Należę do pokolenia, w którym otaczało się szacunkiem rodziców, nauczycieli oraz pastora i starszych zboru. Nie do pomyślenia było, aby próbować mówić im po imieniu lub w jakikolwiek inny sposób spoufalać się z nimi. Ów respekt w swoisty sposób podnosił i chronił wspomniane autorytety, pozwalając nam przez całe dekady budować się nimi i cieszyć z ich istnienia. Tajemnicą tego błogostanu było zachowanie stosownego dystansu. Zbytnie skracanie go wprawdzie zrównywało nas nieco z naszymi autorytetami, lecz chociaż wydawało się, że dodaje nam znaczenia, to jednak ostatecznie jakoś nam szkodziło... Co mam na myśli?
Czytałem dziś rano o dość zdumiewającym poleceniu, jakie otrzymali Izraelici wkraczając do Ziemi Obiecanej. Gdy zobaczycie skrzynię Przymierza z PANEM, waszym Bogiem, i kapłanów Lewitów niosących ją, to i wy ruszcie z miejsca i idźcie za nią. Tylko zachowajcie odległość około dwóch tysięcy łokci pomiędzy wami a nią. Nie zbliżajcie się do niej. Dzięki temu zobaczycie wyraźniej, którędy macie iść, szczególnie że wcześniej tą drogą nie szliście [Joz 3,3-4]. Kto nie znając drogi podążał za kimś, kto dobrze ją znał, wie o czym jest tu mowa. Oczywiście, trzeba było uważać, aby za bardzo nie oddalić się od niego i nie stracić go z oczu. Jednak nie mniej złe i niebezpieczne było zbytnie zbliżanie się do naszego przewodnika. Potrzeba było patrzeć na to, co on robi z odpowiedniej odległości, by w porę się przygotować i wykonać ten sam manewr.
Niech ta praktyczna ilustracja zobrazuje nam ważną prawdę duchową o konieczności utrzymania samych siebie w stosownym uniżeniu wobec braci i sióstr w Chrystusie, zwłaszcza starszych od nas stażem wiary. Myślcie nie o tym, jak się wybić kosztem innych lub zaspokoić własną próżność, ale raczej w pokorze uważajcie jedni drugich za ważniejszych od siebie [Flp 2,3]. Inaczej - skracając dystans respektu - stracimy orientację, co nam wolno, a czego już nie można. Zaprzestaniemy czcić ojca i matkę. Zamiast obdarzać nauczyciela szacunkiem, odważymy się nawet nałożyć mu kubeł na głowę. Z coraz większą łatwością będziemy krytykować i źle myśleć o starszych kościoła i kaznodziejach, którzy głoszą nam Słowo Boże. Wkrótce nie będziemy mieli już żadnych autorytetów ani "świętości". Czy to wyjdzie nam na dobre?
Przede wszystkim zaś należy tę lekcję stosować w naszej relacji z Bogiem. Pamiętajmy, że miłość naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, nie upoważnia nas do spoufalania się z Nim. Także z drugiej strony, najżarliwsza nawet miłość do Boga wymaga zachowania przez nas bojaźni Bożej i respektu dla Jego Majestatu. Gdy pouczeni przez złych nauczycieli, próbujemy skrócić, a nawet zupełnie zniwelować ten zdrowy dystans, wówczas tracimy w życiu duchową orientację. Wprawdzie może i raz po raz w modlitwie nazywamy wtedy Boga "Tatusiem", ale ciągle miotamy się w naszych emocjach i wciąż rozbijamy o liczne przeszkody, jakbyśmy Boga w ogóle nie znali.
Tak. Trzymajmy się blisko Boga, broń Boże nie za daleko! Ale też i nie za blisko ośmielajmy się z Bogiem obcować. Uczniowie przez trzy lata codziennie chodzący z Jezusem wciąż nazywali Go Panem. Zachowujmy wyznaczany nam przez Ducha Świętego, stosowny dystans w praktykowaniu społeczności i z Bogiem, i z naszymi ziemskimi autorytetami.
|