Strumienie na pustyni - 27 marca Drukuj Email
Autor: L.B.Cowman   
piątek, 27 marca 2020 00:00

„Albowiem, sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić” (Rzym. 8,18)

Ta historia miała miejsce w Anglii. Podczas ślubu pewnego młodego, dobrze sytuowanego człowieka, zdarzył się niezwykły wypadek. Bohater naszej historii, gdy miał dziesięć lat, stracił wzrok na skutek nieszczęśliwego wypadku. Mimo to, ukończył uniwersytet z wyróżnieniem, a potem zakochał się w pięknej, młodej dziewczynie, której twarzy nigdy nie widział. Dziewczyna odwzajemniała miłość, więc postanowili pobrać się. Niedługo przed ślubem, młody człowiek zwrócił się do specjalistów chorób ocznych i poddał się leczeniu, pod kierownictwem znakomitego okulisty. Punkt kulminacyjny leczenia miał nastąpić w dniu ślubu.

Zebrali się goście, posypały się prezenty. Znani dygnitarze, generałowie i uczeni, uczestniczyli w tej pięknej uroczystości. Narzeczony przyjechał do kościoła w towarzystwie ojca i matki. Okulista czekał już w przedsionku. Narzeczona weszła do kościoła, opierając się na ręce swego ojca – admirała, siwego już i ozdobionego orderami. Była bardzo zdenerwowana i przejęta myślą: czy narzeczony zobaczy rysy jej twarzy, którymi tak wielu się zachwycało, a on znał je tylko przez delikatne dotknięcie końcami palców?

Gdy zbliżyła się do ołtarza, przy cudnych dźwiękach kościelnego śpiewu, oczom jej przedstawił się niezwykły widok: narzeczony stał przy ojcu, a przed nim, znakomity lekarz obcinał nożycami ostatni bandaż opatrunku, z którego uwalniał swojego pacjenta. Młody człowiek wykonał gwałtowny ruch naprzód z niepewnością człowieka, który tylko co ocknął się ze snu, lecz nie jest jeszcze pewien, czy obudził się naprawdę. Bladoróżowy promień padający z witraży oświecił jego twarz, lecz on jak gdyby nie zauważył go.

Czy rzeczywiście widział? Tak! Opanowawszy się, podszedł do narzeczonej z wyrazem tryumfu i radości, której do tej pory nigdy jeszcze nie było widać na jego twarzy. Oczy ich spotkały się i zdawało się, że jego spojrzenie nigdy nie oderwie się od niej.

„Nareszcie”, wykrzyknęła. „Nareszcie”, powtórzył narzeczony, pochyliwszy nisko głowę. Była to scena niezwykle dramatyczna, zakończona wielką radością – prawdziwym weselem.

Lecz opowiadanie to, jest tylko nikłym cieniem tego, co stanie się w Niebie, kiedy chrześcijanin, zakończywszy swoją pielgrzymkę na tym świecie utrapienia i doświadczeń, w wieczności, spotka się twarzą w twarz ze swoim Zbawicielem.