O co tu chodzi?… |
Autor: Kamila Kłapińska | |||
środa, 24 lipca 2013 17:11 | |||
Urodziłam się w chrześcijańskiej rodzinie. Od dziecka grzecznie klepałam „Ojcze nasz”, chodziłam na zajęcia biblijne, zawsze z szóstką na koniec; słuchałam Arki Noego, znałam większość historii biblijnych i recytowałam wierszyki o Panu Bogu - Dobrym Tatusiu. Babcia podsunęła mi książkę „Bóg i ja jesteśmy przyjaciółmi”, gdzie Julia, główna bohaterka, wyciągając do nieba rączki mówiła „Jezu, tutaj jestem. Weź całe moje serce i całą mnie. Proszę Cię.” I zrobiłam dokładnie tak samo. Pamiętam to jak dziś: letni, słoneczny dzień, słodka dziewięciolatka w plisowanej spódniczce, wyciąga swoje rączki do nieba i mówi „Jezu, tutaj jestem. Weź moje serce i całą mnie weź. Proszę Cię.” Jak troszeczkę dorosłam, miałam jakieś jedenaście lat, zaczęłam czytać „dorosłą” Biblię. Z czarną okładką. Bez obrazków. Rozpierała mnie duma. Myślałam nawet o chrzcie… Ale to zniknęło. Naprawdę nie umiem powiedzieć dlaczego. I uważam to za najgorszy błąd mojego życia. I tak wejście w okres dojrzewania, przebiegło pod znakiem martwego chrześcijaństwa. Chodzenie do kościoła. „Co jaaaaa? Czemu nie mogę sobie posiedzieć w domu z książką?. Mamo muszę TAM iść?” Modlitwa. „No nie!. Znów zapomniałam! Ale co? Tak teraz mam się pomodlić?. Niech Ci będzie: „dziękuje za ten dzień, proszę cię Panie o ochronę, Amen.” Czytanie Biblii. „Nie no… taaaaak mi się chcee spać… a tu trzeba TO czytać...tylko, że…. ja nic nie rozumiem. O co tu chodzi?”… Smutne - ale prawdziwe. Chrześcijaństwo - ale tylko z nazwy. Beznadzieja. Dno. Wegetacja. Rok temu byłam na konferencji i tam coś we mnie drgnęło. Duch Święty mocno poruszał moim sercem; pierwszy raz podniosłam ręce podczas uwielbienia, chwaliłam Boga nie martwiąc się co pomyślą inni. Później zjazd młodzieży w Janowicach Wielkich . Wykład o pasji dla Jezusa. Klęczę przed krzyżem i tak bardzo chcę być Jego. Łzy spływają po policzkach. I czuje się tak nieziemsko szczęśliwa… Skłamałabym jednak jeśli na tym bym zakończyła. Coś za różowo. Otóż to… Kiedy wróciłam do domu i powitała mnie zwyczajna szaro-bura rutyna, ogrom spraw do załatwienia i tylko 24 godziny na dobę, ten rozbuchany płomień zaczął wygasać! Rozpaczliwie pragnęłam uratować ledwie tlący się węgielek mojej wiary i pasji. Byłam w kropce. Tak bardzo nie chciałam tego utracić… Pojechałam z rodzicami na wakacje, a tam jak wiadomo, mnóstwo wolnego czasu. Moja mama postanowiła odpowiednio go spożytkować i… codziennie miała dla mnie przygotowana inną lekcję o istocie wiary, powołaniu, poznaniu etc. Te lekcje bardzo mi pomogły. Zrozumiałam, że nie sztuką jest być blisko Pana kiedy jest wspaniała muzyka, doskonałe wykłady i Duch przechadzający się po sali. Nie sztuką jest decydować o życiu z Panem pod wpływem emocji. Zrozumiałam, że do budowania relacji z Bogiem potrzebne jest codzienne studiowanie Jego Słowa, codzienna i nieustanna modlitwa, taka z głębi serca. Konieczną jest społeczność z innymi wierzącymi. Koniecznym jest służenie i dzielenie się Jezusem z innymi ludźmi. Taka rutyna to swego rodzaju egzamin. Żeby go zdać trzeba odnaleźć Boga i czas dla Niego, właśnie w codziennych, zwyczajnych czynnościach. Czuję, że się zmieniam. Chociaż przyjęłam Jezusa jako mała dziewczynka, dopiero niedawno poznałam żywego takim jakim jest. Bliskiego jak oddech. Ocierającego łzy. Dającego moc i siłę. Zaczęłam jeździć na misje młodzieżowe i odkryłam piękno i niesamowitą radość mówienia innym o Jezusie, kochającym Zbawicielu. Gdyby ktoś, pół roku temu powiedział mi, że będę służyć w grupie jako gitarzystka to popukałabym się w czoło. Gdyby powiedziano mi, że będę jako jedna z solistek, dawać misyjny koncert w Świebodzicach, prędzej umarłabym ze strachu…. Teraz słyszę od znajomych ze szkoły: „Ooo… Ty nucisz…”, „Ale ty to masz radosne usposobienie”, „Ale Ty Kamcia jesteś fajna, taka uśmiechnięta zawsze”. Chwała Bogu! To On wlewa w moje serce radość i pokój. To Duch Święty działa we mnie. Siedem lat temu, w ten słoneczny dzień, mówiłam Jezusowi aby wziął moje serce i całą mnie. Wysłuchał. Wziął. Żyję tylko dla Niego i On jest sensem mojego istnienia! I w tej szarej rutynie, która w Panu nie jest wcale szarą, powtarzam za Psalmistą: „Z całego serca szukam Ciebie. Nie daj mi zboczyć od przykazań Twoich” Psalm 119; 10
|