Którędy do szczęścia? cz.1 Drukuj Email
Autor: Jan Tołwiński   
wtorek, 02 sierpnia 2011 00:00

Wskazówki dla mlodzieży chrześcijańskiej

Pokolenia przemijają, a wraz z nimi wszystko to, co one tworzą w sferze duchowej i materialnej. Oczywiście bywa i tak, że duchowe i materialne wytwory ludzkie znacznie dłużej trwają niż ci, co je wytworzyli, jednakże w końcu i one zanikają lub ulegają daleko idącemu przekształceniu. Podobnie ma się sprawa z wieloma rzeczami, o których chcemy w niniejszym artykule mówić.

Chcemy mianowicie mówić o szczęśliwym życiu, a ponieważ każdy prawie młody człowiek pragnie szczęśliwego i ciekawego życia, dlatego niniejsze wskazówki skierowane będą przede wszystkim do ludzi młodych. W odróżnieniu jednak do wielu świeckich (czysto ludzkich) "recept" na szczęście, chcemy dać biblijną, Bożą receptę.

Jak stwierdziliśmy na wstępie, pokolenia przemijają, a z nimi przemija często to, co one wytworzą w sferze duchowej i materialnej, a więc i "recepty" na szczęście zmieniają się. Zmienia się samo pojęcie szczęścia, zmienia się styl życia. Styl życia jednej generacji od drugiej znacznie się dzisiaj różni. Wywołuje to znane i określone napięcia. Widzimy więc, że w jednym czasie, jednej epoce, mogą występować odmienne style życia, zwyczaje i poglądy i to w tym samym społeczeństwie składającym się z kilku pokoleń. Do duchowych wytworów człowieka należy m. in. etyka. Dawniej etyka była w znacznej mierze uwarunkowana wierzeniami religijnymi. Na etyce i moralności społeczeństw europejskich wywarło wielki wpływ chrześcijaństwo. W nie tak dawnych jeszcze dziejach Europy nie było mowy, przynajmniej głośno, o tak zwanej "nowej moralności" lub "świeckiej etyce". Mówiło się, pisało się i żyło się (przynajmniej na zewnątrz) według "moralności chrześcijańskiej".

Te wymyślone, propagowane i stosowane w praktyce przez człowieka zasady moralne będą oczywiście zmieniały się w miarę przemijania generacji ludzkich. Wraz ze zmianą stylu życia, zmieniają się oczywiście priorytety życiowe. W średniowieczu prawie powszechnym pragnieniem było święte, pobożne życie, pociągało to za sobą określone praktyki (biczowanie się, posty, jałmużny itp.). Dzisiaj z kolei powszechnym pragnieniem jest dostatnie, wygodne i ciekawe życie. Aby takie cele osiągnąć, trzeba nieraz "przepychać się przez życie łokciami", a więc nie ma mowy już o jakichkolwiek wyrzeczeniach: przynajmniej wyrzeczeniach dla "średniowiecznych" ideałów. W sukurs takiemu stylowi życia idzie "etyka sytuacyjna", sprowadzająca się do tego, że w każdej sytuacji trzeba mieć przede wszystkim swoje dobro na oku. Czy jednakże ta sytuacyjna, zmienna, mająca przede wszystkim na oku własne dobro, etyka i praktyki jej towarzyszące uczyniła naprawdę kogoś szczęśliwym?

Gdyby tak było, to mielibyśmy dzisiaj przynajmniej połowę ludzi szczęśliwych, a jednak tak nie jest, Dlaczego? Dlatego, że dla nas chrześcijan, oczywistą prawdą jest, że bez Boga i Jego kierownictwa nie można być szczęśliwym.

Wskazówki do szczęśliwego, mającego sens i wartość życia, znajdziemy właśnie w Biblii. Ktoś może jednak teraz pomyśleć: "Przecież Biblię też pisali ludzie, a więc zasady biblijne, jako wytwór ludzkiego umysłu, też są zmienne i mogą być dzisiaj mało lub wcale nieprzydatne". Tak, Biblię pisali ludzie, ale z jednym, wielkim "ale" - pisali ją z natchnienia Bożego i choć Biblia ma szatę zewnętrzną ludzką (język, styl, osobowość autorów ksiąg biblijnych, itp.), jej prawdziwym autorem jest BÓG!

Ponieważ Bóg jest niezmienny (nie ulega żadnym wpływom), Jego Słowo jest również niezmienne, nieulegające historycznym zmianom. Jego więc recepta na szczęście, choć tak bardzo stara, jest nadal skuteczna. Spróbujmy się do niej dostosować, przekonajmy się...

Udajmy się teraz w labirynt wielkich i (pozornie) małych spraw ludzkich, oświetlonych starą, jednakże nadal jasno świecącą w pełnym zamieszania świecie – Biblią.

Na początek uświadomimy sobie trzy podstawowe prawdy:

1. Życie jest największym darem i przywilejem dla człowieka. Największe bogactwa ziemskie (złoto, srebro i inne) nie mają wartości, jeśli nie ma życia, które rozkoszowało by się nimi.

2. Życie powinno być właściwie przeżyte, gdyż człowiek ma je tylko raz.

3. Bóg miłuje nas wszystkich i chce, aby każdy z nas przeżył to życie szczęśliwie i radośnie.

Życie ma wielki cel

Nie jesteśmy bezwolnymi stworzeniami w świecie rządzonym przez "ślepy los". Życie nie jest ciemną, smutną doliną między dwiema ponurymi wiecznościami. Jest przyczyna i cel, do którego to wszystko zmierza. A jak możemy to poznać? Skąd możemy się o tym dowiedzieć?

Po pierwsze – z tego, że Bóg stworzył świat. Bóg jest wspaniałym architektem świata i cały świat chwali Go, zwłaszcza ptaki i przyroda. Przede wszystkim Bogu zależy jednak na tobie. Bóg wprawdzie interesuje się całym światem, lecz najbardziej zainteresowany jest tobą. On miłuje ciebie (Ew. Jana 3, 16) i ma wspaniały plan dla twojego życia (Rzym. 12, 1-2). Plan ten będzie chciał wypełnić w twoim życiu, jeśli mu na to pozwolisz.

Jak osiągnąć ten cel

Jeśli chcesz wieść szczęśliwe życie chrześcijańskie, jest tylko jeden sposób osiągnięcia tego celu – przez oddanie kluczy twojego życia Chrystusowi! Ponieważ nie znamy przyszłości, jej przyjemnych i smutnych chwil, wzlotów i upadków, zachwytów i załamań, a wiemy, że Bóg wie wszystko (Kol. 2, 3) i chce poprowadzić każdy twój krok, więc po prostu uklęknij i powiedz Bogu, że chcesz uczciwie poznać Jego wolę i wypełnić ją, a potem oczekuj Bożego kierownictwa w rzeczach małych i wielkich. Przedstawiaj każdą sprawę do decyzji Panu. On nigdy cię nie zawiedzie (Ew. Mat. 28, 20).

Wyrabiaj w sobie te zwyczaje

Gdy narodziliśmy się w ciele, byliśmy niemowlętami, które należało karmić, ubierać, wyrabiać w nich charakter, jednym słowem troszczyć się o nie. Życie chrześcijańskie jest bardzo podobne do wzrostu fizycznego. Z chwilą nawrócenia się i przyjęcia Jezusa Chrystusa do serca i życia, stajemy się dziećmi (niemowlętami) w Chrystusie (1 Piotra 2, 2). Nie możemy jednakże takimi pozostać do końca życia. Musimy duchowo rosnąć. Aby zaś duchowo rosnąć, musimy wyrabiać w sobie pewne, niezbędne do duchowego wzrostu, zwyczaje:

1. Tak jak powietrze potrzebne jest dla naszego ciała, tak modlitwa dla ducha. Modlitwa winna być w twoim życiu czymś tak normalnym i stałym jak oddychanie, a nie tylko wtedy, kiedy "wyskakujesz" w pośpiechu rano z łóżka lub zmęczony wieczorem "wskakujesz" do niego, w przelocie "mamrocząc" coś, co nazywasz modlitwą. Oddychanie płucami polega na tym, że przy wydechu, wydalasz z płuc zużyte powietrze, przy wdechu zaś nabierasz do płuc świeżego powietrza (tlenu). Podobnie ma się sprawa z "wdechem" i "wydechem" w życiu modlitewnym: przy wydechu – wyznaj swoje grzechy, przyznaj, że zgrzeszyłeś przeciwko Bogu i dziękuj Mu za przebaczenie, zgodnie z 1 Listem Jana l, 9 i Hebr. 10,1-25. Wyznanie zawiera w sobie pokutę, to znaczy zmianę naszych myśli i czynów.

Przy wdechu – oddaj kierownictwo swojego życia Chrystusowi i przyjmij pełność Ducha Św. przez wiarę. Ufaj, że On teraz kieruje tobą i wyposaża cię w swoją moc, zgodnie z poleceniem w Efezjan 5, 18 i obietnicą 1 Jana 5, 14-15.

2. Czytanie i rozważanie Biblii jest tak samo niezbędne jak jedzenie. Tak jak dobry, zdrowy pokarm wzmacnia i rozwija ciało, tak czytanie i studiowanie Biblii buduje i wzmacnia ducha.

3. Winniśmy "ćwiczyć się" duchowo. Możemy dobrze jeść i prawidłowo oddychać, a jednak nie będziemy w pełni rozwiniętymi fizycznie ludźmi, jeśli nie będziemy używać naszych mięśni do pracy fizycznej (lub gimnastykować się). Podobnie dzieje się w życiu duchowym. Czytaniu Słowa Bożego i modlitwie musi towarzyszyć używanie darowanych nam przez Boga zdolności do pracy dla Niego. A więc składanie świadectwa o Panu Jezusie swoim kolegom i koleżankom, udział w pracy młodzieżowej i zborowej – są tymi ćwiczeniami duchowymi, które dopomagają naszemu duchowemu wzrostowi.

Nasi rodzice

Bóg dał nam rodziców. Najpierw może stwierdźmy, że nie są oni doskonali, ale zgodzimy się też chyba z tym, ze nie są również tacy źli... Stwierdzicie również, kiedy sami będziecie dorosłymi, a szczególnie gdy sami będziecie mieli dzieci, że macie wielki dług wdzięczności w stosunku do swoich rodziców.

1. Pismo Święte wyraźnie stwierdza, że dzieci winny okazywać szacunek rodzicom (Efez. 6, 1-3). W rzeczywistości Bóg czyni rodziców odpowiedzialnymi za posłuszeństwo ich dzieci. Twoi rodzice, prawem Bożym (Kol. 3, 20-21), są zobowiązani uczyć cię posłuszeństwa i uogólniając, można powiedzieć, że dzieci, które uczą się być posłusznymi względem rodziców, tym samym uczą się czcić Boga i być dobrymi obywatelami swego kraju. Wiem, że dla wielu dzisiejszych młodych ludzi posłuszeństwo względem rodziców jest przestarzałą, niemodną zasadą (Przyp. Sal. 19, 18), ale należy pamiętać, że niektóre, nawet najbardziej przestarzałe rzeczy (np. jedzenie, spanie, ubieranie się, itd.) są nadal najbardziej potrzebne, wręcz niezbędne dla naszego życia.

2. Ponosicie realną odpowiedzialność za swój dom. Czasami wydaje się komuś, że za dużo od niego wymaga się w domu. Najlepiej oczywiście, gdyby każdy wykonywał swój dział pracy w domu, ale wielu młodych ludzi nie wykonuje nawet tego, co do niego należy w domu. Niewielu ludzi zmarło z przepracowania...

3. Pięknym przykładem w tym względzie jest mały Jezus, który był poddany swoim rodzicom. Jest obietnica dla tych, co szanują i kochają swoich rodziców – Efezjan 6,1-3.

Bracia i siostry (rodzeństwo)

1. Być może macie w domu rodzeństwo. Szczerze mówiąc, winniście być Bogu wdzięczni za to, chociaż nieraz trudno zdać sobie z tego sprawę. Statystyki, które na ogół dają pewien obraz rzeczywistości, mówią, że ludzie pochodzący z licznych rodzin z reguły lepiej są przygotowani do przyszłego życia niż tzw. "jedynacy" (jedynaczki).

2. Twój, czasami droczący się z tobą brat czy siostra, uczy cię mimo woli nieocenionej w życiu cierpliwości, a z biegiem lat ci sami bracia lub siostry stają się twoimi najlepszymi przyjaciółmi.

3. W domu jest najlepsza sposobność uczenia się uprzejmości. Czasami chłopiec (dziewczynka) przesadnie grzeczny w stosunku do koleżanki (kolegi) jest niegrzeczny lub wręcz ordynarny w stosunku do swej siostry (brata).

Taka uprzejmość "na pokaz" zostanie szybko zdemaskowana w małżeństwie, kiedy taki "miły, uprzejmy" młodzieniec (panna) założy własną rodzinę i nie będzie musiał(a) "maskować się" przed żoną (może tą samą koleżanką, z którą przedtem "chodził" i był taki wobec niej "szarmancki").

4. Uprzejmość w domu będzie rzeczą możliwą, jeśli pozwolisz Panu Jezusowi na zajęcie najważniejszego miejsca w twoim sercu i życiu. To znaczy, jeśli twoje życie nie będzie poddane kontroli twojego samolubnego, upartego "ja", lecz poddane kontroli Pana Jezusa. Innymi słowy, jeśli na tronie twojego życia nie będzie zasiadało twoje "ja", lecz Pan Jezus. Ważną teraz kwestią dla ciebie jest, czy przyjąłeś Jezusa Chrystusa tylko jako Zbawiciela, który przebaczył ci grzechy i wybawił z mocy diabła, czy też jako Pana Jezusa Chrystusa, to znaczy Tego, który nie tylko zbawia, ale chce i powinien być Panem twojego całego życia, którego kontroli winny być poddane wszystkie twoje małe i wielkie sprawy życiowe.

5. Nie zapominaj o tym, że twoi bracia i siostry potrzebują również zbawienia i ty jesteś tym, który w pierwszym rzędzie ma ich przyprowadzić do Pana. Aby to osiągnąć, twoje życie musi być przykładne, a nie gorszące. Proś o to Pana, aby pomógł ci sprawować taką służbę w twoim domu.

O ubiorach i malowaniu się

1. Jestem przekonany, że Bóg nie chce, aby chrześcijańska młodzież była brudna i zaniedbana. Każda rozsądna troska o swój wygląd winna być skierowana w celu utrzymania zdrowego i czystego ciała. Nasz schludny i przyzwoity wygląd zewnętrzny jest w pewnym stopniu naszą wizytówką jako chrześcijan.

2. Nie oznacza to wcale, że szczególną uwagę winniśmy poświęcić pielęgnacji naszego ciała, żyjemy bowiem w czasie, gdy występuje silna presja (nacisk) świata i jego środków materialnych, ludzkich i duchowych (moda), zmuszająca młodego człowieka do samouwielbienia. Tysiące środków upiększających sprzedaje się w celu dotrzymania kroku ciągle zmieniającej się modzie i w ten sposób wywiera się psychiczny nacisk, szczególnie na dziewczęta, aby szybko dostosowywały się do nowoczesnej mody.

3. Ubranie jest rzeczą konieczną i każda chrześcijańska dziewczyna i chłopak winni ubierać się ze smakiem i umiarem (Rzym. 13, 14), lecz gdy ubieranie się lub coś innego staje się jeszcze jedną manią (pasją) życiową, wtedy jest grzechem. Chrześcijańskie dziewczęta nie powinny być niewolnicami samouwielbienia, lecz ubierać się skromnie i opierać swoją urodę na prawdziwej piękności uprzejmego i miłego ducha (1 Piotra 3, 4).

4. Współczesna moda kobieca w ubiorach wydaje się przekraczać stopniowo wszelkie granice przyzwoitości. Styl mody idzie w kierunku tego, co jest wyzywające i nieskromne. To prawda, że obecnie jesteśmy świadkami nawrotu do mody z lat przedwojennych (długie suknie, włosy), ale to tylko chwilowy "kaprys mody". Raz bowiem włączony "guzik" nieskromności porusza całą maszynerię, w której co prawda mogą zdarzać się pewne "przestoje", aby potem ze zdwojoną siłą wytwarzać nowe, właściwe dla niej produkty mody. Zresztą tak zwane "publiczne obnażanie się" nie zostało zupełnie wyparte przez obecną modę "retro", raczej spowodowało jego głębszą "specjalizację" (coraz większe powodzenie filmów z tak zwanym "seksem"). Z pewnością chrześcijańska dziewczynka (której życie poddane jest Chrystusowi) będzie kierować się skromnością i umiarem. Jej chrześcijaństwo będzie widoczne też w doborze ubrania.

5. Jak wyżej powiedziałem, rozsądna troska o swoje ciało jest wskazana i konieczna. Przesadne "tapetowanie się" jednak nie dodaje piękności żadnej dziewczynie, tym bardziej chrześcijance.

6. Podobnie ma się sprawa z włosami. Twoje włosy są oznaką delikatnej natury kobiecej (kobiecości) i oddawanej Bogu chwały (1 Kor. 11, 15). Winny być pielęgnowane, nigdy jednak nie powinny zajmować za dużo twojej uwagi i nie być przedmiotem adoracji (uwielbienia). Obecnie zarówno moda damska, jak i męska (młodzieżowa) "nakazuje" nosić długie włosy.

Jeśli już ktoś z chłopców nosi długie włosy, (ale nie spadające na ramiona, bo to już nawet "niesmaczne"), powinny one być czyste i chociaż jako tako uczesane. Zaniedbane, długie włosy nie są chlubą młodzieńca, wprost przeciwnie, stoi to w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem, a tym powinni chrześcijanie przede wszystkim odznaczać się. Biblia powiada, że jest to "hańbą mężczyzny, gdy zapuszcza długie włosy". Każda wskazówka zawarta w Biblii bez względu na to, czego dotyczy – obowiązuje nas. Przypomina mi się pewna historia opowiedziana w I zborze w Warszawie przez pewnego pastora z Niemiec Zach. W jego zborze była dość liczna grupa młodzieży wierzącej – członków zboru. Jak nakazuje obecna moda męska, wszyscy prawie chłopcy z tego zboru mieli długie włosy i wąsy. W czasie ewangelizacji zorganizowanej w tym zborze nawrócił się zaproszony z ulicy młody hippies, noszący prawdopodobnie jeszcze dłuższe włosy niż młodzi członkowie tego zboru. Następnego dnia czy przy okazji następnego zborowego nabożeństwa wszyscy ze zdziwieniem (zwłaszcza młodzi) zauważyli, że ten były hippies przyszedł starannie i (nienowocześnie) ostrzyżony. Na pytanie jednego z młodych, dlaczego zaszła taka zmiana w jego wyglądzie zewnętrznym, odpowiedział prosto – "ja się przecież nawróciłem".

Wybaczcie, że wdaję się w szczegóły, ale skoro w tytule tego rozdziału napisaliśmy "o malowaniu się", muszę napisać parę słów o malowaniu paznokci... Wydaje mi się, że rzeczą niedopuszczalną jest malowanie na czerwono paznokci u dziewcząt. Biblia wprawdzie o tym nic nie mówi, ale niezgodne jest to z dobrym smakiem w ubiorze, co prawda nie jest to teraz tak modne jak dawniej, ale tak na wszelki wypadek lepiej zapamiętać... Jeśli jest to przesadą (a tak jest na pewno), to wiemy, że każda przesada nie jest zgodna z duchem Pisma Św. Jak w każdej sprawie, tak i w tej sprawie nie będzie problemu, jeśli Chrystus będzie pierwszą osobą w twoim życiu.

Czasami wierzące dziewczęta, jako "argument" za koniecznością nadążania za modą, powiadają tak: "Muszę się tak ubierać, bo inaczej koleżanki w szkole mnie wyśmieją". Nie tylko dziewczęta tak mówią, gorzej – same (czasami wierzące) matki tak mówią – "moja córka nie będzie pośmiewiskiem w szkole (lub w biurze)..." Ludzie, którzy dają takie argumenty, na pewno nie czytali, a jeśli czytali, to na pewno nie rozważali słowa które Ap. Paweł napisał w Rzymian 12, 1-2. Pozwólcie, że zacytuję tylko jedno zdanie z wiersza 2-go: "Ale nie upodabniajcie się do tego świata". W czym ·mamy się nie upodabniać, czy tylko w sposobie myślenia, a w sposobie ubierania się możemy upodabniać się...?

Weźmy inny przykład, zupełnie "z życia". Cyganki, choć (w naszym przynajmniej kraju) nie należą do ludzi najbardziej wierzących. Od lat, zanim jeszcze nastała moda długich sukien, chodzą po ulicach, zwracając na siebie uwagę swoimi długimi, szerokimi i kolorowymi spódnicami. Czy kiedykolwiek im przyszło do głowy, że skoro ludzie za nimi oglądają się lub śmieją się, powinny zarzucić takie ubiory... Nigdy! A przecież one zachowują tylko swoje (ludzkie) zwyczaje, a jednak nie są tak "czułe" na opinię ludzką jak niektóre chrześcijańskie dziewczęta i ich "wierzące" mamusie. Jeśli ludzie nie wstydzą się zachowywać, czasami dziwnych dla większości ludzi w danym środowisku zwyczajów, dlaczego wierzący ludzie wstydzą się normalnej, biblijnej skromności...? Musi być w tym jakaś głębsza duchowa przyczyna...

Sporty i kostiumy kąpielowe

1. Uprawianie sportów, zwłaszcza lekkoatletyki, jest rzeczą pożyteczną dla naszego ciała. Nawet na boisku wierzący chłopak czy dziewczyna mogą pokazać, że są innymi. Jeśli chcemy i jesteśmy wierzącymi, to Pan Jezus jest nawet z nami na… boisku.

2. Musimy jednak uważać, aby sport nie stał się naszym najważniejszym zajęciem (pasją). Wierzący chłopak czy dziewczyna może równie dobrze zapomnieć o Bogu przy "niewinnym" sporcie jak przy każdej innej, gorszej rzeczy. Ap. Paweł pisze nawet, że "cielesne ćwiczenie jest mało pożyteczne" (1 Tym. 4, 8), jeśli uprawia się je kosztem "pobożności". Wtedy nie tylko będzie mało pożytecznym, ale nawet szkodliwym "hobby".

3. Jednym z najprzyjemniejszych sportów letnich jest pływanie. Z pewnością nie ma nic złego w samym pływaniu. Jeśli Bóg stworzył wodę, rzeki, jeziora, to też chyba po to, aby człowiek mógł w nich popływać. Nie jestem jednak pewien, czy obecne stroje kąpielowe (zarówno damskie, jak i męskie) "zadowalają" Boga... Pomyślcie zresztą przez chwilę sami o tym.

Wydaje mi się, że niektóre obecne kostiumy kąpielowe nie tylko doprowadzają oczy do pożądania i wzmagają pożądanie cielesne, lecz są również razem z całą modą przeciwstawieniem się jednej z Bożych zasad – zasadzie skromności i przykrycia ciała ludzkiego.

4. Czy pamiętacie, gdy po raz pierwszy grzech wszedł w życie ludzkie, jednym z pierwszych czynów Boga było przykrycie nagiego ciała ludzkiego (Gen. 3, 21)? Gdyby to było nieważne, Bóg pozostawiłby ich nagich aż ewentualnie sami zrobiliby sobie ubranie. Widocznie jednak w grzesznym stanie, w jakim znaleźli się po zjedzeniu owocu z zakazanego drzewa, nie mogli pozostać nagimi. I właśnie to przykrycie, które sporządził im Bóg, było pierwszym potwierdzeniem (znakiem zewnętrznym) ich grzesznego stanu, ich niedoskonałości przed Bogiem, a tym samym skłonności do grzesznego myślenia i grzesznego życia. Gdy człowiek obnaża się publicznie do nagości, tym samym jakby chce zaprzeczyć faktowi panowania grzechu na ziemi i w ciele ludzkim.

5. Co więc chrześcijańska dziewczyna powinna zrobić? Ktoś mógłby może wrócić do strojów kąpielowych sprzed 50-lat, większości jednak by się to nie udało, istnieje jednakże potrzeba rzeczywistej skromności. Nie dam żadnych konkretnych "przepisów" czy rad w tej sprawie, bo nie jest to rzeczą łatwą nawet w sytuacji, gdy prawie wszystko, co należy do naszych ubiorów, kupujemy gotowe w sklepach. Komu zależy jednak na życiu w zgodzie z Bogiem i Jego wymogami względem człowieka, niech poprosi Pana Jezusa o radę i w tej sprawie. A jeśli już wolno mi dać jakąś konkretną radę w tym względzie, to biorąc typową dla naszego środowiska sytuację na kursach młodzieżowych, należałoby poważnie zastanowić się, czy wolno nam cały (pogodny, słoneczny) dzień "paradować" w kostiumie kąpielowym po terenie kursu (obozu) młodzieżowego, włącznie z zasiadaniem w takim stroju do wspólnych posiłków i wykładów. Czy wrodzona nasza skromność, pobudzona przez Ducha Bożego nie mówi nam, że chodzenie w takim stroju winniśmy ograniczyć do minimum koniecznego do pływania?

Wiem, że w tym miejscu niejeden (niejedna) z was powie – "to śmieszne, bo dzisiaj mało praktyczne do wykonania i niepotrzebne". Ktoś może dodać przy tym: "Ja tam nie mam żadnych pokus, kiedy kąpię się i opalam się na słońcu, nawet razem z chłopcami (chłopiec powie: z dziewczętami)". Ty może nie masz, choć temu nie wierzę, ale czy ktoś inny nie ma...? Możesz powiedzieć – ale to mnie nie obchodzi... Tak? A kto ci dał prawo nawet "nieświadomie" kusić drugiego, zwłaszcza jeśli jesteś, jak twierdzisz, wierzącym chłopcem czy dziewczyną? Co Pan powiedział o zgorszeniach? (Mat. 18, 7). To dotyczy wszystkich zgorszeń i pokus, na które wystawiamy innych. Nie jest więc to taka nasza "prywatna" sprawa...

Kino i inne współczesne "cuda" techniki

1. Z pewnością kino, film – są jednymi z najwspanialszych osiągnięć XX wieku. Film może służyć jako wspaniały środek do nauczania. Jest rzeczą oczywistą, że znacznie lepiej pamięta się, co się widziało niż tylko słyszało.

2. Z przykrością jednak należy stwierdzić, że za współczesnym filmem w wielu wypadkach (zwłaszcza na Zachodzie Europy i Ameryce) stoi potężny przemysł, zarabiający pieniądze na pobudzaniu niektórych (czasami najniższych) instynktów człowieka. Przemysł ten nie dba oczywiście o moralne skutki swojego handlowego procederu. Najczęściej spotykanymi tam i oczywiście najbardziej "chodliwymi" – są filmy o miłości, seksie, przestępstwie. Oczywiście wszystkie te tematy, włącznie z miłością, przedstawione są w świeckim, często wynaturzonym naświetleniu. A więc przestępstwo jest pewnego rodzaju niebezpieczną, ale ciekawą "zabawą", miłość zdominowana przez pożądanie jest czymś pozornie najważniejszym i godnym pożądania w życiu.

Tak prezentowana miłość jest oczywiście ubrana w "kwiatki" szlachetnego, czystego uczucia... Seks jako coś co przyprawia o przyjemny dreszczyk rozkoszy... Nikt oczywiście nie troszczy się o dalsze następstwa takiego przedstawienia sprawy.

2. Czy prawdziwi naśladowcy Jezusa mogą chodzić na takie filmy? Jak możemy patrzeć na coś takiego i nie zanieczyszczać naszych myśli'? Nie ma takiego, który by był mocny...

Jak możemy "patrzeć na Jezusa" jak mówi Słowo Boże (w liście do Hebr. 12, 2) i jednocześnie na takie filmy? Oczywiście zło nie leży w samych wynalazkach technicznych, lecz w grzesznych rękach, które trzymają te wynalazki i używają je dla swoich i cudzych grzesznych celów. Alfred Nobel, uczony szwedzki odkrywszy dynamit, cieszył się z wynalazku. Gdy jednak zobaczył w czasie I wojny światowej, jak jego wynalazek został użyty (z jakimi strasznymi skutkami), przeraził się i wszystkie zdobyte pieniądze z tego tytułu przeznaczył na nagrodę dla uczonych, którzy swoimi wynalazkami i działalnością przyczynią się do poprawy stosunków międzyludzkich, zdrowia i warunków życia.

Muzyka

Muzyka jest rzeczą wspaniałą i Bóg dał nam uszy m. in. po to, abyśmy jej słuchali. Muzyka jest z pewnością jednym z darów Bożych i nie zapominajmy, że to Bóg stworzył na początku wszystkie prawidła harmonii. Bóg sam z pewnością lubi muzykę (Izaj. 44, 23), ponieważ On napełnił nią cały wszechświat.

1. Muzyka jest przede wszystkim środkiem uwielbienia naszego Boga. Chrześcijanie winni śpiewać i grać na chwałę Bogu jak najczęściej. Ktoś powiedział, że chrześcijanin, który nie lubi muzyki i śpiewu, prawdopodobnie nie jest chrześcijaninem, przynajmniej odrodzonym chrześcijaninem; to nie znaczy, że sam umie śpiewać... ale na pewno lubi słuchać śpiewu i muzyki.

2. Mam jednak wątpliwości odnośnie tzw. współczesnej muzyki. Współczesna muzyka, tak jak zresztą i inne dziedziny twórczości współczesnego, niespokojnego człowieka, przez swoją piskliwość, wrzaskliwość, zmysłowość, na pewno nie służy chwale Bożej. Osobiście lubię tzw. "Negro spirituals" (pieśni religijne Murzynów amerykańskich). Znaczna ich część śpiewana jest w szybkim rytmie i odmiennej dla Europejczyka tonacji. Znam jednak historię ich powstania. Wyrażały one tęsknotę tych prostych, uciśnionych, czarnych ludzi. Tęsknotę za szczęściem i wolnością. Kto je dzisiaj bezmyślnie "podrygując" śpiewa, nie wielbi Boga, lecz wypełnia po prostu nakaz obecnej mody. Można śpiewać nawet w bardzo szybkim rytmie pieśni z duchowym wczuciem się w ich treść i słuchacze to odczują, gdy jednakże wykonujemy tylko "chrześcijański przebój", nikogo to nie zachwyci, najwyżej zdziwi, że coś takiego istnieje... Ci z was, którzy oglądali film "Chata Wuja Toma", przypomnijcie sobie, z jakim głębokim uczuciem (a byli to przecież tylko aktorzy), Murzyni śpiewali szybką pieśń ,.Jozue zwyciężył pod Jerycho"?

Czy chrześcijańska młodzież może "chodzić" ze sobą?

 1. Z pewnością nierozsądną rzeczą byłaby całkowita separacja płci wśród młodzieży chrześcijańskiej. To znaczy "nie wolno" mieć kolegów, koleżanek i przebywać z nimi. Zresztą taka separacja praktycznie byłaby niemożliwa do przeprowadzenia. Chrześcijańska młodzież winna przebywać razem jak najczęściej. Jest rzeczą też naturalną, że w wieku kilkunastu lat (a wiek ten coraz bardziej się obniża w związku z coraz wcześniejszym dojrzewaniem fizycznym młodzieży) młodzi zaczynają interesować się płcią odmienną. Jeśli już takie zainteresowanie pojawia się, wysoce niewskazaną rzeczą jest wdawać się w głębsze stosunki uczuciowe z ludźmi obcymi duchowo. Nie mówimy oczywiście o normalnych, ludzkich, luźnych kontaktach koleżeńskich w szkole, sąsiedztwie czy zakładzie pracy. Takie luźne, towarzyskie kontakty można często z pożytkiem wykorzystać w celu zaproszenia koleżanki czy kolegi na nabożeństwo lub ewangelizację.

2. Sprawa jest bardziej delikatna z chwilą, gdy chcemy mieć kogoś jednego; tego, z którym jak to się popularnie mówi "chodzimy"... Pozwólcie, że na początku powiem otwarcie, że nie wierzę (zresztą jak większość ludzi) w tzw. "przyjaźń" między chłopcem a dziewczyną, mężczyzną i niewiastą. Taka przyjaźń, choćby rzeczywiście na początku tak wyglądała, z biegiem czasu, w miarę wzajemnego poznawania się i spotykania się przyjaciół, przekształca się w miłość lub pożądanie. Dlatego nie warto łudzić się, że "my tylko przyjaźnimy się". Na razie tak, ale co potem?

Taka przyjaźń – powtarzam – wcześniej czy później przekształci się w miłość, fizyczne pożądanie lub zostanie zerwana. W każdym razie nie będzie trwała długo bez wyżej wymienionych rezultatów. Gdy więc zainteresowaliśmy się już kimś poważniej (o wyborze męża lub żony będziemy mówić później), musimy zdać sobie sprawę z tego, że podstawą naszego życia chrześcijańskiego jest fakt, że nie należymy do siebie (1 Kor. 6, 19-20). Nasze ciało i duch należą do Tego, który odkupił nas swoją drogocenną krwią.

Nasze oczy nie są już odtąd przeznaczone do złego celu, nasze wargi nie powinny już odtąd zajmować się głupimi "gadkami". Nasze serce nie należy już wyłącznie do nas, abyśmy oddawali je każdemu, kto tylko zechce. Jesteśmy Jego (to znaczy Chrystusa), a On jest naszym (Gal. 2, 20).

3. Jest dużo zepsucia w złym "chodzeniu" (z chłopcem lub dziewczyną). Wielu młodych ludzi zamieniło to, co winno być czyste i święte, w błoto zwykłej cielesnej żądzy. Obecna filozofia życia polega na tym, że każdy bierze, co chce, niezależnie od tego, czy to jest złe, czy dobre; czy rani to drugą osobę czy nie. Najważniejszy jestem ja i moje pragnienia. Drugi człowiek jest o tyle tylko ważny, o ile zaspokaja moje pragnienia. Oczywiście tego rodzaju postępowanie jest jak najbardziej diabelskie. Boże wymagania w tym względzie nigdy nie zmieniły się.

4. Pan Jezus nakazuje nam (1 Tym. 5, 22), abyśmy zachowali siebie czystymi we wszystkich okolicznościach. Więcej, On da nam moc zachowania czystości nawet wtedy, gdy wszyscy dookoła będą brudzić się. Chrześcijańska przyjaźń (między płcią odmienną) jest zawsze nazwana przez duże "P".

5. Jest rzeczą wskazaną i konieczną nie iść za daleko w przyjaźni ("chodzeniu"), zanim nie jesteś całkowicie pewien swoich uczuć i osoby, z którą chcesz przyjaźnić się. A najlepiej jest być w zwykłej, luźnej przyjaźni (kontaktach towarzyskich) ze wszystkimi chłopcami i dziewczętami, oczywiście do czasu, gdy nie mamy dokonanego z poważną modlitwą wyboru partnera. Nie jest rzeczą wskazaną nawet w świetle zasad dobrego wychowania "obnosić się" w grupie osób ze swoimi uczuciami do jakiejś osoby. Np. stale tylko z nią chodzić, siedzieć przy stole, rozmawiać, jeździć kajakiem (np. na obozie młodzieżowym). Nawet oficjalnie zaręczeni narzeczeni nie powinni o tym zapominać. Niestosowanie się do tych zasad świadczy o braku dobrych manier i wychowania.

6. Jeśli już mamy tzw. "chłopca" czy "dziewczynę", wiedzmy o tym, że rodzice mają prawo i nawet obowiązek wiedzieć o naszym chłopcu czy dziewczynie. Oni chcą i powinni wiedzieć, z kim przestajemy. Jeśli rodzice nie są tym zainteresowani, znaczy to, że są złymi rodzicami, bez względu na to czy są wierzącymi, czy nie. Rodzice mają prawo wiedzieć, gdzie i z kim jesteśmy w danym czasie i kiedy wrócimy do domu.

Kilka słów o tzw. "czułościach"

1. Gdy mówiłem poprzednio o przyjaźni lub tzw. "chodzeniu" chłopca z dziewczyną i odwrotnie, miałem na myśli zwykłą, bez daleko idących skutków przyjaźń, wyrażającą się m.in. we wspólnym spacerze, rozmowie, zabawie towarzyskiej (nie tańcach), wycieczce, wizycie w domu u jednej ze stron – zawsze jednak w obecności osób starszych, wycieczce do muzeum itd. Podkreśliłem jednocześnie, że każda taka przyjaźń nie będzie stale tylko "przyjaźnią", czego należy być zawsze świadomym. Żyjąc więc w takiej, nazwijmy to normalnej przyjaźni (lub lepiej – w kontaktach towarzyskich), nie możemy sobie pozwolić na różnego rodzaju "czułości".

Dla tych, którzy nie należą do siebie jako małżeństwo lub narzeczeństwo bezpośrednio przed ślubem, angażowanie się w przypadkowe pocałunki i innego rodzaju pieszczoty jest igraniem z ogniem pożądliwości i w konsekwencji grzeszeniem przeciwko własnemu ciału i Bogu. Jest to taki sam grzech jak każdy inny, za który winno napominać się młodego człowieka, z tą tylko różnicą, że każdy na ogół kryje się z takim grzechem i inni tego nie widzą, widzi jednak Bóg i w odpowiednim czasie da znać, co o tym myśli. Dziewczynka nie musi wcale "płacić chłopcu uściskami i pocałunkami za przyjemnie, ale czysto spędzony czas. Jeśli chłopiec żąda takiego "wynagrodzenia", nie jest wart twojej uwagi. Nie pozwalaj byle komu "obłapywać się". Są takie dziewczęta, które wprost same "idą" do rąk chłopców. Wprawdzie chłopcy nieraz z tego (w różny sposób) chętnie korzystają, nie mają jednak zbyt dobrego zdania o takiej dziewczynce. Najczęściej też takie dziewczęta, mimo takiego "powodzenia", nie mogą jakoś długo wyjść za mąż..., przynajmniej za wierzących chłopców.

2. Chciałbym powiedzieć, że czystość duchowa "popłaca" w życiu. Popłaca zarówno z punktu widzenia ludzkiego, jak i Bożego. Człowiek, który nie uznaje żadnych hamulców, choćby był w swoim mniemaniu "wierzącym" chłopcem czy dziewczyną, będzie spożywał owoce swego postępowania.

Najczęściej dobre lub złe owoce swego życia przedmałżeńskiego zjada się w swoim małżeństwie. Apostoł Paweł powiada: "Nie mylcie się, Bóg się nie da z siebie naśmiewać; albowiem cokolwiek by człowiek siał, to też żąć będzie" (Gal 6, 7). Dlaczego często nawet wierzący ludzie przeżywają kłopoty i rozgoryczenia w małżeństwie? W znacznej mierze dlatego, że lekkomyślnie je zawierali, a później nie budowali go na mocnym fundamencie Jezusa Chrystusa. Nic więc dziwnego, że ich małżeństwo wcale się nie różni od najgorszego małżeństwa świeckiego. [Cdn.]