Płaczę, bez oglądania Drukuj Email
Autor: Marian Biernacki   
piątek, 24 marca 2017 13:54

Od kilku dni w polskich kinach oglądać można piękny i wzruszający,  aczkolwiek - z biblijnego punktu widzenia - kontrowersyjny  film  "Chata". Po przeczytaniu w 2009 roku książki, której film jest ekranizacją,  byłem niemal zupełnie przekonany, że w środowisku ludzi ewangelicznie wierzących nie może ona zyskać uznania. Napisałem o tym parę słów i temat uważałem za zamknięty. Okazuje się jednak, że w ocenie  poziomu rozeznania w sprawach duchowych i znajomości Słowa Bożego w naszych zborach  jestem  nazbyt  naiwny.  Słysząc dziś i czytając, jak wielu moich - skądinąd wspaniałych i kochanych - współwyznawców Chrystusa zachwyca się i wzrusza oglądając "Chatę", robi mi się, po prostu,  bardzo  smutno.

Chce mi się płakać, że Jedyny, który ma nieśmiertelność, który mieszka w światłości niedostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i widzieć nie może [1Tm 6,16] jest w taki sposób obrazowany. Zwłaszcza, że Boga, który jest Duchem [Jn 4,24] nie można i nie wolno obrazować! Proszę nie mylić tego z cudem Wcielenia Syna Bożego. Artystyczna wartość filmu nie  usprawiedliwia  nieposłuszeństwa Bogu. Rozumiem, że ludzie lubią sobie pofantazjować. Proszę bardzo. Mają do tego niezliczoną ilość tematów i postaci. Ale gdy zaczynają wmyślać różne nieprawdziwe rzeczy o Bogu [2Krl 17.9] i takie Jego obrazy sprzedawać - lud Boży kupować tego nie powinien.

Właśnie i dlatego płaczę. Głęboko zasmucam się na myśl o braciach i siostrach, od lat mających przecież dostęp do Biblii, że to nie Pismo Święte, a niebiblijna fantazja jest dla nich źródłem nowych odkryć i wzruszeń związanych z Bogiem. Jak niegdyś bolał Samuel nad Saulem [1Sm 15,35] tak boleję nad chrześcijanami zachwycającymi się twórczością wykrzywiającą proste drogi Pańskie, która jest jak zmącone źródło albo skażony zdrój. Tym bardziej jest mi przykro, bo postrzegam to nawet jako swoisty rodzaj duchowej zdrady.

Płaczę też, bo w tle tak pozytywnego odbioru "Chaty" coraz wyraźniej rysuje się poważne zjawisko deprecjacji Pisma Świętego. Również w naszych środowiskach. Potoki łez płyną z oczu moich, dlatego, że nie strzegą zakonu twego [Ps 119,136]. Wielu ludzi w ewangelicznych zborach coraz mniej obchodzi to, co mówi Biblia. Ważne, żeby im się podobało. Ich głoszenie ewangelii często opiera się więc na zręcznie zmyślonych baśniach [2Pt 1,16]. Liczą się dla nich relacje, a nie doktryna. Reklamują się miłym towarzystwem, jedzeniem i dobrą muzyką. Przede wszystkim chodzi im o skuteczne osiąganie zamierzonych celów. Nieważne w jaki sposób. Bóg ze Swoim Słowem, owszem, brany jest pod uwagę, ale tylko wtedy, gdy pasuje do ich pomysłów i marzeń. I jak tu się nie smucić?

Wzruszam się dziś wszakże i bardzo pozytywnie. Łzy radości napływają mi do oczu na myśl o braciach i siostrach, którzy zachwycają się Bogiem objawionym w Biblii. Jestem szczęśliwy, że Pan ma wciąż na świecie  tysiące wiernych wyznawców obdarzonych duchowym rozeznaniem. Cieszę się słysząc, że przyjęli  oni Słowo z całą gotowością i codziennie badali Pisma, czy tak się rzeczy mają [Dz 17,11]. Jeszcze niejedna "Chata" się pojawi. Nie wywróci nam ukształtowanego przez Pismo Święte obrazu Boga. Niejednemu wręcz pomoże na nowo ustalić, co jest dla niego podstawą  przekonań  oraz źródłem poznania Jedynego Zbawiciela i Pana, Jezusa Chrystusa.

Nie chcę i nie potrzebuję oglądać "Chaty" żeby się wzruszyć, chociaż - jak widać - moje wzruszenia są innego rodzaju...