Niczym wdowa Drukuj Email
Autor: Anna Kwiecień   
piątek, 25 października 2013 11:37

Nie wiem, co czuła wychodząc z domu ani jak często go opuszczała śpiesząc do sędziego z prośbą o obronę.

Wdowa.
Na pewno wizyta u sędziego nie była dla niej tylko urozmaiceniem popołudniowych spacerów albo sposobem na zabicie nudy, monotonnej codzienności. Może czasami w wyobraźni rysuje nam się obraz pogodnej staruszki, która swoim starczym gderaniem „umilała” życie urzędnikowi. Wątpię jednak, aby było to zgodne z rzeczywistością. Zamiast pogodnej staruszki dostrzegam zdesperowaną kobietę. Jej naprzykrzanie jest dla mnie wołaniem o pomoc i uchwyceniem się jedynej deski ratunku. 

Wdowa.
Któż by nie wiedział, kto to taki? Tak, straciła męża. Tak, najprawdopodobniej jest sama, o ile nie samotna. Jednak sytuacja owdowiałych kobiet z czasów Jezusa była zupełnie inna od tej współczesnych wdów. W realiach w których żyła, kobiety były całkowicie zdane na troskę i opiekę mężczyzn. To mąż troszczył się o potrzeby żony. To on zarabiał na utrzymanie, reprezentował jej sprawy i interesy, bronił jej praw. Po śmierci męża kobieta, jeśli nie posiadała dorosłego syna, znajdowała się w ciężkim położeniu. Chyba bez przesady można stwierdzić, że była zupełnie sama i poniekąd wystawiona na „pastwę losu”. Nie było zasiłków dla bezrobotnych, renty, emerytury. Nie istniała opieka społeczna ani miejsce gdzie mogłaby znaleźć zatrudnienie. Nikt nie troszczył się o jej prawa, nie pilnował jej interesów…

Sędzia.
Żył w mieście, w którym mieszkała wdowa. Był jedyną osobą, która mogłaby zapewnić jej opiekę i wziąć w obronę. Niestety, nie liczył się z żadnym człowiekiem. Nie bał się też Boga – nie respektował więc Bożego prawa, które ujmowało się za wdowami i sierotami.

Być może wdowa, idąc pierwszy raz do sędziego, była pełna nadziei – owdowiała, ma przeciwnika, ale jest sędzia, który może wziąć ją w obronę. Niestety, nic się nie zmieniło – niesprawiedliwy sędzia nie zaingerował w jej sprawie. Kobieta jednak się nie poddała. To była jej jedyna nadzieja, jedyna szansa ratunku. Poszła następny raz, i jeszcze następny – nachodziła sędziego i naprzykrzała mu się. W końcu ten zły człowiek uczynił zadość jej prośbie, nie z litości, ale dla „świętego spokoju”.

Bóg jest inny od niesprawiedliwego sędziego – on chcę wziąć w obronę swoich wybranych. Pan Jezus powiedział: A czyż Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie? Powiadam wam, że szybko weźmie ich w obronę. Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? (Ew. Łuk 18:8)

Wiem, że często brakowało mi wiary, ustawałam, zniechęcałam się… Niby wierzyłam, a jednak czułam się pewniej, kiedy szukałam własnych rozwiązań lub pomocy u innych. Tylko gdzieś w trakcie modlitwy wspominałam tę czy tamtą sprawę. Nie wołałam we dnie i w nocy, a poddawałam się zniechęceniu i frustracji, kiedy nie widziałam zmiany. Dopiero sytuacja, w której nikt i nic nie mogło mi pomóc, otworzyła mi oczy na tę przypowieść. Podobnie jak tamtej wdowie, zostało mi tylko to jedno wyjście – wołać we dnie i w nocy. W tej przypowieści zobaczyłam swoje położenie, odnalazłam pociechę i zachętę. Bóg nie jest nieczuły na modlitwy – przez tą opowieść dał swoją wskazówkę, ale pokazał też jak często brak wytrwałości łączy się z niewiarą i brakiem zaufania. Podobieństwo o wdowie i niesprawiedliwym sędzi uświadomiła mi, że często nie potrafiłam zaufać w pełni Bogu, nie chciałam też czuć się całkowicie od Niego zależna. Kiedy polegałam na sobie albo dostrzegałam wiele potencjalnych sposobów wyjścia z trudnej sytuacji, wtedy rzadziej do Niego wołałam o pomoc. Uważałam, że poradzę sobie sama. Tak często się myliłam. Wydaje mi się, że wdowa nie jest przypadkową bohaterką tej przypowieści. Według mnie Pan celowo posłużył się jej przykładem, by przekazać prawdę o wytrwałej modlitwie – tylko wtedy, kiedy złożę całą swoją nadzieję w Bogu i poczuję się całkowicie od Niego zależna, jestem w stanie wołać do Niego o pomoc we dnie i w nocy.   

Wszelką troskę swoją złóżcie na niego, gdyż On ma o was staranie.
I Ptr 5:7