Rażenie mocą z wysokości |
Autor: Edward Czajko | |||
środa, 05 stycznia 2011 00:00 | |||
„Toteż gdy go ujrzałem [„kogoś podobnego do Syna Człowieczego” – w. 13], padłem do nóg jego jakby umarły” (Ap 1,17). Tytułem, który został nadany temu artykułowi, chcemy objąć wszystkie angielskojęzyczne terminy odnoszące się do tego zjawiska, a więc „rażenie przez Ducha” ( being slain by the Spirit), „padanie pod działaniem Mocy” ( falling under the Power), „odpoczynek w Duchu” ( resting in the Spirit), „opanowanie przez Ducha” ( being overcome by the Spirit), a także padanie na ziemię, paroksyzmy, omdlenia, osłabienia czy też „otrzymanie nawiedzenia chwały” ( having a glory fit). Ponadto należałoby sądzić, że to właśnie zjawisko miał na myśli Bazyli Wielki (329 - 378), gdy w traktacie o Duchu Świętym wspominał o spoczynku w Bogu. Wszystkie te terminy mówią o tym, że człowiek pada na ziemię, a czasem nawet wydaje się martwy, gdy nawiedzi go moc z wysokości. Dają temu świadectwo zarówno przekaz biblijny, jak i dzieje Kościoła oraz dzisiejsza rzeczywistość charyzmatycznego przebudzenia, pentekostalnej odnowy 1. Świadectwa biblijne Przyjrzyjmy się najpierw przekazowi biblijnemu. Otóż Stary Testament mówi, że gdy po zakończeniu budowy świątyni nastąpiło jej poświęcenie, trębacze i chórzyści zaintonowali pieśń chwały i dziękczynienia Panu. „Gdy więc wzbił się głos trąb i cymbałów i innych instrumentów do wtóru pieśni pochwalnej dla Pana, że jest dobry i że na wieki trwa łaska jego, świątynia, to jest świątynia Pana, napełniła się obłokiem, tak iż kapłani nie mogli tam ustać, aby pełnić swoją służbę z powodu tego obłoku, gdyż świątynię Bożą napełniła chwała Pana” (2Krn 5,13-14). Podobne przeżycia mieli czasem niektórzy prorocy, gdy Duch Boży w sposób szczególniejszy ich nawiedził. Prorok Ezechiel mówi, że gdy ujrzał blask chwały Pana, upadł na twarz (por. Ez 1,28). Podobne doświadczenie spotkało Daniela. Oto jak opisuje on skutek swego widzenia nad rzeką Tygrys: „Tylko ja, Daniel, widziałem to zjawisko, a mężowie, którzy byli ze mną, nie widzieli […]; lecz padł na nich wielki strach, tak że pouciekali i poukrywali się. I zostałem sam, i widziałem to potężne zjawisko. Lecz nie było we mnie siły [omdlenie, osłabienie? – przyp. aut.]; twarz moja zmieniła się do niepoznania i nie miałem żadnej siły. I usłyszałem dźwięk jego słów; a gdy usłyszałem dźwięk jego słów, padłem na twarz nieprzytomny [jakby umarły? – przyp. aut.] i leżałem twarzą ku ziemi” (Dn 10,7 - 9). Należałoby zachęcić do przeczytania całego tego wstrząsającego rozdziału księgi proroctw Daniela. Świadectwo proroka nowotestamentowego, autora księgi Objawienia, występuje na początku artykułu jako jego motto. Uczniowie Pańscy, najbliższa trójka – Piotr, Jakub i Jan – mieli tego rodzaju przeżycie podczas przemienienia Jezusa na wysokiej górze. Mateusz pisze, że gdy usłyszeli głos z obłoku, mówiący: „Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem, jego słuchajcie”, „upadli na twarz swoją i zatrwożyli się bardzo” (Mt 17,5 - 6). Łukasz zaś w paralelnym miejscu dodaje, że Piotra i jego towarzyszy zmógł też sen (Łk 9,32). Może to znaczyć, że ci trzej uczniowie doznali i rażenia mocą z wysokości, i odpoczynku w Duchu czy też spoczynku w Bogu. W Dziejach Apostolskich czytamy, że gdy Saul z Tarsu zbliżał się do Damaszku, by uwięzić tamtejszych „zwolenników drogi Pańskiej”, olśniła go nagle światłość z nieba, która spowodowała, że przyszły apostoł Pański padł na ziemię (por. Dz 9,3 ‑ 5), a według Dz 26,14 – wraz z nim wszyscy, którzy mu w tej podróży towarzyszyli. Później Paweł napisze, że gdy niewierzący wejdzie do zgromadzenia chrześcijan, gdzie będzie przebłysk Ducha w słowie proroctwa to może się zdarzyć, że „skrytości serca jego wychodzą na jaw i wtedy upadłszy na twarz, odda pokłon Bogu” (1Kor 14,25). Z Ewangelii Jana (J 18,6), dowiadujemy się z kolei, że gdy do tych, którzy przyszli go pojmać, Jezus rzekł: „Ja jestem”, oni cofnęli się i padli na ziemię. Egzegeci dowodzą, że padli nie na twarz, lecz do tyłu, na plecy. Tu zatem mamy argument przeciwko tym, którzy są zdania, że padanie pod działaniem mocy Bożej musi być zawsze padaniem na twarz, a nie na plecy, jak to najczęściej dzisiaj można zobaczyć. Otóż może ono być różnorodne. Kończąc zaś przegląd przykładów biblijnych w omawianej sprawie, należy też zaznaczyć, że przed mocą Jezusa padały demony w opętanych ludziach (por. Mk 3,11), a też ludzie wyzwoleni od demonów (por. Mk 9,26). Świadectwa z historii Kościoła Jeśli Bazyli Wielki mówiąc o spoczynku w Bogu, miał na myśli to samo, co dzisiejsze kręgi charyzmatyczne, gdy mówią o odpoczynku w Duchu, to nasze historyczne rozważania należy zacząć od niego. Wydaje się, że nie tylko on spośród Ojców Kościoła był świadkiem rażenia mocą z wysokości. Rok temu Andrzej Siemieniewski, duchowny rzymskokatolicki z Wrocławia, w swojej książce poświęconej duchowości pentekostalnej poddał krytyce „łagodne padanie na podłogę zwane »dywanikowaniem« (carpet time)”. Podczas dyskusji w ramach konsultacji rzymskokatolicko – ewangelikalno - pentekostalnej powiedziałem, że właśnie wtedy, kiedy czytałem jego krytykę, w telewizji oglądałem scenę przedstawiającą kandydatów do święceń biskupich w Rzymie, jak leżeli dłuższy czas na czerwonym dywanie. A mój kolega starokatolik – dodałem – podobnie leżał na kamiennej posadzce w katedrze przed otrzymaniem swojej sakry biskupiej. Postawiłem też pytanie: na czym polega wyższość „dywanikowania” liturgicznego nad „dywanikowaniem” charyzmatycznym? Odpowiedzi nie otrzymałem. Mnie się zaś wydaje, że ten gest liturgiczny jest dzisiaj dalekim echem wczesnochrześcijańskiego padania pod działaniem mocy z wysokości czy też spoczynku w Duchu. Następną postacią historyczną, która z tego względu powinna nas zainteresować, jest anglosaksoński mnich, późniejszy biskup Lindisfarne, Cuthbert (634 - 681). We wczesnej młodości został on mnichem w klasztorze w Melrose (dzisiaj południowo‑ wschodnia Szkocja), gdzie stał się sławnym ewangelistą. Uczyniwszy Melrose swoją bazą, szedł ze służbą Słowa do miast i wsi całej południowej Szkocji. Współcześni mówili, że gdy Cuthbert głosił kazanie, jego twarz jaśniała jak twarz anioła i jak niegdyś Szczepana (por. Dz 6,15), a jego słuchacze na skutek głębokiego poczucia grzechu padali na ziemię. Najwięcej przykładów z tej dziedziny dostarcza okres osiemnastowiecznego przebudzenia ewangelicznego. Przywołajmy najpierw Jonathana Edwardsa (1703 ‑ 1758). Czytamy o nim, że był kaznodzieją zrównoważonym. Korzystał z pisanego tekstu kazania i przemawiał spokojnie, wyraźnie, bez gestykulacji. Sprawiał jednak wrażenie, że przebywa w obecności Boga. W czasie tych miesięcy, kiedy przebudzenie było w pełnym rozkwicie, wielu jego słuchaczy doznawało takiego poczucia grzechu, że krzyczeli, głośno płakali, padali na ziemię; inni wydawali się omdlewać. A słuchacze jego najsłynniejszego kazania („Grzesznicy w rękach rozgniewanego Boga”), wygłoszonego w Enfield, w niedzielny poranek 8 lipca 1741 r., „czuli się tak, jakby już ześlizgiwali się w piekielny ogień. Chwytali się kolumn kościelnych i głośno błagali o miłosierdzie” (cytat z książki Colina Whittakera , Wielkie przebudzenia. Boży mężowie i ich przesłanie, Warszawa 1997). Jan Wesley (1703 - 1791), inny wybitny mąż przebudzenia ewangelicznego, zapisał w swoim dzienniku pod datą 1 stycznia 1739 r., że gdy mieli agapę noworoczną przy Fetter Lane w Londynie, „około trzeciej godziny rano, gdy trwaliśmy w modlitwie, moc Boża zstąpiła na nas tak potężnie, że niektórzy krzyczeli z wielkiej radości, zaś wielu innych padało na ziemię”. Takie zdarzenia miały też miejsce wtedy, kiedy Jan Wesley głosił swoje kazania. Na początku swojej działalności kaznodziejskiej czuł się nawet zawiedziony brakiem tego rodzaju dziwnych zdarzeń. Dopiero później doświadczenie nauczyło go rozróżniania. Zrozumiał bowiem, że nie wszystkie dziwne zachowania i manifestacje są powodowane mocą z wysokości. Duncan Campbell, wielkie Boże narzędzie przebudzenia duchowego na Hybrydach, które rozpoczęło się tam w 1949 roku, napisał: „Bóg zaczynał działać, niebiosa się otwierały, upadliśmy przed Bogiem na twarz i tak leżeliśmy. Nadeszła trzecia nad ranem i wtedy wkroczył Bóg. Około tuzina mężczyzn i kobiet leżało na ziemi, oniemiałych. Coś się wydarzyło. Wiedzieliśmy, że moce ciemności zostaną odepchnięte. Opuściliśmy chatę […] i spotkaliśmy mężczyzn i kobiety szukających Boga. Szedłem wiejską drogą i spotkałem trzech mężczyzn leżących twarzą na ziemi, wołających do Boga o zmiłowanie. We wszystkich domach paliło się światło, nikt nie myślał o spaniu”. Współczesna duchowość pentekostalna Jak to wszystko wygląda dzisiaj w ramach duchowości pentekostalnej? Otóż zdarza się przewracanie na ziemię i inne dziwne zdarzenia podczas natchnionego i mocarnego głoszenia Słowa. Dziś ma to miejsce szczególnie w krajach tzw. Trzeciego Świata, gdzie przenosi się główny punkt ciężkości żywego chrześcijaństwa. Ale i w naszym kręgu kulturowym, europejskim i północnoamerykańskim, ludzie, u których kazanie wzbudzi wielkie poczucie grzechu, kulą się w ławkach, chowają się za plecami osób siedzących przed nimi lub wychodzą do przodu, czasem nawet zanim skierowane zostanie do nich wezwanie. Padanie zaś zdarza się najczęściej, gdy ewangelista czy inny członek zespołu ewangelizacyjnego podczas modlitwy dokona włożenia rąk. Czasem to padanie jest nagłe i sztywne, i wtedy są potrzebne osoby, które by podtrzymały padającego i pomogły mu łagodnie położyć się na ziemi (podłodze, dywanie itp.). Nie każde padanie powoduje pozytywne duchowe skutki, choć niektóre powodują. Odnosi się to szczególnie do przeżycia, które nazywamy odpoczynkiem w Duchu. René Laurentin pisze (w książce „Nieznany Duch Święty”, przeł. Maria Tarnowska, Kraków 1998): „Tam, gdzie to zjawisko występuje spontanicznie, najczęściej analiza je usprawiedliwia. Częsty przypadek: przy końcu spotkania modlitewnego uczestnicy zgłaszają się, prosząc o nałożenie rąk, odprężeni i pełni gotowości wobec Boga, świadomi, że w Jego obliczu są grzesznikami. I pod wpływem tego tradycyjnego gestu, choć wcale się o to nie starali, osuwają się łagodnie na ziemię, nie czyniąc sobie krzywdy. Co się w nich dokonuje? Otrzymali oni dobrodziejstwo odprężenia czy odpoczynku całej swojej istoty, na potrójnym poziomie: fizycznym, psychicznym i duchowym”. Jeśli chodzi o poziom fizyczny, to polega on – zdaniem R. Laurentina – na tym, że ciało i mięśnie rozluźniają się, stąd miękki upadek, niepociągający za sobą żadnego urazu. Co zaś tyczy się odprężenia psychicznego, pisze on, że grupy odwiedzające więźniów stwierdziły, iż np. dla więźniów w strasznych więzieniach meksykańskich, w podziemiach, za kratami, niczym w klatkach dla dzikich zwierząt, gdzie są stłoczeni razem, relaks psychologiczny ma bardzo wielkie znaczenie. To samo dotyczy pensjonariuszy szpitali psychiatrycznych, często ubranych w kaftan bezpieczeństwa. Stawało się to punktem wyjścia nadzwyczajnych uzdrowień. W zjawisku odpoczynku w Duchu następuje także odprężenie duchowe, głębsze, choć niedostrzegalne. Może ono stać się zalążkiem autentycznego odrodzenia. Potrzeba daru rozeznania Należy wreszcie zauważyć, że podobnie jak w przypadku wszystkich darów duchowych i innych dziwnych zdarzeń, potrzebny jest duchowy dar rozeznania. Albowiem tu też mogą występować nadużycia, a czasami nawet zwyczajna szarlataneria. I może ona dotyczyć obu stron: i tych, którzy sprawują posługę padania i tych, co padają. Zdarza się bowiem, że ewangelista czy inny kaznodzieja tak będzie pragnął tego, by pod jego ręką ludzie doznawali padania, że ich celowo i silnie popchnie, tak że ta osoba musi wpaść w ręce stojących za nią, uprzednio upatrzonych, przygotowanych na to „łapaczy”. Innym razem poleca stojącym w rzędzie osobom, by wzięły się za ręce. Wówczas popchnięcie jednej osoby powoduje przewracanie się także wielu innych. Bywają też ewangeliści, którzy pragnąc popisać się otrzymaną mocą (John White: delegated power), machają zdjętą marynarką, by przewrócić ludzi, znajdujących się w pierwszych rzędach pomieszczenia, a także tych, którzy znajdują się wraz z nimi na podium. Istnieją także przypadki manipulacji psychologicznej, posługiwania się w tym celu sugestią czy hipnozą. Nadużycia odnoszą się także do tych, o których kaznodzieje się modlą, bo wydaje im się, że przewracanie się jest dowodem ich wielkiej duchowości. Jeszcze nie zdąży się ich zapytać, o co należy się modlić, a już padają. Cielesna imitacja prawdziwego rażenia mocą z wysokości nie przyniesie jednak żadnego błogosławieństwa. Niech to zjawisko – rażenie mocą z wysokości, a szczególnie odpoczynek w Duchu – występuje wśród nas. Ale niech będzie powodowane przez Pana, a nie dzięki pewnym technikom człowieka. Przypisy: 1. Sytuacje rażenia ku chorobie, jak w przypadku człowieka oddanego szatanowi na zatracenie ciała (1Kor 5,5); ku chorobie i ewentualnie ku śmierci w przypadku niegodnego uczestnictwa w Wieczerzy Pańskiej (1Kor 11,29 - 30); i jednoznacznie ku śmierci, czego przykładem są Ananiasz i Safira (Dz 5), wychodzą poza ramy naszego tematu. Nie ma przeto o nich tutaj mowy.
|