Od wielu dni najwybitniejsi wojownicy Izraela powtarzali jak mantrę, że Goliat przerasta wszystkich zwyciężonych w przeszłości przeciwników. Był osobową definicją stopnia wyższego - cięższy, silniejszy, groźniejszy, wspanialszy. Zaprogramowana maszyna do zabijania, która nie zwykła się mylić lub zacinać. Pokryte bliznami ciało służyło za kazalnicę, z której opowiadał o legendarnych tryumfach, podnosząc wśród szeptów podziwu niewyobrażalnie ciężką broń. Był twarzą filistyńskiej armii, celebrytą swoich czasów, sumą wszystkiego, czym chciał być w przyszłości przeciętny chłopiec z Filistei. To właśnie on stał tamtego dnia naprzeciw szeregów Izraela, bluźniąc i rzucając wyzwanie samemu niebu. Nie wiedział jeszcze, że Bóg nie odpowie gromami i trzęsieniem ziemi, lecz rumianym nastolatkiem z zabawnym kijem w dłoni.
Piękne CV i wystraszone oczy
Kościół stoi dziś naprzeciw zła, które przewyższa wszystko, co pamiętają nasi dziadkowie. Nigdy nie wygłaszano z taką pasją przemówień poniżających Boga, nigdy nie sięgano z taką zachłannością po najcenniejsze wartości chrześcijaństwa. Ustalony porządek moralny wydaje się chwiać w posadach, a ściany kościołów pękają od huku wielkich haseł seksualnej rewolucji. Nauka ogłasza co rusz śmierć Boga, a wieża Babel pnie się nieprzerwanie ku najwyższym szczytom boskości. Goliat stoi dziś naprzeciw szeregów wierzących, którzy nie potrafią dłużej wierzyć. Przez czterdzieści dni - rano i wieczorem - woła: postawcie przede mną wojownika, który będzie gotów walczyć na śmierć i życie! Ale Saul nie ma zamiaru walczyć. Goliat wyrósł poza ramkę starych fotografii, zmieniając przeszłość w grobowiec wiary. Gdy olbrzym znikał na moment z pola widzenia, żołnierze narodu wybranego siadali zapewne przy ogniskach, aby powspominać stare, dobre czasy, w których Saul “zwyciężał wszędzie, dokądkolwiek się zwrócił”. Myślę, że nasza duchowość przypomina czasami ukryte głęboko w lesie ogniska wojowników z pięknymi CV i wystraszonymi oczami… Ronimy sentymentalne łzy nad wytartymi fotografiami wypełnionych kościołów, tylko po to, by chwilę później przeklinać teraźniejszość i słuchać niosącego się po pustej kaplicy echa. Spotykamy się co jakiś czas, aby położyć świeże kwiaty przy grobowcach bohaterów wiary i zerwać pajęczyny z pomników wielkich przebudzeń. Niczym zapaleni pamiętnikarze, troskliwie kolekcjonujemy skrawki historii, nie wierząc już, że kiedykolwiek spotka nas coś równie pięknego. Kittel stwierdził kiedyś, iż starym jest się wówczas, gdy więcej radości przynosi przeszłość niż przyszłość. Kościół nie powinien się starzeć. Wczoraj jest zawsze bezpieczniejsze niż jutro. Łatwiej je oswoić, zinterpretować i wyjaśnić. Jednak Kościół nie może rozłożyć się wygodnie na kanapie przeszłości i - niczym wytrawny telewidz - karmić cudzym życiem bohaterów wiary. Obiecano nam odnawiającą się młodość, dlatego że Chrystus - nasze życie - nigdy się nie starzeje.
Gdy na scenie pojawił się młody Dawid, jego gładka twarz ogłaszała wszem i wobec, że nie zaznał wcześniej smaku bitewnej gorączki. Bóg wybrał go dlatego, że nie spoglądał na Goliata w kontekście przemijającej historii, lecz nieprzemijającego Boga. Przeszłość nie zawęziła jego duchowych horyzontów na tyle, aby stracił z pola widzenia Bożą, suwerenną wszechmoc. Gdy stanął przed olbrzymem, zawołał po prostu: “wojna należy do Pana!”
Świat zmienia się na gorsze, na szczęście Chrystus nie zmienia się na lepsze!
Kościół potrzebuje dziś młodych ludzi, którzy staną naprzeciw wyzwań współczesności, wierząc, że wojna należy do Pana. W świecie zwalczających się idei, ktoś musi uwierzyć, że Chrystus zmierza po pełną pulę. Tak, Goliat jest większy niż to, co widzieliśmy wczoraj, lecz Bóg jest większy niż to, co widzimy dzisiaj. Bóg jest większy niż zinstytucjonalizowany nihilizm, usankcjonowany relatywizm moralny i szalejący ruch LGBT. Bóg jest większy niż wzniosłe idee upadającej cywilizacji, hordy najróżniejszych kłamstw i armie laickich zagrożeń. Bóg jest większy niż islamscy terroryści, homokaznodzieje i pop-chrześcijaństwo. Historia świata jest jego historią. Dlaczego mielibyśmy przyjąć, że Kościół musi wycofać się do bezpiecznej twierdzy tradycji i w sentymentalnym nastroju wspominać utraconą chwałę? Dlaczego mielibyśmy celebrować zwycięstwa przeszłości w przerwach między kolejnymi pogrzebami zabitych przyjaciół? Nie chciałbym przyglądać się bezczynnie Goliatowi, a później narzekać gdzieś w ukrytym namiocie i walczyć na kije ze współbratem, który zjadł potajemnie moją konserwę. Powinniśmy być miastem położonym na górze, nawet podczas nalotów bombowych i święcą na świeczniku, nawet podczas szalejącej burzy. Nawet jeśli świat zmienia się na gorsze, to Chrystus nie zmienia się na lepsze. I to powinno być niekończącym się źródłem naszej nadziei - Jezus był, jest i będzie najwspanialszą rzeczywistością, wobec której wszystkie wydarzenia i okoliczności muszą złożyć deklarację posłuszeństwa!
Delegowani do pierwszego składu
Młodzi przyjaciele, jesteśmy powołani, aby rzucić wyzwanie szalonej współczesności. Kościół potrzebuje odpowiedzialnej, dojrzałej duchowo młodzieży, która nie zmarnowała młodości na Xboxa i niekończące się seanse zachodnich seriali. Nasza młodość musi być przestrzenią, w której uczymy się wierności w małym, tak jak Dawid ryzykując życie dla jednej owcy. Czasami oznacza to sumienne przygotowanie kazania i wygłoszenie go do pustych ławek. Innym razem organizację ewangelizacji, na której nie pojawi się nikt oprócz stróża wynajętej sali. To tutaj toczymy swoje małe bitwy, tak jak Dawid za świadków mając wyłącznie drzewa i gwiazdy. Zwyciężyć nieprzebaczenie w stosunku do ojca, który nigdy nie znalazł dla nas czasu - to samotny, lecz wielki tryumf. To tutaj strzelamy z procy, tak jak Dawid poznając smak niekończących się porażek. Być może oznacza to dla nas batalie z seksualnym grzechem, kompleksami lub zaniżonym poczuciem wartości. Jeśli w młodości nie nauczymy się pokornie klęczeć przed Bogiem, to później nie będziemy w stanie stać przed Goliatem. Nasze pokolenie musi pokochać samotność oddanego studiowania biblijnej teologii oraz wytrwałego wspinania się na szczyty prawdy. Gdy Dawid stanął przed Goliatem, nie wiedział czego się po nim spodziewać. Wygrał dlatego, że wiedział czego spodziewać się po Bogu. Znał go! Powinniśmy być ludźmi wytrwale studiującymi objawienie się Boga w Jezusie Chrystusie, gdyż nieznajomość natury i charakteru Boga jest na duchowym froncie równie dyskwalifikująca jak wada wzroku w szkole dla wyborowych strzelców. Musimy zrozumieć, że nie siedzimy dzisiaj na ławce rezerwowych, czekając, aż ktoś w kościele się zmęczy lub odniesie kontuzję. Delegowano nas do pierwszego składu. Kryzys naszych czasów wymaga odważnej, ofiarnej i mądrej obecności młodych ludzi. Dawid nie był królem, gdy pokonał Goliata, a tron znał tylko z opowiadań. Nie pełnił żadnej przywódczej funkcji, nie wygłaszał kazań i nie obracał się w sferach wpływu. Ten młody pasterz dorastał na marginesie wszystkiego, co miało znaczenie, lecz gdy Bóg wpuścił go na scenę, znalazł się w samym centrum najważniejszego aktu. Nie jesteśmy więc przyszłością Kościoła, tak jak młody Dawid nie był przyszłością Izraela. Jesteśmy Kościołem. Nie rokujemy mglistych nadziei na bliżej nieokreśloną przyszłość, jesteśmy powołani, aby tworzyć teraźniejszość.
iPad zamiast traktatów
Saul z pewnością przyniesie swoją broń, wierząc, że jest najlepsza z możliwych. Zapewne wspomni o głowach ściętych przez ciężki miecz i ciosach odpartych przez łuskowy pancerz. Będzie szczery i szczodry, ale Dawid i tak stwierdzi: nie mogę w tym chodzić. Należy docenić dobrą wolę Saula i oddać mu należny szacunek. Wojna należy do Pana, do nas należy natomiast troskliwe dobranie odpowiedniej, efektywnej i skutecznej broni.
Być może weźmiemy do ręki iPada zamiast traktatów, a pierwsze zwycięskie bitwy stoczymy na Facebooku, a nie w parku. Być może archaiczne słownictwo tradycyjnych śpiewników zastąpimy innym, zmieniając jednocześnie zapisy nut. Być może spotkamy się z niewierzącym światem na gruncie filozofii, nauki lub polityki, niosąc pod ręką doktorskie rozprawy. Być może zamienimy ewangelizacje namiotowe na spotkania w kawiarniach, a kościoły z miejsca schronienia przed poglądami świata na miejsce konfrontacji. Być może prymitywny kij zastąpi chwilowo miecz, a kamienie doskonale wyprofilowane strzały. Nie możemy zapomnieć, iż zewnętrzne formy nie są konserwą przechowującą duchowe życie. Dawid teraźniejszości może znacznie różnić się od Saula przeszłości, obaj będą jednak narzędziami nieba, pragnącymi zwycięstw dla Bożej chwały i radości jego ludzi.
Zakończyły się niedawno kolejne Perspektywy, zorganizowane tym razem pod hasłem “ODnowa umysłu”. Słuchając inspirujących wykładów na temat przyszłości, rozmyślałem jednocześnie nad wielką i wspaniałą historią Kościoła. Cóż, wczorajsze przebudzenia zawsze wydają się bardziej chwalebne dzisiaj niż wydawały się wczoraj, a pomnikowi bohaterzy wiary są często tak wielcy tylko dlatego, że stoją na cokole. Gdy przypatrzymy się im z bliska, zobaczymy zwyczajnych, nieprofesjonalnych pasterzy, którzy po prostu powierzyli swoje życie Bożej łasce. Często porywali się z motyką na słońce albo z kijem na Goliata, wierząc wbrew okolicznościom, że Bóg jest większy.
Jeśli Boża łaska pozwoliła im sięgnąć celu wtedy, dlaczego miałaby zawieść nas teraz?