnej doskonałości, uznawali ją za winną ludzkiej słabości. Jan Chryzostom był zdania, że jej zapobiegliwość w Kanie i chęć okazania władzy nad Jezusem sprowadziła na nią zasłużoną krytykę. Pierwszą propozycję w sprawie zdogmatyzowania ludowej wiary w niepokalane poczęcie Marii znajdujemy w pismach brytyjskiego mnicha Eadmera z dwunastego wieku. Przeciwnikami zaś takiego dogmatu byli tacy czczeni w Kościele rzymskim mężowie, jak Bernard z Clairvaux, Piotr Lombard, Bonawentura (prawdziwe nazwisko: Giovanni di Fidanza) czy Tomasz z Akwinu. Mimo to, jak wiemy, do powstania tego dogmatu w rzymskiej części Kościoła Powszechnego doszło, choć bardzo późno (papież Pius IX, 1854). Matka Pana czy Matka Boska? Łukasz pisze także, że napełniona Duchem Świętym Elżbieta nazywa Marię matką swojego Pana (Łk 1, 43), bo dzięki prorockiemu natchnieniu w mającym się narodzić dziecięciu Marii zobaczyła Syna Boga i Chrystusa, Pana, co z pewnością zostało za chwilę potwierdzone opowiadaniem Marii o anielskim zwiastowaniu. W innych miejscach Nowego Testamentu tytułu „matka Pana” nie spotykamy. W scenie Narodzenia Pańskiego występuje po prostu jako Maria, a później jako „matka Jezusa” lub „matka Jego” (tzn. Jezusa). Paweł zaś w ogóle imienia Marii nie wymienia, gdy mówi o Synu Boga, „potomku Dawida według ciała” (Rz 1, 3), czy też kiedy głosi, że „gdy nadeszło wypełnienie czasu, zesłał Bóg Syna swego, który narodził się z niewiasty” (Ga 4, 4). Wszystkie inne tytuły przypisywane Marii, które nie występują w Piśmie, są obce chrześcijaństwu ewangelikalnemu. H. M. Carson pisze, że takie tytuły, jak na przykład „Zwierciadło sprawiedliwości”, „Wieża Dawidowa”, „Arka przymierza”, „Brama nieba”, „Królowa Aniołów, Patriarchów, Proroków, Apostołów, Męczenników”, „na pewno wychodzą daleko poza granice prawdy” (Roman Catholicism Today, London 1964, s. 89). Z rezerwą, czasem ze stanowczym sprzeciwem, odnoszą się kręgi ewangelikalne do tytułu „Bogarodzica”, „Matka Boska” (gr. theotokos), przyjętego na Soborze w Efezie (431), bo choć uznają, że cel może był i słuszny – tytuł miał odnosić się do chrystologii, a nie mariologii – to skutki fatalne, jak to dzisiaj widać. Nic przeto dziwnego, że John Stott, ewangelikalny anglikanin, pisze, że pojęcie theotokos jest nieco mylące, ponieważ kładzie nacisk na boską naturę Chrystusa, nie równoważąc swej zawartości znaczeniowej odpowiednim odniesieniem do Jego człowieczeństwa (por. Krzyż Chrystusa, Katowice 2002, s. 188). Cytując zaś w innej pracy definicję wiary przyjętą przez Sobór w Chalcedonie, pojęcie theotokos po prostu wykropkowuje, uważając je za zupełnie zbędne (Niezrównany, Katowice 2003, s. 96). Wypowiedź w tym duchu znajdujemy również u polskiego autora, który pisze: „baptyści wierzą we wszystko, co jest napisane w Nowym Testamencie, a więc także w Matkę Pana Jezusa, tylko nie uważając jej za czwartą osobę Trójcy, a więc nie wierzą, że ona jest wszechobecna, wszechwiedząca i wszechmogąca, i dlatego nie modlą się do niej […] Nie nazywamy jej »matką boską«, bo Bóg nie ma matki i Nowy Testament nigdzie tak jej nie nazywa. My chcemy być wierni i posłuszni nauce apostolskiej” (Igor Barna, „Słowo Prawdy” 4/2005, s. 24). Podobnie Józef Mrózek: „W Biblii też Maria nigdy nie jest nazwana Matką Boską, lecz po prostu matką Jezusa” (w: Kalendarz CHRZEŚCIJANINA” 1981, s. 107) Moje obszerniejsze opracowanie na temat theotokos można znaleźć gdzie indziej. Tym zaś, którzy przypominają, że strona zielonoświątkowa w dialogu katolicko-zielonoświątkowym na termin theotokos wyraziła zgodę (Wiedeń 1981)3, odpowiadam, że żaden Kościół zielonoświątkowy na świecie tych ustaleń nie ratyfikował, a zielonoświątkowy sekretarz dialogu, nieżyjący już dr Jerry Sandidge, utracił w związku z tym misjonarską licencję (lecz nie status duchownego). Narodzenie z dziewicy Ewangelia mówi, że Józef usłyszawszy we śnie napomnienie anielskie, przyjął Marię, swoją poślubioną żonę, „ale nie obcował z nią, dopóki nie powiła syna, i nadał mu imię Jezus” (Mt 1, 18-25). Później byli oni jak najnormalniejszą żydowską wielodzietną rodziną. Jezus miał siostry i braci, którzy byli dziećmi Józefa i Marii po urodzeniu Jezusa. Znamy nawet imiona braci: Jakub, Jozes, Juda, Szymon (Mk 6, 3). W okresie Jego publicznej działalności bracia nie wierzyli w Niego (J 7, 5). Nie było też ich pod krzyżem, choć ich matka tam była. Ale już „w górnej izbie” na modlitwie przed zesłaniem Ducha Świętego byli obecni. Z pewnością uwierzyli na skutek ukazania się im, a przynajmniej Jakubowi, Jezusa po zmartwychwstaniu (por. 1 Kor 15, 7). Jakub był później czołową postacią przywódczą zboru jerozolimskiego, a także autorem nowotestamentowego Listu Jakuba. List Judy, innego brata Pańskiego, również znajduje się w kanonie Nowego Testamentu. Takie jest w tej kwestii świadectwo Pisma. W wiekach następnych, gdy myśl kościelna postawiła stan bezżenny wyżej od stanu małżeńskiego, a Marię uznano za wieczystą dziewicę, w braciach i siostrach Jezusa zaczęto widzieć albo dzieci Józefa z jego rzekomego poprzedniego małżeństwa (Epifaniusz) albo kuzynów Jezusa (Hieronim, ok. 331-419). Ale bracia to bracia (gr. adelfoi). Dla kuzynów język grecki ma inne słowo – zaznacza prof. F. F. Bruce. Właśnie, kuzyni to anepsioi. Wierzymy, że Jezus Chrystus, który począł się z Ducha Świętego, narodził się z Marii Dziewicy. Nasza wiara w Jego narodzenie z dziewicy ma podstawy biblijne. Mateusz i Łukasz, dwaj spośród trzech ewangelistów synoptycznych, dają jasne świadectwo dziewictwu Marii w chwili poczęcia Syna Bożego. Owszem, wyprowadzają genealogię Jezusa poprzez Józefa i nie unikają nazywania Józefa ojcem Jezusa. Czynią to jednak wyłącznie dlatego, że po poślubieniu Marii, jeszcze przed narodzeniem Jezusa, Józef stał się jego prawnym ojcem. Obaj ewangeliści głoszą, że Maria w chwili poczęcia Jezusa była już prawną żoną Józefa, ale jeszcze się z nim nie zeszła, nie współżyła. Anatomiczny, biologiczny znak dziewictwa Marii nie został naruszony. Poczęcie Jezusa w łonie Marii ewangeliści przypisują Duchowi Świętemu. Łukasz przedstawiając w tej sprawie – jak należy sądzić – relację Marii, a Mateusz – Józefa, piszą: „A Maria rzekła do anioła: Jak to się stanie, skoro nie znam męża? I odpowiadając anioł rzekł jej: Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego zacieni cię. Dlatego też to, co się narodzi, będzie święte i będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1, 34-35). „A gdy rozmyślał, oto ukazał mu się we śnie anioł Pański i rzekł: Józefie, synu Dawidowy, nie lękaj się przyjąć Marii, żony swej, albowiem to, co się w niej poczęło jest z Ducha Świętego” (Mt 1, 20). Ewangeliści Marek i Jan, z kolei, nie zajmują się dzieciństwem Jezusa. Niemniej u Jana, u Marka nie, spotykamy zwroty świadczące o tym, że ewangelista wiedział o cudownym poczęciu Jezusa. Oto niektóre z nich: „słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas”, „przyszedł z wysokości”, „przyszedł z nieba”, „został posłany przez Ojca”. Narodzenie z dziewicy potwierdzały bluźniercze – jeśli były świadome – pogłoski o nieprawym pochodzeniu Jezusa. Na przykład słowa: „my nie jesteśmy zrodzeni z nierządu” (J 8, 41), w ustach rodaków z nim rozmawiających brzmiały tak, jakby on był tak właśnie zrodzony. Albo: „My wiemy, że Bóg mówił do Mojżesza, lecz skąd ten pochodzi, nie wiemy” (J 9, 29). Takie poglądy były wyrażane i powtarzane jeszcze długo po śmierci Jezusa. W trzecim wieku Orygenes musiał odpierać podobne zarzuty krytyka pogańskiego Celsusa. Choć to niesamowite, to właśnie te oskarżenia są dodatkowym dowodem na narodzenie Jezusa z dziewicy. Znaczenie teologiczne Jakie jest znaczenie faktu narodzenia Jezusa z dziewicy z perspektywy doktryny chrześcijańskiej? Po pierwsze, fakt ten świadczy o tym, że zbawienie musi przyjść od Boga. Tak jak Bóg obiecał, że „potomstwo” niewiasty (Rdz 3, 15) zniszczy ostatecznie węża, tak też sam do tego doprowadził, własną jedynie mocą, a nie ludzkim wysiłkiem. Po drugie, narodzenie z dziewicy uczyniło możliwym zjednoczenie, połączenie pełni boskości i pełni człowieczeństwa w jednej osobie. To był sposób, jakiego Bóg użył, by posłać swego Syna świat jako człowieka (J 3, 16; Ga 4, 4). I po trzecie, narodzenie z dziewicy uczyniło możliwym, by prawdziwe człowieczeństwo Chrystusa nie musiało przejąć dziedzictwa grzechu. Cała ludzkość odziedziczyła winę i upadłą naturę po swoim praojcu, Adamie (grzech odziedziczony, grzech pierworodny). A ponieważ Jezus nie miał ludzkiego ojca, znaczy to, że ciągłość pochodzenia od Adama została częściowo przerwana. I dlatego ani prawna wina, ani moralne zepsucie rodzaju ludzkiego nie odnoszą się do Chrystusa. Należy tutaj jednocześnie stwierdzić, iż termin „narodzenie z dziewicy” (ang. virgin birth) jest nieco nieścisły i mylący. Albowiem tylko poczęcie Jezusa w łonie Marii było niezwykłe, nadnaturalne, gdyż został poczęty przez Ducha Świętego, bez udziału ludzkiego ojca. Jego urodziny zaś na polach betlejemskich były całkowicie normalne i naturalne. Maria rodziła Jezusa tak, jak rodzi dziecko każda kobieta. Mniemanie, że podczas urodzin Jezusa anatomiczny, biologiczny znak dziewictwa Marii nie został naruszony (tzw. dziewictwo in partu), powstało na peryferiach Kościoła. Wniebowstąpienie Izajasza, gdzie jest o tym mowa to pismo apokryficzne, nie natchnione przez Ducha Świętego. Podobnie rzecz się ma z poglądem o jej dziewictwie po urodzeniu Jezusa (tzw. dziewictwo post partum). Jak powiedzieliśmy wyżej, Jezus miał braci i siostry, młodsze od Jezusa dzieci Marii i Józefa. Podobnie jak uczyniliśmy to w rozważaniach o poczęciu Jezusa z Ducha Świętego, tutaj także przywołajmy wypowiedź Karola Bartha, cytując jej dłuższy fragment: „»Narodził się z Marii Panny«: po raz wtóry, tym razem z punktu widzenia człowieka, wykluczony tu zostaje mężczyzna. Mąż nie ma nic wspólnego z tymi narodzinami. Chodzi tu, można by rzec, o boski akt sądu. Do tego, co tu ma się wydarzyć, człowiek nie winien nic wnosić swym działaniem ani inicjatywą. Człowiek nie zostaje jednak po prostu wyłączony – uczestniczy w tym Dziewica. Mężczyzna jednak, jako charakterystyczny reprezentant ludzkiej aktywności i dziejów ze swą odpowiedzialnością za prowadzenie rodu ludzkiego, musi teraz w osobie bezsilnego Józefa usunąć się w cień. Oto chrześcijańska odpowiedź na sprawę kobiet: tutaj kobieta, virgo mianowicie, Dziewica Maria, stoi całkowicie na pierwszym planie. Bóg nie obrał człowieka w jego bucie i oporności, lecz w jego słabości i pokorze; nie człowieka w jego roli dziejowej, lecz człowieka w słabości jego natury, reprezentowanej przez kobietę – istotę ludzką, która wobec Boga stanąć może jedynie ze słowami: »Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa!« [Łk 1, 38]. Toż jest współdziałanie człowieka w tej sprawie, to i tylko to! Nie możemy chcieć tej służebniczej egzystencji ludzkiej poczytywać znowu za zasługę ani próbować stworzeniu przypisywać jakąś znowuż potencję. Może chodzić tylko i wyłącznie o to, że Bóg spojrzał na człowieka w jego bezsilności i pokorze, i że Maria wypowiada jedyną rzecz, jaką stworzenie w tym wypadku może wyrazić. To, że Maria tak postępuje i stworzenie przez to mówi Bogu »tak«, jest częścią wielkiego wyróżnienia, jakie spotyka człowieka ze strony Boga” (Karl Barth, Dogmatyka w zarysie, Warszawa 1994, s. 92-93).
|