Kto chce się wszystkim przypodobać Drukuj Email
sobota, 05 grudnia 2009 00:00

Opowiem wam starą bajkę o młynarzu, jego synu i ośle:
Stary młynarz i jego syn pędzili osła na jarmark do pobliskiego miasteczka. "A to głupcy dopiero" - rzekł wieśniak, spotykający ich na drodze, "z wysiłkiem idą pieszo, zamiast wsiąść na osła". Młynarz wsadził syna na osła, a sam pieszo poszedł dalej. "Patrzcie, co za leniuch" - rzekł inny do chłopca siedzącego na ośle - "nie wstyd ci, że stary ojciec idzie pieszo, a ty sam wygodnie jedziesz?

" Więc młynarz zsadził syna, a sam wsiadł na osła. "Widzicie starego leniucha", zauważył trzeci, "sam wygodnie sobie jedzie, a biedny chłopiec ledwo za nim podąża". Posadził więc młynarz chłopca za siebie. Gdy znów spotkali jakiegoś wieśniaka na drodze, stary młynarz został przezeń zapytany: "Czy to twój osioł?" "A jakże", rzekł młynarz. "Mało go oszczędzasz, kiedy pozwalasz mu tyle dźwigać", odparł wieśniak. Zafrasował się stary młynarz. "Cóż teraz czynić? Ganili mnie "ludzie, gdy osioł szedł luzem, ganili gdy chłopiec jechał na nim, ganili gdy obydwaj wsiedliśmy na niego". Poszedł więc po rozum do głowy, związał postronkiem nogi osła, przełożył drąg przez nie, i obydwaj z synem ponieśli osła na ramionach. Ludzie przystawali na ten widok, śmiali się z nich do rozpuku, i wreszcie młynarza doprowadzili do takiej złości, że wrzuciwszy osła do rzeki, z niczym wrócił do domu. Chcąc się wszystkim przypodobać, nie dogodził biedny stary młynarz nikomu i na domiar złego, stracił osła".

Jakoż podobny los czeka każdego, kto chciałby się podobać wszystkim ludziom. Spodobawszy się więc jednym, rzecz prosta, że drugich oburzymy na siebie. Najlepiej byłoby chyba poczekać aż wszyscy ludzie będą jednego zdania; inaczej bowiem będziemy podobni do owego myśliwego, który goniąc sto zajęcy od razu, nie złowił ani jednego. Zresztą jakże często ludzie zmieniają swe gusta!

Józiek Owczarz, opowiadał mi raz, że chciał służyć dwom panom równocześnie. Wkrótce jednak doszedł do wniosku, że żadnego z nich nie mógł zadowolić i postanowił na przyszłość podobnych prób nie rozpoczynać nawet. Gdybyśmy chcieli tańczyć według tego, jak nam ktoś zagra, okaleczelibyśmy szybko na obie nogi. Nie ma chyba większego nieszczęścia jak być tzw. "dobrym człowiekiem", nie kierującym się rozsądkiem w swej dobroci. Nikomu nie zaszkodzi być uprzejmym; nie bądźmy jednak lokajami wszystkich! Grzeczność nakazuje nam kłaniać się znajomym, ale niewolnictwem byłoby schylać głowę na czyjkolwiek rozkaz.

Na próżno siliłbyś się, chcąc napełnić beczkę bez dna. Tak samo bezowocnymi byłyby twe usiłowania, gdybyś chciał przypodobać się wszystkim. Kto żyje pochwałami ludzkimi, ten karmi się powietrzem. Tylko dziecko może pragnąć gwiazdki z nieba i tylko człowiek lichy może nosić płaszcz na obu ramionach, by znaleźć uznanie u dwóch partii przeciwnych. Zmieniaj swe przekonania na lepsze, o ile poznasz, żeś błądził, albowiem trwać w błędzie byłoby uporem i głupotą. Nigdy jednak nie bądź jak owa chorągiewka na dachu, która za lada powiewem wiatru obraca się w innym kierunku. Przede wszystkem staraj się przypodobać Bogu, a o wszystko inne możesz nie dbać wcale. Dlaczego miałbyś się lękać śmiechu głupca, lub gniewu takiego samego grzesznika, jakim ty jesteś! Gdyby sąd świata był sprawiedliwy, mogłoby to być wielką pociechą dla rodziny dobrego chrześcijanina, gdyby na pogrzebie jego zostało powiedziane: "Niezły to był człowiek". Gdy krowa padnie, wówczas dopiero dowiadujemy się, jak dużo mleka dawała. Po śmierci krewnego dopiero ludzie uświadamiają sobie, jaką stratę ponieśli i żałują, że się lepiej z nim nie obchodzili.

Wszystkim ludziom trudno się podobać, ale błogosławiony, kto podoba się Bogu! Musimy mieć odwagę wygłaszać własne nasze zapatrywania! Kto lęka się myśleć samodzielnie, jest niewolnikiem; człowiek Boży zawsze jest sam sobą. Szczery i uczciwy chrześcijanin zawsze czyni to, co uznaje za dobre, nie troszcząc się o szczekające psy. Czyż lękałbyś się pójść za głosem sumienia dlatego, że Tomek, Kuba, Wojtek, Maryśka, czy Anka, wyśmieją się z ciebie? Nie byłbyś w takim razie siedemdziesiątym piątym kuzynem Jana Oracza, który wesoło gwiżdżąc idzie spokojnie swoją drogą, chociaż ludzie mają wiele do zarzucenia jemu, pługowi jego, koniom, uprzęży, co więcej butom jego, ubraniu, kapeluszowi, a przede wszystkim nie tylko jego głowie, ale i każdemu włoskowi na niej. Jan wie dobrze, że ludzi to bawi, a jemu nic nie szkodzi. Możecie jednak być pewni, że nigdy nie spotkacie ani Jana, ani synów jego niosących osła dla przypodobania się ludziom.

 

Kto chce się wszystkim przypodobać, nikomu nie dogodzi i przez wszystkich zostanie wyśmiany.