Nie ma takiego atrybutu, który dawałby większą pociechę dzieciom Bożym, niż Suwerenność Boga. Pośród najbardziej przeciwnych okoliczności, podczas najbardziej surowych prób, wierzą, że suwerenny Bóg zadecydował o ich cierpieniach, suwerenny Bóg ma je pod kontrolą i suwerenny Bóg w ten sposób je uświęci. Nie ma nic ważniejszego, o co dzieci Boże powinny gorliwiej walczyć, niż o doktrynę mówiącą, że ich Mistrz jest ponad wszelkim stworzeniem, króluje ponad wszystkimi dziełami Swych rąk, zasiada na tronie i jedynie On ma do tego prawo. Z drugiej strony nie ma doktryny bardziej znienawidzonej przez ludzi tego świata i nie ma innej prawdy, którą by tak zwalczali jak ta wielka, zdumiewająca, a jednak całkowicie pewna doktryna suwerenności nieskończonego Jahwe. Ludzie pozwolą Bogu być wszędzie, byle nie na Jego tronie. Pozwolą Mu być w Jego warsztacie, kształtować światy i stwarzać gwiazdy, pozwolą Mu być miłosiernym i szczodrobliwym, by mógł rozdzielać jałmużny i dary. Pozwolą Mu podtrzymywać ziemię i dźwigać jej filary, także zapalać światła gwiazd oraz władać falami niespokojnego oceanu. Lecz gdy Bóg wstępuje na Swój tron, to Jego stworzenia zgrzytają zębami. My natomiast ogłaszamy Boga na Jego tronie i Jego prawo do czynienia tego, co zechce ze Swą własnością. Jego prawo do dysponowania Swymi stworzeniami tak, jak On uważa za stosowne, bez konsultowania się z nimi w tej sprawie. Z tego właśnie powodu jesteśmy wyszydzani i przeklinani. Również dlatego ludzie nie chcą nas słuchać, gdyż Bóg zasiadający na tronie nie jest tym Bogiem, którego oni kochają. Jednak Bóg zasiadający na tronie, jest tym, którego chcemy głosić. Bóg na Swym tronie jest tym, któremu ufamy.
Współczesny człowiek żyjący w dobie Internetu, dobrobytu, w ciągłym pośpiechu, pogoni za dobrami materialnymi i z notoryczny brakiem czasu, rzadko zastanawia się nad czasami, w których żyje. Rzadko snuje refleksje nad sobą, nad otaczającą go rzeczywistością, nad tym, dlaczego jest tak, jak jest. Czasami warto na chwilę przystanąć i pomyśleć o tym, w jakim świecie żyjemy.
Dziwne są nasze czasy. Z dumą mówimy o tym, że zdobywamy kosmos, nasza technologia stoi na coraz wyższym poziomie, a w zachodniej cywilizacji kultywowane są demokratyczne wartości takie, jak równość, wolność słowa i myśli. Z pychą, a czasami nawet pogardą, patrzymy na czasy przeszłe, odmienne od naszych. Zależności feudalne, podział społeczeństwa na stany, nieograniczona władza monarchów czy wierna i oddana służba poddanych wydają nam się albo przerażającym barbarzyństwem, albo śmiesznym dziwactwem. W każdym razie pogwałceniem praw należnych człowiekowi. Jednak coraz częściej zastanawiam się, czy aby nasza współczesność nie stanowi dla nas zagrożenia; czy przypadkiem nie zatraciliśmy czegoś, z czym ludzie w przeszłości nie mieli problemów.
Wiek XVIII przyniósł Europie idee oświeceniowe, mówiące o równości i wolności ludzi. Wtedy też powstała przyjęta przez rewolucyjną Francję Karta Praw Człowieka i Obywatela, która miała być gwarancją równości i wolności. Niestety, wraz z zakwestionowaniem absolutnej władzy monarszej, zakwestionowano również Boga jako Stwórcę i Władcę Wszechświata - naczelne miejsce miał teraz zajmować człowiek. Przez kolejne wieki odwoływano się do zdobyczy Rewolucji Francuskiej i czerpano z idei Oświecenia, które stawały się coraz bardziej popularne i powszechne. Dziś nikogo już nie dziwią hasła wolności i równości. Wszystkie państwa demokratyczne w teorii przestrzegają Praw Człowieka, każdy ich obywatel ma zagwarantowane prawa obywatelskie, których strzegą konstytucje. I w tym wszystkim, co dziś dla nas jest naturalne i normalne, nie dostrzegamy jednak innej spuścizny oświeceniowej myśli – naczelne miejsce zajął człowiek. Obwarowany swoimi prawami, wyniesiony przez prawo wolności do roli samozwańczego władcy, nie może znieść myśli, że może być inny Władca - Stwórca, któremu jest winien pokorną służbę. Nie dziwią mnie więc zacytowane na samym początku słowa C. H. Spurgeona: Ludzie pozwolą Bogu być wszędzie, byle nie na Jego tronie.(...) Lecz gdy Bóg wstępuje na Swój tron, to Jego stworzenia zgrzytają zębami. Niepokoi mnie coś innego.
Żyjący w XIX w. Spurgeon napisał: My natomiast ogłaszamy Boga na Jego tronie i Jego prawo do czynienia tego, co zechce ze Swą własnością. Jego prawo do dysponowania Swymi stworzeniami tak, jak On uważa za stosowne, bez konsultowania się z nimi w tej sprawie(…) Jednak Bóg zasiadający na tronie, jest tym, którego chcemy głosić. Bóg na Swym tronie jest tym, któremu ufamy.
Od napisania tych słów minęło wiele lat, czasy bardzo się zmieniły. Dziś stosunkowo niewiele osób może się pod nimi podpisać. Nie tylko ci, którzy nie akceptują faktu, że istnieje nad nimi Król, również ci, którzy chcą z Niego zrobić władcę na modły współczesnych czasów, nie potrafią zgodzić się z powyższą myślą. Widzą w Bogu władcę, przytakują, gdy słyszą o Bożym Królestwie, ale - jak przystało na współczesnych ludzi – domagają się swoich praw. Dwóch podstawowych: po pierwsze, prawa synostwa, które w praktyce oznacza prawo do bycia szczęśliwym według własnej tego słowa definicji. Po drugie: domagają się sprawiedliwości, na którą składa się wspomniane przed chwilą prawo do szczęścia (dowolnie definiowanego), oraz równości pojmowanej mniej więcej w ten sposób: sąsiad nie powinien być szczęśliwszy ode mnie ani ja bardziej nieszczęśliwy od sąsiada – każdy ma być zdrowy, każdemu ma się dobrze powodzić. Zamiast w pokorze i z szacunkiem okazać wdzięczność, że Pan Wszechświata okazał swoją łaskę i usynowił upadłego człowieka, wszczynają rebelię przeciwko suwerennej władzy Króla w imię obrony praw, które – według nich – im się należą. W przeciwieństwie do swoich przodków żyjących w barbarzyńskich czasach, nie rozumieją, że atrybutem Władcy jest suwerenność i tylko Jemu należy się centralne miejsce. Nie rozumieją swojej roli ani swojego miejsca. Domagając się wyimaginowanych praw stawiają siebie w centrum i uzurpują sobie prawo do miejsca należnego tylko Bogu…
Często sama w swoim sposobie myślenia dostrzegam tendencje, które z pozoru naturalne dla współczesnej kobiety, w rzeczywistości są niepokojące i niebezpieczne. Dostrzegam jak bardzo potrzebuję zmiany w swoim sposobie myślenia, jak bardzo potrzebuję trzeźwego umysłu i Bożej mądrości, by weryfikować i odrzucać to, co jest sprzeczne z Prawdą objawioną w Chrystusie. Jak szczególnie aktualne wydają się być dzisiaj słowa apostoła Pawła: A nie upodobniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe (Rzym 12:2).