Grzech wrzuca nas do gabinetu luster, w którym oglądamy zniekształconą rzeczywistość. Bóg staje się małym, sfrustrowanym dyktatorem, a człowiek odważnym szermierzem niepodległości. Niczym czarna opaska, pozbawia możliwości oglądania tego, co wieczne i nieprzemijające. Przestajemy widzieć i rozumieć, a życie zaczyna przypominać potężne równanie, którego nie sposób rozwiązać.
Również i ja chodziłem do kościoła, znałem na pamięć dziesiątki biblijnych wersetów, codziennie modliłem się przed spaniem, a mimo to kierował mną obowiązek, nie miłość. Nie widziałem w Bogu niczego nadzwyczajnego, a wdzięczność była równie wyuczona jak tabliczka mnożenia. Ulubionymi miejscami Biblii stały się Księgi Królewskie, gdyż tylko zdrady, wojny, bohaterskie czyny i hektolitry krwi były w stanie przyciągnąć mnie do lektury. List do Hebrajczyków omijałem łukiem szerszym niż Kurski, najwięcej kabaretowej radości odnajdując w poszczególnych zakazach Mojżesza. Ukrzyżowany cieśla od czasu do czasu wzbudzał respekt i podziw, wolałem jednak sławić odwagę tysięcy bezimiennych nastolatków oddających życie na barykadach powstańczej Warszawy. Kiedy czytam swoje stare zapiski, zauważam ze zdumieniem, że gdzieniegdzie przebijają się już promienie Bożej chwały. Jednak ona sama po prostu nie istniała w moim małym świecie. Zamknięta w Biblii, ukryta w murach kościoła i oddalona milionami kilometrów nieba – była gdzieś tam, ale nigdy nie tutaj. Wszyscy zgrzeszyli i utracili chwałę Boga. Ja też. Ja też.Dlaczego nigdy nie przestanę dziękować Bogu za Chrystusa? Bo znalazłem w nim drogę, prawdę i życie. Drogę, gdyż przez wieki nikt nie zdołał odnaleźć na powrót Bożego piękna. Prawdę, gdyż wszystko, co powiedziano dotychczas było jej odległym echem. Życie, gdyż nie znać drogi i nie posmakować prawdy to śmierć. Izrael miał prawo, ale nie znał prawdy, gdyż łaska i prawda zaistniały dzięki Chrystusowi. (J 1,17) Lud, który chodził w ciemności ujrzał wielkie światło, nad mieszkańcami krainy mroków zabłysła światłość. (Iz 9,1) Grecka filozofia zderzyła się z mądrością Bożą, a poganie otrzymali w darze objawienie Nieznanego Boga. Należę do milionów szczęśliwych chrześcijan, których Chrystus uleczył ze ślepoty. Zdjął czarną opaskę, rozbił zwierciadła w gabinecie luster i zaprowadził do miejsca, z którego rozciąga się wspaniały widok na wieczną chwałę Boga. Tak, narodziłem się raz jeszcze. W arcykapłańskiej modlitwie, Jezus wstawiał się za uczniami, mówiąc: Ojcze! Chcę, aby ci których mi dałeś oglądali moją chwałę. (J 17,24) Do tej pory, tylko Ojciec mógł cieszyć się pięknem i chwałą swojego Syna. Tylko Bóg doświadczał Boga jako źródła nieskończonej satysfakcji i szczęścia. Jednak Chrystus przyszedł, aby ogłosić ślepym przejrzenie. Nawrócenie pomaga uporać się z lękiem, złymi nawykami, skazami charakteru i egzystencjalną pustką. Ale, z perspektywy czasu, nie w tym upatruję największego cudu. Cudem był moment, w którym narodził się we mnie zachwyt nad obojętnym wcześniej Bogiem. To, co wydawało się zawsze szarą i nudną religijnością, nabrało nagle barw zachwycającej mądrości. Trudno zapomnieć o łzach, które kapiąc na otwartą Biblię, rozmazywały kolory zakreślacza i radości, która była o tyle niezwykła, o ile nigdy wcześniej nie sięgała tak głęboko. Bóg okazał się domem, do którego zmierzały od zawsze moje tęsknoty. Zrozumiałem, że grób Chrystusa jest pusty, aby moje serce mogło być pełne.
Chrystusa nie dziedziczy się w spadku po poprzednich pokoleniach. Dziedziczy się czarną opaskę, gabinet luster i śmierć. Chrystusa się spotyka. Czasami jak apostoł Paweł w drodze do Damaszku, innym razem jak Augustyn podczas kościelnego kazania lub Charles Finney podczas modlitwy w lesie. Z okazji kolejnych Świąt, życzę wam drodzy czytelnicy, aby Ojciec chwały oświecił oczy waszego serca, abyście wiedzieli, jaka jest nadzieja, do której was powołał i jakie bogactwo chwały jest udziałem świętych w jego dziedzictwie. (Ef 1,17-19) A wtedy codzienność stanie się nieustannym doświadczaniem wdzięczności za wielki Boży dar - Jezusa Chrystusa.