Strumienie na pustyni - 29 październik |
Autor: L.B.Cowman | |||
czwartek, 29 października 2020 00:00 | |||
Usiądzie, aby wytapiać i czyścić srebro. Mal. 3, 3 Nasz Ojciec Niebieski, który dąży do tego, aby swoje dzieci doprowadzić do doskonałej świętości, wie na ile niezbędny jest przepławiający płomień. Ten, kto wykonuje obróbkę najcenniejszych metali, czyni to ze szczególnym staraniem. Podczas procesu oczyszczania przeprowadza je przez ogień, dlatego że odpowiedni płomień rozpuszcza metal i tylko w tym stanie oddzielają się od niego domieszki i metal może być odlany we właściwą formę. Doświadczony złotnik nigdy nie odchodzi od swojego tygla, lecz siedzi przy nim, bacznie mierząc temperaturę, aby ani jeden zbędny stopień gorąca nie zepsuł drogocennego kruszcu. Gdy tylko zdejmie ostatnie resztki żużlu i widzi odbicie swojej twarzy w roztopionym metalu, gasi ogień. On siedział przy ogniu siedemkroć gorącym
I śledził kosztowną swą rudę,
Nachylał się przy tym i patrząc z uwagą,
Rozgrzewał wciąż mocniej tę grudę.
O rudzie tej wiedział, że próbę wytrzyma,
Wyborne otrzymać chciał złoto;
Król z niego miał nosić koronę wspaniałą,
Ozdobną misterną robotą.
Więc w ognia gorącość to złoto wraz włożył,
Choć my byśmy „Nie!” rzec Mu chcieli;
Wszak widział w nim żużel nam samym nieznany –
Przepławia go w ognia topieli.
A złoto wciąż bardziej jaśniało, wspanialej,
Choć oczy zalane są łzami...
My ogień widzimy, nie rękę mistrzowską
I trwożnie pytamy: „Co z nami?”
Lecz złotu naszemu wciąż blasku przybywa
Aż widać w nim twarzy odbicie
Złotnika – schylony, choć Go nie widzimy –
I patrzy! Jak kocha nas skrycie!
Czyż miałby ktoś myśleć, że radość Mu sprawia
Ten ból, nam przez chwilę zadany?
Ach, nie! Wieczne szczęście przez trud ten krzyżowy
Nam dać chce nasz Pan ukochany.
Więc siedział i bacznie, z ogromną miłością
Nad dziełem Swym czuwał wytrwale;
Swe złoto natychmiast zaprzestał podgrzewać,
Gdy czystość osiągło w swej chwale.
|