Abyśmy nowe życie prowadzili - wykład 2. [Rz 1,18-2,6] Drukuj Email
Autor: Marian Biernacki   
środa, 14 września 2022 12:50

[zapis słowa mówionego]

Dwa tygodnie temu rozpoczęliśmy rozważanie Listu św. Pawła do Rzymian i pamiętacie jak nam trudno szło wtedy. Przynajmniej mnie bardzo trudno się wówczas mówiło i nawet publicznie się do tego przyznałem. Prosiłem też, żebyście modlili się o wykład Słowa Bożego i abyście przeczytali przynajmniej pierwszą część Listu do Rzymian. Chodziło o to, byśmy dzisiaj rozmawiając, mieli już obraz tego, co Słowo Boże w tym miejscu mówi. Zależało mi na tym, byśmy nie musieli dopiero teraz poznawać całego tekstu. Ciekaw jestem, ile osób przeczytało przynajmniej pierwszy i drugi rozdział..? 

Mam jeszcze jedną prośbę dotyczącą wykładu Listu do Rzymian. Żebyście mieli ze sobą swoje Biblie. Dzięki temu, otwierając List do Rzymian, będziemy patrzeć w tekst i rozważając go, będziemy mogli umiejscawiać pewne myśli Słowa Bożego w konkretnym miejscu na konkretnej stronie. Wielu z nas jesteśmy wzrokowcami i potem łatwo będzie nam dotrzeć, przypomnieć sobie, gdzie to było. To cenna rzecz i praktyczna.

Dzisiaj będziemy rozważać dalszą część 1. rozdziału Listu do Rzymian, począwszy od 18. wersetu. Treść do 17. wersetu włącznie już żeśmy ogólnie omówili, a dzisiaj będziemy czytać dalej, zatrzymywać się i rozważać, wnikając w treść Słowa Bożego. Czytamy więc List do Rzymian 1,18: „Albowiem gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę”. Dowiadujemy się tu, że Bożą reakcją na grzech człowieka jest gniew. Bóg się gniewa, gdy widzi grzech. Trzeba powiedzieć, że chrześcijanie, zwłaszcza w ostatnich dziesięcioleciach, zaczęli przemilczać sprawę gniewu Bożego. Tak niewiele mówi się na temat gniewu Bożego powodowanego grzechem. Kiedy ewangelizujemy, to zarówno w tych publicznych, wielkich ewangelizacjach, jak też w naszym osobistym przekazywaniu ewangelii, staramy się uatrakcyjnić przekaz ewangelii. Tak staramy się często wyjść naprzeciw oczekiwaniom człowieka, że zaczynamy przemilczać prawdę, odnośnie Bożej reakcji na grzech.

Koncentrujemy się na przykład na tym, że Bóg kocha grzesznika. To jest piękne. To wielka prawda Słowa Bożego, że Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w niego uwierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Chwała Bogu za tę wspaniałą prawdę, za tę wielką myśl, że Bóg kocha nas grzeszników. To wielkie i piękne. Ale teraz zwróćmy uwagę, że jeżeli w ewangelii tę jedną rzecz wyeksponujemy, o tym jednym będziemy mówić, pozostawiając na boku inne kwestie, to do czego dochodzimy? – Że taki grzesznik, jeden czy drugi, lepszy czy gorszy, zatwardziały czy może skruszony trochę z powodu tego, co robi, że taki grzesznik, gdy usłyszy: „Bóg cię kocha grzeszniku, swojego Syna dał za ciebie, grzeszniku jeden, i Bóg chce ci wszystko wybaczyć i cię kocha, itd.” – to przyjmie to jako coś przyjemnego i uspokajającego. Gdy zaczynamy tak uatrakcyjniać ewangelię, żeby ludzie z przyjemnością słuchali, żeby ich nie drażnić, nie razić, to może dojść do tego, że ludzie już przestają się przejmować nowiną o Bożym ratunku. Bo nie zdają sobie sprawy z zagrożenia. Mówią: To dobrze, że Bóg chce mnie ratować, ale tak naprawdę to nie wiem, z czego miałby mnie ratować. 

Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, jak to czasem bywa, gdy rozmawiamy z kimś, tłumaczymy komuś z rodziny, sąsiedztwa czy z pracy o Bogu, o miłości Bożej, o tym, że Bóg jest taki dobry... Ten ktoś tak siedzi i słucha, i komentuje: „Fajnie, mówisz tak, jak nasz ksiądz”. I na tym się wszystko urywa, gaśnie, ponieważ ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że gniew Boży ciąży na nich. Że za chwilę, za rok albo na samym końcu życia, gdy trzeba będzie stanąć przed Bogiem, spadnie na nich gniew Boży. Tutaj jest napisane: „gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę”. Gniew Boży się objawia i ewangelia zawiera w sobie ten element. Musi go zawierać też nasze jej zwiastowanie! Gdy mówimy innym ludziom o Chrystusie, mówimy im o zbawieniu. Mówi się: – „To jest dobra nowina o Jezusie Chrystusie”. Co to znaczy? Że ciąży na was gniew, że zginiecie, że śmierć was czeka, wieczna śmierć! Ale jest dobra nowina! Jest ktoś, kto was może od tej wiecznej śmierci uratować!

Apostoł Paweł, jak czytamy w jego listach, nigdy nie tracił sprzed oczu gniewu Bożego. Zwróćmy na to uwagę i tu, w całym Liście do Rzymian, parę takich miejsc zauważmy. Rozdział drugi, piąty werset: „Ty jednak przez zatwardziałość swoją i nieskruszone serce gromadzisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga”. Rozdział czwarty, piętnasty werset: „Gdyż zakon pociąga za sobą gniew” - tak jest tutaj napisane. Rozdział piąty, dziewiąty werset: „Tym bardziej więc teraz, usprawiedliwieni krwią jego, będziemy przez niego zachowani od gniewu”. Cały czas apostoł Paweł ma to w świadomości, że gniew Boży ciąży na wszystkich ludziach, na wszystkich grzesznikach. Rozdział dziewiąty, dwudziesty drugi werset: „A cóż, jeśli Bóg, chcąc okazać gniew i objawić moc swoją, znosił w wielkiej cierpliwości naczynia gniewu przeznaczone na zagładę”. 

Oczywiście nie mamy czasu, żeby badać cały kontekst tych wypowiedzi, ale dojdziemy później do tego. Teraz podkreślamy tylko, że w zwiastowaniu apostoła Pawła pojawia się element gniewu Bożego, przypomnienie, że gniew Boży spoczywa na ludziach. Oto inne miejsca: List do Efezjan, piąty rozdział, szósty werset: „Niechaj was nikt nie zwodzi próżnymi słowy, z powodu nich bowiem spada gniew Boży na nieposłusznych synów”. Pierwszy List do Tesaloniczan pierwszy rozdział, dziesiąty werset: „I oczekiwać Syna jego z niebios, którego wzbudził z martwych, Jezusa, który nas ocalił przed nadchodzącym gniewem Bożym”. Rozdział drugi werset szesnasty: „A żeby dopełnić miary grzechów swoich, przeszkadzają nam w zwiastowaniu poganom zbawiennej wieści. Ale gniew Boży spadł na nich na dobre”. 

Mógłbym jeszcze inne, podobne teksty przytaczać. Rzecz w tym, że Słowo Boże akcentuje sprawę gniewu Bożego. A więc, gdy rozmawiamy z ludźmi i chcemy do nich dotrzeć z ewangelią, kiedy chcemy ich doprowadzić do upamiętania, to popełniamy błąd, gdy nie podkreślamy elementu gniewu, gdy im mówimy tylko o miłości, o tym, że Bóg kocha, że jest dobry. To wszystko prawda. Chwała Bogu za to! Ale sprawiedliwy Bóg osądza grzech człowieka i gniew Boży spada na bezbożnych ludzi. Tu jest napisane, że „objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi”, czyli że gniew Boży objawia się w odniesieniu do różnych ludzi w rozmaitych sytuacjach. 

To nie jest tak, że Bóg gniewa się tylko na niektórych, a  na drugich, to już nie. Że ma takich wybrańców, na których się nigdy nie gniewa, choćby nie wiem co zrobili, to się nie gniewa, a na innych gniewa się zawsze. To ludzie tak czasem robią. Gniew Boży nie pyta o narodowość, wyznanie, o tzw. trudną sytuację, czy okazję. Objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości. Gdy jest mowa o bezbożności, to chodzi o postawę człowieka w stosunku do Boga. Bezbożność to – gr. asebeia, czyli wrogość przeciwko Bogu. To jest robienie tego, co Bogu się nie podoba, co jest przeciwko Bogu, w sytuacji gdy wiadomo, czego Bóg od nas oczekuje. Bezbożność odnosi się do relacji z Bogiem, nieprawość zaś do relacji międzyludzkich. Przeciwko temu wszystkiemu objawia się gniew Boży. 

Dlaczego sprawiedliwy Bóg gniewa się na bezbożność i nieprawość człowieka? Powiedzielibyśmy, że przecież tak wielu ludzi po prostu błądzi i nie wie, jak należy postępować. Ludzie są nieświadomi. Jak więc Bóg może się na nich gniewać? Otóż czytając następne dwa wersety zauważamy nieprawdę w twierdzeniu, że ludzie są nieświadomi swojej bezbożności. Każdy człowiek, przynajmniej w podstawowym zakresie, jest świadomy, co jest dobre, a co złe. Jest napisane tak: „Ponieważ to, co o Bogu wiedzieć można, jest dla nich jawne, gdyż Bóg im to objawił. Bo niewidzialna Jego istota, to jest wiekuista Jego moc i bóstwo,  mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach  i poznane umysłem, tak iż nic nie mają na swoją obronę”. Czyli, że każdy człowiek ma elementarne poznanie Boga. Bóg sam siebie objawia wszystkim ludziom – w przyrodzie, w otaczającym nas świecie. I każdy człowiek, niezależnie od tego, co mówi – bo niektórzy mówią, że Boga nie widzą, więc jak mają w Niego wierzyć? – każdy na tym podstawowym poziomie wie, co jest dobre, a co złe. 

Można sobie mówić różne rzeczy, ale Słowo Boże, które jest prawdą, pokazuje, że to, co można o Bogu wiedzieć na tym wstępnym etapie, to Bóg każdemu człowiekowi objawił. Każdy, nawet  dzikus tańczący wokoło ogniska gdzieś głęboko w dżungli, każdy ma poznanie elementarnych norm moralnych i etycznych. I jeżeli drugiego dzikusa krzywdzi lub coś mu kradnie, to wie, że robi źle. Choćby nie wiem, jaką minę robił i mówił: „ja nie wiedziałem, że to jest złe”, to już przez to, że tak ręce rozkłada, świadczy, że wiedział. Tylko udaje, że nie wiedział. Kiedy ktoś coś podkrada w sklepie, gdy go złapią i się czerwony zrobi i mówi „ja nie wiedziałem, że tego nie można wziąć, myślałem, że to leży tak wyłożone, żeby sobie wziąć” – to już świadczy o sobie, że wiedział, że to jest złe, że to jest grzech! Może ktoś w ogóle nie czytać Biblii, nigdy w kościele nie bywać, nigdy nie zetknąć się z innymi ludźmi, ale gdy będzie robił coś złego, coś wbrew tym podstawowym normom etycznym i moralnym, jakie Bóg włożył w świadomość każdego człowieka – to będzie wiedział, że robi źle. Rumieniec to pokaże, nerwowość, trema, coś tam jeszcze innego to objawi. Bóg wraz ze swoimi normami jest poznany – ogólnie rzecz biorąc – przez każdego człowieka i ta świadomość istnienia Boga winna wywoływać stosowny respekt przed Bogiem. 

Świadomość, że Bóg istnieje, to jaki On jest, jakże musi być wielki, skoro to wszystko stworzył – powinna wzbudzać w nas chwałę dla Boga i podporządkowanie Bogu naszego życia. Czyż nie tak? To jest przecież takie oczywiste. On nawet nie musi nam mówić, że mamy Go czcić, albo pamiętać, że On istnieje, lub że mamy postępować w określony sposób, bo – gdy naprawdę zaczynamy o tym myśleć, gdy pozytywnie chcemy o tym myśleć – to natychmiast chcemy oddać Mu chwałę, przypodobać Mu się, żyć w porządku wobec Niego. Gdyby tu przyszedł Prezydent Miasta, w tej chwili wszedłby do sali, to – absolutnie bez żadnego jego nakazu, oczekiwania, że on by chciał na przykład, abyśmy się do niego uśmiechnęli, przywitali go, albo mu miejsce dali – natychmiast byśmy zareagowali. Odruchowo ruszylibyśmy, żeby mu miejsce zrobić, żeby się z nim przywitać. Wcale by tu jego asystent nie musiał mówić: „Proszę się przywitać z Panem Prezydentem”. My sami byśmy się przywitali, bo normalnie ktoś ważny wywołuje taką reakcję. 

Właśnie tutaj jest taka myśl, że wszystko, co o Bogu wiedzieć można, jest jawne dla wszystkich ludzi. Okazuje się jednak, że ci wszyscy ludzie, mający elementarne poznanie Boga, nie chcą Go uznać i uczcić jako Boga. Czytajmy wersety 21. do 23. Uwaga! Mówimy teraz o tym, dlaczego gniew Boży się objawia przeciwko bezbożności i nieprawości ludzi: „Dlatego, że poznawszy Boga, nie uwielbili go jako Boga i nie złożyli mu dziękczynienia, lecz znikczemnieli w myślach swoich, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności. Mienili się mądrymi, a stali się głupi. I zamienili chwałę nieśmiertelnego Boga na obrazy przedstawiające śmiertelnego człowieka, a nawet ptaki, czworonożne zwierzęta i płazy”. Wszyscy ludzie – człowiek żyjący gdzieś tam daleko w dżungli i cywilizowany Europejczyk, wszyscy mają podstawowe poznanie Boga. Ale poznawszy Boga nie chcą – w swojej mądrości – Go uczcić i uwielbić, jako Boga.

Okazuje się, że podstawową przyczyną wszystkich innych grzechów i konsekwencji tych grzechów, jakie spadły na ludzkość, jest właśnie brak należytego respektu dla Boga. To jest ta cała przyczyna, że człowiek poznawszy Boga, wiedząc, że On jest, nie chce Mu oddać chwały, nie chce żyć zgodnie z tym, jaki Bóg jest i jak się nam objawia. W człowieku rodzi się pycha, bunt, samowola. Ludzie żyją jakby w amoku – „mienili się mądrymi, a stali się głupi”. Po prostu, w swojej mądrości chcą rozmaite rzeczy robić, a tak naprawdę uderzają w siebie samych, szkodzą sobie samym i tylko jeszcze bardziej pogrążają się w rozmaitym niepowodzeniu. Dlaczego? Ponieważ „poznawszy Boga nie uwielbili Go jako Boga” – wyjaśnia nam Słowo Boże. „Znikczemnieli w myślach swoich”.  Prosta ilustracja: – Oto reklamy papierosów. Zwróćcie uwagę, jak te reklamy jawnie naśmiewają się ze swoich klientów. Wypisane jest: „Palenie papierosów poważnie szkodzi tobie i twojemu otoczeniu”. Coraz większymi literami to wypisują; pół reklamy to papierosy, a pół to ten napis. Jawna kpina: – bierzcie to i wiedzcie, że to wam szkodzi. Po prostu paranoja. I tak właśnie, ogólnie rzecz biorąc, ludzie w swojej mądrości robią rzeczy, które w sposób ewidentny są niemądre, głupie. Ta mądrość człowieka objawia się szczytową głupotą, bo czytamy tutaj w 23. wersecie, że zamieniają chwałę nieśmiertelnego Boga, na obrazy przedstawiające śmiertelnego człowieka, a nawet ptaki, płazy, czworonożne zwierzęta, po prostu, rozmaite stworzenia. 

 Gdyby tak przejrzeć dzieje ludzkości, to można byłoby zobaczyć, jak człowiek – korona stworzenia Bożego – hańbi się przez to, że wymyśla sobie rozmaite bożki, które czci, przed którymi pada, którym hołd oddaje i się im kłania. Cierpi z tego powodu, a wciąż nie oddaje chwały Bogu. Na przykład, gdy się patrzy na to jak obecny papież – szczyt inteligencji ludzkiej, osiem języków, tytuły naukowe, człowiek niezwykle rozwinięty – jak on bierze jakieś koronki i nakłada na jakiś tam obraz. Czy to nie jest infantylne? To dzieci w przedszkolu się tak bawią. A tu robi to uczony człowiek i cała masa inteligentnych ludzi go podziwia. Telewizja to pokazuje. Przez kilkanaście wieków nie było w kościele rzymskokatolickim tylu świętych wyniesionych na ołtarze, ilu on w przeciągu tego dwudziestopięciolecia swego pontyfikatu powołał. Przecież trzeba by mieć jakąś książkę, wszystkich ich mieć spisanych, żeby wiedzieć kogo i kiedy należy czcić. Oto jest szczyt ludzkiej mądrości i religijności. Zamienia się chwałę nieśmiertelnego Boga na obrazy śmiertelnego człowieka. Tamta święta, czy ten drugi święty – to wszystko są obrazy śmiertelnego człowieka, bo to wszystko poumierało. W grobie leżą i już ich nie ma, ale czci się ich, jak nieśmiertelnych. A w rozmaitych innych religiach? A to się przed jakąś żabą klęka, nosi się ją, ofiary składa, bo płodność będzie większa itd. Szczyt ludzkiej mądrości doprowadza do głupoty. 

Oprócz wspomnianego kultu świętych, mamy jeszcze inne rodzaje kultu. Na przykład kult pieniądza. Ludzie z powodu pieniądza, brzęczącej monety, czy szeleszczącego banknotu, zrobią wszystko. Są tak mu oddani, że zrobią wszystko. Dla Boga to wszystkiego nie zrobią. W niedzielę na czterdzieści pięć minut, to ewentualnie pójdą, ale jakby miało być dłużej, to już za długo! Ale dla pieniądza – dwanaście godzin każdego dnia! Pieniądz błyszczy! Dolary w oczach się mienią i wszystko by dla nich zrobili. Właśnie ci, co mają w głowie kult pieniądza, znowu obrabowali jakiś bank. Innym przykładem jest kult ciała ludzkiego, własnego albo cudzego. Można być zakochanym w sobie. Coraz większe lustro, kulturystyka, fitness, nowy makijaż. Na kolanach przed Bogiem z pięć minut, bo już bolą kolana, ale przed lustrem półtorej godziny i to jeszcze za mało. A weźmy na przykład pornografię – kult ciała kobiecego i nie tylko. Żaden mężczyzna z takimi wypiekami na twarzy nie czytałby Biblii, nie rozmyślał o jej treści, z jakimi niektórzy całymi godzinami oglądają goliznę.

To jest oddawanie czci stworzeniu zamiast Stwórcy. I oto dochodzimy tutaj dalej do konsekwencji tego wszystkiego. Bo to przecież nie pozostaje bez konsekwencji. Czytaliśmy już, że „gniew Boży z nieba objawia się przeciwko wszelkiej bezbożności i nieprawości ludzi, którzy przez nieprawość tłumią prawdę”. Dwudziesty czwarty werset mówi nam o konsekwencjach: „Dlatego też wydał ich Bóg na łup pożądliwości ich serc ku nieczystości, aby bezcześcili ciała swoje między sobą. Ponieważ zamienili Boga prawdziwego na fałszywego i oddawali cześć, i służyli stworzeniu zamiast Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen”. Oto co się dzieje. Pojawiają się konsekwencje! Człowiek zostaje przez Boga, Stwórcę oddany we władzę grzechu, na łup pożądliwości swego serca. Gdy poznawszy Go, nie czci Go jako Boga, nie ma respektu przed Nim jako Bogiem, tylko wymyśla sobie rozmaite bożki, którym służy, które adoruje, to Bóg mówi: „Wydaję cię na łup twoich pożądliwości. Zobaczysz, co się będzie z tobą teraz działo”. I okazuje się, że człowiek bezcześci samego siebie, plugawi siebie i swoich bliskich. Cały rodzaj ludzki staje się zbezczeszczony. 

Gdy się dzisiaj ogląda pewne obrazy, do czego ludzie doszli w swoim grzechu, to włos się jeży na głowie. Są tak zbezczeszczeni dlatego, że zamienili chwałę nieśmiertelnego Boga na obrazy przedstawiające śmiertelnego człowieka. Zaczęli oddawać cześć i służyć stworzeniu, zamiast Stwórcy. Tutaj jest napisane, że Stwórca ma być błogosławiony na wieki! 

Stwórca nie był nam potrzebny tylko do tego, aby nas stworzyć, a potem, żebyśmy już poszli sobie swoją drogą i Go odrzucili. Stwórca ma być błogosławiony na wieki! Ty i ja, żyjący wiele wieków później – nie żyjący tak jak Adam, w którego Bóg tchnął ducha życia i on ocknąwszy się wiedział, że został stworzony – my w ten sam sposób powinniśmy czcić Stwórcę. Czuć respekt. Uwielbiać Go, myśleć o tym, jakby tu lepiej Go uwielbić w naszym życiu, bo On jest Stworzycielem, a my jesteśmy stworzeniem. Ale człowiek poznawszy Boga, nie uznaje Go za Boga. Z tego powodu spada na człowieka cała masa grzechu i brudu, który od dwudziestego szóstego wersetu jest wymieniony. Powód?  – Ponieważ ludzie służyli stworzeniu zamiast Stwórcy. Zamienili Boga prawdziwego na fałszywego. To „dlatego Bóg wydał ich na łup sromotnych namiętności; kobiety ich bowiem zamieniły przyrodzone obcowanie na obcowanie przeciwne naturze, podobnie też mężczyźni zaniechali przyrodzonego obcowania z kobietą, zapałali jedni ku drugim żądzą, mężczyźni z mężczyznami popełniając sromotę i ponosząc na sobie samych należną za ich zboczenie karę. A ponieważ nie uważali za wskazane uznać Boga, przeto wydał ich Bóg na pastwę niecnych zmysłów, aby czynili to, co nie przystoi” (w. 26-28). 

Tutaj jest napisane, że homoseksualizm, to nie żadna choroba, czy coś tam zapisane w genach. Tu jest napisane, że to jest grzech! To jest wystąpienie przeciwko Bogu, konsekwencja tego, że człowiek nie uznaje Boga jako Boga, nie respektuje Go i żyje po swojemu. Czci coś po swojemu – kobietę, mężczyznę, pieniądz, ideę, coś co jest substytutem Boga prawdziwego. I przychodzi konsekwencja takiego stosunku do Boga. Oto dzieje się z człowiekiem coś szalonego, że mężczyzna zaczyna chcieć z mężczyzną, a kobieta z kobietą. To był 57 rok I wieku po Chrystusie, gdy to pisano! To nie eksplodowało dopiero w tym stuleciu. To jest grzech spowodowany brakiem respektu dla Boga już przed wiekami! Obserwujemy dziś eskalację tego grzechu, a wraz z nim przychodzi kara z powodu takiego postępowania. Odrzucenie społeczne, wyrzuty sumienia, choroby – to tylko niektóre konsekwencje w życiu tych, którzy nie uznają Boga za Boga. Gniew Boży objawia się przeciwko takim postawom. 

Konsekwencje grzechu mają w Bożym programie ratowania człowieka prowadzić go do uznania Boga, do upamiętania człowieka. Ale człowiek nie chce się opamiętać, nie uważa za wskazane uznać Boga. Więc przychodzą dalsze konsekwencje i człowiek pogrąża się coraz bardziej. Mamy tu cały katalog tego pogrążenia. Werset dwudziesty dziewiąty: „Są oni pełni wszelkiej nieprawości, złości, chciwości, nikczemności, pełni są również zazdrości, morderstwa, zwady, podstępu, podłości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, wynalazcy złego, rodzicom nieposłuszni; nierozumni niestali, bez serca, bez litości; oni, którzy znają orzeczenie Boże, że ci, którzy to czynią, winni są śmierci, nie tylko to czynią, ale jeszcze pochwalają tych, którzy to czynią”. Potrzeba, abyśmy choć troszeczkę sobie ten katalog przybliżyli. 

O nieprawości już mówiliśmy. Złość – to greckie słowo poneria, co znaczy – pragnienie wyrządzania komuś zła. To jest taka chora postawa serca człowieka, która polega na tym, że znajduje on upodobanie w tym, żeby komuś zrobić coś złego, komuś dopiec, uprzykrzyć życie. To się wyraża także w dążeniu, aby wszyscy byli tacy jak on, we wciąganiu innych w grzech. Ponieważ on jest narkomanem, to chce, żebyśmy wszyscy byli narkomanami, nawet nam pierwszą działkę da za darmo, a nawet i drugą, żeby nas wciągnąć. Dlatego, że on jest złodziejaszkiem, to chciałby, żebyśmy i my z nim podciągali. Będziemy razem, będziemy się kryć nawzajem. Jeżeli ja obmawiałem kogoś w twojej obecności, to jesteś dla mnie niebezpieczny dopóki nie wciągnę i ciebie w to obmawianie. Gdy ty też kogoś obmawiasz, to robimy to już razem i nikt nikogo nie wyda. To jest ta postawa, która wciąga innych w grzech. To jest choroba serca, to jest spaczenie umysłu. 

Chciwość, greckie pleonexia – brzydka skłonność do posiadania, zachłanność. To jest taka postawa, która chce i musi mieć więcej. Jeśli chodzi o pieniądze, rzeczy materialne, to polega to na tym, że gromadzę je nie zważając na honor, ani na uczciwość. Wszelkimi sposobami – choćby kosztem honoru osobistego, choćby kosztem uczciwości, ja po prostu muszę mieć więcej. Jeśli chodzi o sprawy etyki, to jest po prostu taka ambicja człowieka, która pozwala mu tratować innych, aby tylko osiągnąć swoje. Chce władzy, jest chciwy popularności i by to mieć, innych gotów jest zdeptać. 

Nikczemność, to jest greckie słowo, które mówi o życiu przechylającym się ku złemu. To znaczy, że widać w człowieku pewną tendencję, że się przechyla ku złemu, że jeszcze jakiś czas temu można było na niego liczyć, ale dzisiaj już nie. 

Zazdrość – znana nam z autopsji. Greckie słowo mówi nam tu o postawie polegającej na spoglądaniu na drugiego dobrego człowieka, widzeniu czegoś dobrego w tym człowieku i zamiast pójść w jego ślady, przeżywaniu jakiegoś zagniewania. Człowiek czuje się dotknięty, że ktoś jest lepszy, dobry, że mu się udało, powodzi mu się, jest uczciwy itd. I rodzi się w nim jakaś niechęć, jakiś gniew, że tamten taki święty. Nie to, że widzi jego dobrą postawę i chce być taki jak on i modli się o to. Wręcz odwrotnie. 

Morderstwo – Pan Jezus mówił o tym, że morderstwo, to nie dopiero wtedy, jak drugiego zabijesz, ale gdy się gniewasz na drugiego, gdy masz nienawiść do drugiego człowieka, to już jest morderstwo! 

Zwady to greckie eris, które znaczy – spory i sprzeczki wynikające z zawiści. Gdy jest zawiść, wtedy dochodzi do rozmaitych spięć i sprzeczek. 

Podstęp, to słowo dolos – przebiegłe oszustwo. Tym słowem określano na przykład fałszowanie metalu. Kiedy człowiek coś przebiegle robi, żeby drugiego wyrolować, to jest właśnie to. 

Podłość – to taka postawa w człowieku, która zawsze drugiego posądza o najgorsze. Od razu przypuszcza, że coś się za czymś kryje. Nawet jak ktoś ci kwiaty przyniesie, to ty zaczynasz się zastanawiać co on chce załatwić. Nie posądzasz o dobre intencje, tylko od razu podejrzewasz o najgorsze. 

Potwarcy, oszczercy, to wtedy, kiedy jeden drugiemu urabia opinie, przypina mu jakąś łatkę w towarzystwie innych ludzi. 

Nienawidzący Boga – to jest taka postawa, że obecność Boga komuś przeszkadza, że mierzi, że gniewa go myśl, że Bóg istnieje. Bo gdyby Boga nie było, to by sobie pogrzeszył, bez problemu różne rzeczy robił, a tak..? I chociaż tych rzeczy nie wypowiada, to w głowie nosi tę myśl: Nie lubię tej prawdy, że Bóg istnieje. Nieraz może być tak, że myślimy, że gdyby nie było Boga, to by było bezproblemowo. 

Zuchwali to tacy ludzie, którzy są dumni na tyle, że nie przyjmują pomocy od innych. Czują się na tyle pewni, że nawet gdy pomoc jest im okazywana, oni ją odrzucają. Albo tacy, którzy ranią innych dla samej przyjemności, bez powodu. Są tacy dumni. 

Pyszni – to greckie słowo wyraża postawę pogardy dla innych. Patrzenie na innych z góry.

Chełpliwi to tacy, którzy pretendują do tego, czego faktycznie nie reprezentują. Chełpią się z czegoś tam, a tak naprawdę tego nie ma. 

Wynalazcy złego, to tacy, którym nie wystarcza  już to, co ludzie robią złego. Oni kombinują, jakby coś nowego wymyślić. To ich nakręca i podnieca, żeby coś jeszcze innego złego wymyślić. 

Rodzicom nieposłuszni to tacy, którzy zrywają więzy rodzinne, nie chcą podporządkować się swoim rodzicom, żyć w prawidłowych relacjach. Pewna siła rozrywa te więzi i nastolatek wyrywa się z domu jak najszybciej. Już nie chce żyć z rodzicami. Przeklina, że musi z nimi żyć, nienawidzi swego domu. 

Nierozumni to tacy ludzie, którzy nie potrafią się niczego nauczyć ze swoich przeżyć. Coś przeżyli, ale nie wyciągają wniosków. Dalej znowu robią to samo zło. O taką głupotę tu chodzi. 

Niestali to tacy, którym nie można zaufać. Wydaje się, że są, że będą, mówią, że będą, a jutro robią już coś całkiem innego. 

Bez serca, to greckie słowo astorgos, co znaczy – zanikanie miłości rodzinnej. Storge to jest miłość rodzinna. To piękne uczucie, jakie wiąże ludzi ze sobą; dzieci, rodziców, małżonków. To jest  ognisko domowe. Astorges to zanikanie tej miłości, to stan serca, gdy brat, matka już nie są ważni. 

Bez litości  – to coś takiego, co jest dzisiaj widoczne we wzroście brutalności. Ludzie lubują się coraz bardziej w tym, żeby oglądać brutalne sceny. Adrenalina im podskakuje i to jest to! Tak już było w starożytnym Rzymie. Żądni krwi oglądali np. walki gladiatorów. 

Ten katalog jest duży. A w ostatnim wersecie pierwszego rozdziału powiedziane jest jeszcze tak, że ci „którzy znają orzeczenie Boże, że ci, którzy to czynią, winni są śmierci, nie tylko to czynią, ale jeszcze pochwalają tych, którzy to czynią”. Innymi słowy, dochodzi do swego rodzaju amoku z powodu tego, że poznawszy Boga, nie uznajemy Go jako Boga w swoim życiu. Człowiek, chociaż ma świadomość, że karą za grzech jest śmierć, nie tylko sam nie nawraca się do Boga, nie pokutuje, ale jeszcze z błyskiem pochwały w oczach, patrzy na innych, którzy grzeszą. 

 Drugi rozdział Listu do Rzymian wzywa nas do głębokiej autorefleksji. Bo powiedzmy, jakże łatwo nam przychodzi odnoszenie tego, co żeśmy tutaj powiedzieli do innych ludzi. Jak łatwo nam było w chwili, gdy to rozważaliśmy, myśleć o tym i owym człowieku, o świeckich ludziach żyjących bez Boga. Jak łatwo nam przychodzi tak myśleć, że ten cały katalog, to sprawa, która dotyczy pogan, tych niewierzących. Lecz tu jest napisane tak: „Nie ma przeto usprawiedliwienia dla ciebie, kimkolwiek jesteś, człowiecze, który sądzisz”. Tak łatwo ci przychodzi sądzić, że to o tych świeckich, nieprawych chodzi? Już od razu osądziłeś, że chodzi o nich, nie o ciebie? A Słowo Boże mówi: „Nie ma przeto usprawiedliwienia dla ciebie, kimkolwiek jesteś, człowiecze, który sądzisz; albowiem, sądząc drugiego, siebie samego potępiasz, ponieważ ty, sędzia, czynisz to samo”. 

I powiesz: Jak to? A tak to! Tak mówi Słowo Boże. Ono mówi, że ten katalog w jakimś stopniu odnosi się do każdego z nas. To Słowo wzywa nas wobec tego do głębokiej refleksji nad samym sobą. To jest także nasz osobisty problem, że poznawszy Boga, nie uczciliśmy Go jako Boga, że nie respektujemy Go w naszym życiu jako Boga. Różne złe rzeczy w naszym życiu świadomie wciąż dalej robimy. Wiemy, że nie wolno zazdrościć, a dalej zazdrościmy. Wiemy, że nie wolno pożądać, a dalej pożądamy. Wiemy, że nie wolno być chciwym, a dalej jesteśmy chciwi itd. List do Rzymian nie pozwala nam odnosić takich rzeczy do kogoś innego, do niewierzących, bo my jesteśmy ludem Bożym. Ta nauka dotyczy Żydów, bo oni mieli tę postawę. Należeli do narodu wybranego, byli szczególni i sobie myśleli: Tam, daleko od nas są poganie. To oni robią różne złe rzeczy. 

Apostoł pisząc ten list, odnosił się do grupy Żydów, którzy się wynosili ponad poganochrześcijan, którzy uważali się za lepszą kategorię, za ludzi specjalnych. Słowo Boże stwierdza wprost w pierwszym wersecie drugiego rozdziału: Ty, który innych osądzasz, który o innych myślisz, że to ich dotyczy, faktycznie sam to czynisz. Kimkolwiek jesteś – obojętnie jak długo jesteś wierzący, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą, czy jesteś z tego zboru, czy tamtego, czy jesteś już po chrzcie, czy przed chrztem, czy już widać po tobie żeś chrześcijanin, czy nie – kimkolwiek jesteś ty, który osądzasz drugiego, że to lub owo czyni, sam też to czynisz! 

I dalej czytamy w drugim rozdziale: „Bo wiemy, że sąd Boży słusznie spada na tych, którzy takie rzeczy czynią. Czy mniemasz, człowiecze, który osądzasz tych, co takie rzeczy czynią, a sam je czynisz, że ujdziesz sądu Bożego? Albo może lekceważysz bogactwo jego dobroci i cierpliwości, i pobłażliwości, nie zważając na to, że dobroć Boża do upamiętania cię prowadzi? Ty jednak przez zatwardziałość swoją i nieskruszone serce gromadzisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego” (wersety 2-6).  Tutaj apostoł poruszył taką oto kwestię, że człowiek wierzący może w sposób niewłaściwy pojmować okazywaną mu dobroć Bożą i to może być dla niego bardzo niebezpieczne. Kiedy korzysta z łaski Bożej, a źle ją odczyta, błędnie zinterpretuje w swoim życiu, to będzie to dla niego dużo większe zagrożenie niż gdyby w ogóle z tej łaski nie korzystał. W drugim wersecie jest napisane, że sąd Boży słusznie spada na tych, którzy takie rzeczy czynią. To jest oczywiste, ale pojawia się pytanie: wobec tego na jakiej postawie ja liczę na to, że ujdę sądu Bożego? Jeżeli uznaję, że słusznie gniew Boży spada na tych, którzy takie rzeczy czynią, to na jakiej podstawie myślę, że ja ujdę gniewu Bożego?  Powiecie: Bo Pan Jezus za nas umarł i wybaczył nasze grzechy. No tak, zrobił to wszystko i chwała Mu za to. To jest wspaniała prawda ewangelii. Ale On nie po to umarł, żebyśmy sobie dalej rozmaite złe rzeczy robili, lecz po to, żebyśmy się upamiętali. Kto z nas może liczyć, że ujdzie gniewu Bożego, jeśli dzisiaj będąc świadomy tego, jaka jest wola Boża, jako chrześcijanin, chodzi sobie po świecie i samowolnie robi co mu się podoba, lekceważąc Słowo Boże? 

Na jakiej podstawie możemy sądzić, że ujdziemy gniewu Bożego? Przez to, żeśmy chrzest przyjęli? Żeśmy się do kościoła zapisali? Na tej podstawie nie możemy myśleć, że ujdziemy gniewu Bożego. Dobroć Boża, jaką Bóg objawił w naszym życiu ma jeden cel – doprowadzić nas do upamiętania, do nawrócenia, do odwrócenia się od grzechu i zwrócenia się z całego serca do Boga! Żeby honorować Go. Respektować Jego Słowo. Podobać się Jemu. Oddawać Mu cześć w swoim życiu. Do tego prowadzi dobroć Boża. Po to się objawiła w naszym życiu. Dlatego Bóg nam przebaczył nasze grzechy, wymazał całą naszą przeszłość i dał nam nową kartę do zapisywania. Ale nie po to, byśmy gryzmolili dalej, lecz żebyśmy zaczęli nowe życie. 

Okazywało się jednak, że ci, którzy należeli zewnętrznie już do ludu Bożego, Żydzi, bo tutaj o nich mowa – a w tym szerszym zakresie mowa o każdym, kto jakby już przynależy do Kościoła Jezusa Chrystusa, kto uwierzył, chrzest przyjął, jest w zborze, zapuścił już w nim jakieś korzenie – że każdy z tego grona może popaść w  jakiś rodzaj zatwardziałości. Tu jest tak napisane: „może lekceważysz bogactwo jego dobroci i cierpliwości, i pobłażliwości, nie zważając na to, że dobroć Boża do upamiętania cię prowadzi? Ty jednak przez zatwardziałość swoją i nieskruszone serce gromadzisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga”. 

Człowiek, niezależnie od tego, czy należy, czy nie należy do ludu Bożego, jeżeli tkwi w pewnej zatwardziałości, choć Bóg mówi, objawia się, wzywa, a on – mimo to – się nie zmienia, to taki człowiek gromadzi sobie gniew na dzień gniewu. To znaczy, że mu za każdym razem coraz więcej tego gniewu przybywa. Czasami rodzice mówią swoim dzieciom: „Oj, ci się zbiera”. To znaczy, że dziecko raz coś zrobiło, potem drugi, trzeci i jak się już nazbiera, to potem boli. Tu jest podobna myśl. Obojętnie, czy masz zewnętrzną przynależność do Kościoła czy nie, gdy lekceważysz bogactwo Bożej dobroci, tkwisz w zatwardziałości, to nie myśl sobie, że Bóg to jakoś przepuści. To się zbiera gniew Boży na dzień gniewu. I przyjdzie dzień, kiedy to wszystko się wyleje, bo u Boga nie ma względu na osobę. 

Chcę podkreślić na koniec, że Słowo Boże, które dzisiaj rozważaliśmy nie pozwala nam przenieść sprawy tych konsekwencji, gniewu Bożego tylko na tych, którzy w ogóle są niewierzący. Słowo Boże zmusza nas do autorefleksji, do zastanowienia się, jak to jest z naszym osobistym respektem dla Boga. Czy poznawszy Boga, uczciliśmy Go jako Boga? Czy Go honorujemy i respektujemy jako Boga? To jest ta myśl, z którą trzeba nam dzisiaj iść do domu. (cdn.)