Abyśmy nowe życie prowadzili - wykład 3. [Rz 2,7-3,8] Drukuj Email
Autor: Marian Biernacki   
piątek, 16 września 2022 20:03

[zapis słowa mówionego]

Gdy kończyliśmy rozważanie pierwszego rozdziału Listu do Rzymian i zaczęliśmy rozważać rozdział drugi, stało się dla nas jasne, że Słowo Boże w tym miejscu porusza kwestię tzw. nominalnego chrześcijaństwa, czyli bycia chrześcijaninem tylko z nazwy. Żydzi ograniczyli się do tego i zadowolili się tym, że zewnętrznie należeli do narodu izraelskiego, do narodu wybranego, że nosili na swoim ciele oznakę obrzezania, jako świadectwo przymierza z Bogiem.  I chociaż wszystko wiedzieli, co i jak należy robić, bo od dzieciństwa uczono ich przecież Pisma Świętego, to jednak ich  serca były od tego dalekie.

Gdyśmy rozważali cały ten katalog grzechów pogrążających ludzi, którzy poznawszy Boga, nie uczcili Go jako Boga, to stwierdziliśmy, że mamy tendencję, by to wszystko odnosić do ludzi, którzy są gdzieś tam daleko, do tak zwanych niewierzących. Jakże łatwo nam odsuwać to od siebie i myśleć o sąsiedzie, o kimś z rodziny, może nawet o kimś, kogo lubimy, ale kto niestety jest niewierzący. Tymczasem List do Rzymian zmusza nas do głębokiej autorefleksji. Wszystko to może także nas dotyczyć i wielokrotnie dotyczy, bowiem drugi rozdział zaczyna się tak: „Nie ma przeto usprawiedliwienia dla ciebie, kimkolwiek jesteś, człowiecze, który sądzisz; albowiem, sądząc drugiego, siebie samego potępiasz, ponieważ ty, sędzia, czynisz to samo”.
Mówiliśmy, że gdy człowiek popada w zatwardziałość serca, jakby odsuwając od siebie wezwanie do upamiętania, to taki człowiek gromadzi sobie gniew Boży na dzień gniewu. Zbierają się nad nim chmury. Chociaż przynależy do ludu Bożego, tak jak Żydzi należeli do ludu Bożego Starego Testamentu, gniew Boży gromadzi się nad każdym, kto nie ma należytej wrażliwości na to, co Bóg do niego mówi i czego od niego oczekuje.

Przechodząc teraz do następnych wersetów Słowa Bożego, od 7. do 11. wersetu drugiego rozdziału Listu do Rzymian, chciałbym, abyśmy je czytali i rozważali pod tym kątem, że to Słowo dotyczy każdego z nas: „Tym, którzy przez trwanie w dobrym uczynku dążą do chwały i czci, i nieśmiertelności, da żywot wieczny; tych zaś, którzy o uznanie dla siebie zabiegają i sprzeciwiają się prawdzie, a hołdują nieprawości, spotka gniew i pomsta. Tak, utrapienie i ucisk spadnie na duszę każdego człowieka, który popełnia złe, najprzód Żyda, potem i Greka, a chwała i cześć, i pokój każdemu, który czyni dobrze, najpierw Żydowi, a potem i Grekowi. Albowiem u Boga nie ma względu na osobę". 

Słowo Boże naucza nas, że sprawiedliwy sąd Boga będzie przebiegał według zasady „każdemu według jego uczynków” (w. 6). Kryterium nie będzie zależeć od pochodzenia, przynależności wyznaniowej, narodowości itd., bowiem Bóg w ten sposób nie patrzy i nie sądzi człowieka. Przynależność do ludu Bożego, a w pierwszej kolejności chodzi tu o Żydów, bycie członkiem narodu wybranego, nie tylko nie daje nikomu taryfy ulgowej, ale podnosi stopień odpowiedzialności. Jest tu napisane tak: „utrapienie i ucisk spadnie na duszę każdego człowieka, który popełnia złe, najprzód Żyda, potem i Greka”. W Pierwszym Liście Piotra 4,17 czytamy: „Albowiem przyszedł czas, by się rozpoczął sąd od domu Bożego”.

Bóg najpierw chce rozliczyć swoje dzieci, swój naród. Gdy ludzie czynią źle, to Bóg najpierw oczekuje, że to Jego dzieci się nawrócą, że Jego dzieci będą dobrze postępować. Dopiero w dalszej kolejności rozlicza innych. Podobnie, jak w życiu rodzinnym. Jeżeli dzieciaki coś narozrabiają, to jako ojciec, gdy chcę to uporządkować, najpierw biorę swojego na celownik, a dopiero później rozliczam się z innymi. Chyba że jestem głupim ojcem i biorę się za naprawianie innych dzieci, a mój łobuz rośnie w sposób nieskrępowany. U Boga jest tak, że On najpierw bierze się za swoje dzieci: „Tak, utrapienie i ucisk spadnie na duszę każdego człowieka, który popełnia złe, najprzód Żyda, potem i Greka”.

Także jeśli chodzi o pochwałę, jest tu powiedziane, że „chwała i cześć, i pokój każdemu, który czyni dobrze, najpierw Żydowi, a potem i Grekowi”. Czyli po prostu Bóg w pierwszej kolejności zajmuje się swoimi dziećmi, to jest tymi, którzy należą do Jego domu, do Jego Królestwa. Ta myśl znajduje oczywiste odniesienie do wierzących okresu Nowego Przymierza, bo my jesteśmy Jego Kościołem, Jego domownikami. Już nie jesteśmy daleko, nie jesteśmy obcymi, ale jesteśmy bliscy przez krew Chrystusa.

Wobec tego Bóg oczekuje od nas szczególnego postępowania. Chodzi Mu nie o przynależność, a o praktyczne posłuszeństwo Jego Słowu, Jego woli. Czytamy od 12. wersetu: „Bo ci, którzy bez zakonu zgrzeszyli, bez zakonu też poginą; a ci, którzy w zakonie zgrzeszyli, przez zakon sądzeni będą. Gdyż nie ci, którzy zakonu słuchają, są sprawiedliwi u Boga, lecz ci, którzy zakon wypełniają, usprawiedliwieni będą. Skoro bowiem poganie, którzy nie mają zakonu, z natury czynią to, co zakon nakazuje, są sami dla siebie zakonem, chociaż zakonu nie mają. Dowodzą też oni, że treść zakonu jest zapisana w ich sercach; wszak świadczy o tym sumienie ich oraz myśli, które nawzajem się oskarżają lub też biorą w obronę. Będzie to w dniu, kiedy według ewangelii mojej Bóg sądzić będzie ukryte sprawy ludzkie przez Jezusa Chrystusa”.

Widać tutaj z tego fragmentu, że usprawiedliwienie nie następuje, po pierwsze, w wyniku samego faktu przynależności. Nie mamy podstaw do myślenia, że jeśli tylko należymy do ludu Bożego, to obojętnie, jak będziemy żyli, i tak mamy usprawiedliwienie zapewnione. Że skoro zapisaliśmy się do zboru zielonoświątkowego lub baptystycznego, to już na pewno będziemy usprawiedliwieni. Przecież tak w ogóle, to „usprawiedliwieni jesteśmy z łaski, nie z uczynków, aby się kto nie chlubił”, czytamy w Słowie Bożym. To nie przynależność daje nam usprawiedliwienie. Jeszcze inna rzecz nie daje nam usprawiedliwienia. Z tego, co tutaj przeczytaliśmy „Nie ci, którzy zakonu słuchają, są sprawiedliwi u Boga, lecz ci, którzy zakon wypełniają”. Samo słuchanie też nic nam nie daje. Nic nam nie daje sama przynależność, nie daje nam nic też samo  słuchanie. Można się zasłuchiwać, przychodzić na wszystkie nabożeństwa, ale słuchanie nie daje nam usprawiedliwienia. Ono rozbudza w nas wiarę, bo „wiara jest ze słuchania”, jak czytamy dalej w Liście do Rzymian, ale nie ma usprawiedliwienia z samego słuchania.

Według tego, co żeśmy tu przeczytali, posłuszni Bogu mogą być nawet ci, którzy nie przynależą do Izraela, nie należą do ludu Bożego. W praktyce może być tak, że poganin może być bardziej posłuszny głosowi Bożemu niż człowiek przynależący do ludu Bożego. Kiedy Bóg przemówi do jakiegoś niewierzącego, że chce, aby uczynił on to lub owo, to nierzadko ów człowiek szybko to robi. Kiedyś przemówił do Cyrusa, króla perskiego, człowieka według naszych kryteriów całkowicie niewierzącego. Gdy Bóg do niego przemówił, to władca ten użył swoich ogromnych wpływów i doprowadził do tego, że można było świątynię w Jerozolimie odbudować, a Izraelici mogli powrócić z niewoli. Po prostu, ten pogański król stał się pomazańcem Pańskim. Wykonał dokładnie wolę Bożą, podczas gdy Bóg wielokrotnie przemawiał do królów izraelskich, a ci nie byli Mu posłuszni i robili po swojemu.

Dzisiaj też Bóg mówi do niejednego chrześcijanina, a on robi po swojemu. Tak się oparł na swojej przynależności, że popadł w rutynę i czasami nawet zdaje się wiedzieć lepiej od samego Boga, co i jak należy robić. Taki człowiek mniej wypełnia wolę Bożą, niż ten, który wprawdzie Boga nie zna, ale po tym, jak Bóg go do czegoś pobudził, to posłusznie wykonuje to, co usłyszał i do czego został przekonany.

Jest tutaj dokładnie napisane, że poganie, którzy nie mają zakonu, z natury czynią to, co zakon nakazuje i są sami dla siebie zakonem. Może tak się zdarzyć, że ktoś w ogóle nie miał kontaktu z Bogiem, z ludem Bożym, a okaże się, że dokładnie wykonywał wolę Bożą, podczas gdy ci, którzy należą do ludu Bożego, mogą  pozostawać bardzo daleko od dróg Bożych.

Przynależność do zboru i słuchanie Słowa Bożego jeszcze nie świadczy o tym, że jesteśmy usprawiedliwieni w oczach Bożych. Jest tutaj powiedziane, że tak naprawdę dopiero w tym dniu, gdy Bóg – według ewangelii, którą głosił apostoł Paweł – będzie sądzić ukryte sprawy ludzkie przez Chrystusa Jezusa, dopiero wówczas okaże się, kto jest ostatecznie usprawiedliwiony.

Dopiero, gdy te ukryte sprawy zostaną wyjaśnione. Sprawy zewnętrzne już teraz podlegają pewnej ocenie. Jakbyście mnie zobaczyli pijanego, czy z papierosem na ulicy, to zaraz byście mnie osądzili: „Co to za pastor?! Dłużej już nie może być pastorem!” Ale mogą być w moim życiu rozmaite rzeczy ukryte, o których wy nie wiecie, które dopiero w tym dniu, gdy staniemy przed Bogiem, zostaną osądzone. Tak samo jest w odniesieniu do was. Możecie być na nabożeństwach, uśmiechać się, zewnętrznie wszystko dobrze i – jak na moje oko – jesteście usprawiedliwieni i zbawieni. Jednakże gdy staniemy przed sądową stolicą Chrystusową, On spojrzy na nas i przeszyje nas Jego wzrok, przepali nasze życie i zobaczymy, co z tego zostanie. Pewnego dnia wszystkie ukryte sprawy będą osądzone przez Jezusa Chrystusa.

Czytajmy dalej od 17. wersetu do końca tego rozdziału Listu do Rzymian, z którego wynika, że usprawiedliwienie jest z wiary, a nie z przynależności zewnętrznej do ludu Bożego. „Jeśli tedy ty mienisz się Żydem i polegasz na zakonie, i chlubisz się Bogiem, i znasz wolę jego, i umiesz rozróżnić dobre od złego, będąc pouczonym przez zakon, i uważasz siebie samego za wodza ślepych, za światłość dla tych, którzy są w ciemności, za wychowawcę nierozumnych, za nauczyciela dzieci mającego w zakonie ucieleśnienie wiedzy i prawdy, ty więc, który uczysz drugiego, siebie samego nie pouczasz? Który głosisz, żeby nie kradziono, kradniesz? Który mówisz, żeby nie cudzołożono, cudzołożysz? Który wstręt czujesz do bałwanów, dopuszczasz się świętokradztwa? Który się chlubisz zakonem, przez przekraczanie zakonu bezcześcisz Boga? Albowiem z waszej winy, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu. Bo obrzezanie jest pożyteczne, jeśli przestrzegasz zakonu; jeśli jednak jesteś przestępcą zakonu, obrzezanie twoje stało się nieobrzezaniem. Jeśli więc ten, który nie ma obrzezania, zachowuje przykazania zakonu, czyż jego nieobrzezanie nie będzie poczytane za obrzezanie? Przeto ten, który cieleśnie jest nieobrzezany, a wypełnia zakon, będzie sądził ciebie, który mimo litery zakonu i obrzezania jesteś przestępcą zakonu. Albowiem nie ten jest Żydem, który jest nim na zewnątrz, i nie to jest obrzezanie, które jest widoczne na ciele, ale ten jest Żydem, który jest nim wewnętrznie, i to jest obrzezanie, które jest obrzezaniem serca, w duchu, a nie według litery; taki ma chwałę nie u ludzi, lecz u Boga”.

Cóż za tekst! Jeśli zaczniemy rozumieć, że Żydostwo, które  przywołuje i objaśnia apostoł Paweł w kontekście rzeczywistego Izraela, odnosi się w duchowym znaczeniu do nas, wierzących, należących do ludu Bożego Nowego Testamentu, to jakiej wielkiej wymowy nabiera ten tekst!? Żydzi żywili w sobie głęboką samoświadomość szczególności i wyjątkowości, podobnie, jak dzisiejsi wierzący. Powiedzcie, czyż nie myślimy tak czasami o sobie?

To prawda, że jesteśmy wyjątkowi. Zbór Pański jest całkowicie wyjątkową społecznością. Jednakże tak jak stało się z Żydami, tak może się stać i staje się z dzisiejszymi chrześcijanami. Chociaż byli wyjątkowym narodem, to jednak nie żyli wyjątkowo. Żyli po pogańsku lub jeszcze gorzej. Tak może być i z chrześcijanami. Może wystąpić brak zależności pomiędzy wyznawanymi zasadami a praktycznym życiem. Tak może się zdarzyć i nieraz tak jest. Widzę to w swoim osobistym życiu. Jest to przykre, ale takie są fakty. Może dojść do tego, że wierzący człowiek, który – jak ówczesny Żyd – polega na zakonie, chlubi się Bogiem, zna Jego wolę, umie rozróżniać dobre od złego itd., a przez swoje praktyczne postępowanie, przez przekraczanie tych wyznawanych zasad, bezcześci Boga. Tutaj jest tak napisane: „Który się chlubisz zakonem, przez przekraczanie zakonu bezcześcisz Boga”. Wcześniej czytaliśmy, że poganie, w wyniku tego, że „poznawszy Boga nie uczcili Go jako Boga”, bezczeszczą ciała swoje. Ulegli demoralizacji.

Poganie bezczeszczą swoje ciała, ale człowiek wierzący, gdy nie trzyma się tego, co wyznaje, gdy nie praktykuje tego – to bezcześci Boga. To jest ta różnica. Nie grzeszysz już tylko na swój rachunek. Grzech nie dotyczy już tylko twojej osoby, ale z powodu twej przynależności do ludu Bożego, z powodu tego, że obmyła cię krew Chrystusowa i nosisz imię chrześcijańskie, bezcześcisz Boga! Jest to poważna sprawa. Jeśli coś takiego zaczyna się z nami dziać, jeśli jako wierzący, przynależąc do ludu Bożego, przekraczamy wyznawane zasady, które Bóg nam objawił, stajemy się też przyczynkiem do tego, że niewierzący bluźnią Bogu. Tak tutaj przeczytaliśmy: „Albowiem z waszej winy, jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu”.

W praktyce wygląda to tak, że masz na przykład rybkę na samochodzie, a zajeżdżasz innemu drogę, tak że ten na ciebie omal nie wpada. Co ten człowiek sobie pomyśli? Albo w pracy deklarujesz, że jesteś chrześcijaninem i że kierujesz się zasadami biblijnymi, a tu jakieś świństwo komuś drugiemu robisz. Jaką reakcję coś takiego wywoła w tym człowieku? Rozsierdzi się i zacznie bluźnić sprawie Bożej. „Jeżeli miałbym się stać taki, jak ty, to nie chcę mieć nic wspólnego z tym twoim Bogiem”. Słyszeliście kiedyś takie słowa?

Jeżeli ludzie noszą zewnętrzne oznaki przynależności do Boga, a zachowują się gorzej niż poganie, to wywołują w ten sposób bluźnienie przede wszystkim Bogu. Słowo Boże wyraźnie nas tutaj naucza, że te zewnętrzne oznaki przynależności do ludu Bożego muszą być powiązane z wewnętrznym odrodzeniem serca. To, że chodzisz na nabożeństwa, czytasz Biblię, modlisz się, opowiadasz o  swoich przeżyciach, głosisz innym o Bogu, wszystko to winno być powiązane z wewnętrznym życiem. Zupełnie tak samo, jak obrzezanie – zewnętrzny znak przynależności do ludu Bożego – miało być powiązane z wewnętrznym życiem. Inaczej obrzezanie stawało się nieobrzezaniem. Co z tego, że ktoś był obrzezany, skoro jego serce nie było przemienione. I odwrotnie. Powiedziane jest: „Jeśli więc ten, który nie ma obrzezania, zachowuje przykazania zakonu, czyż jego nieobrzezanie nie będzie poczytane za obrzezanie?”

Tak więc ten fragment Słowa Bożego poucza nas, że tak naprawdę człowiek bez zewnętrznych oznak przynależności do ludu Bożego będzie sądził Żyda, jeśli Żyd nie jest praktycznie posłuszny Bogu. I może tak się stać, że jeżeli dzisiejszy chrześcijanin, głęboko osadzony w Kościele i w świadomości innych ludzi uchodzący za wierzącego, jeżeli nie będzie stosował zasad Słowa Bożego w swoim życiu, to okaże się, że ktoś spoza Kościoła, tzw. niewierzący, będzie go sądził. Albowiem tamten liczył się z Bogiem i Jego Słowem, podczas gdy chrześcijanin się nie liczył.

Gdy rozważamy ten fragment Pisma, można by dojść do pochopnego wniosku, że nie ma żadnej różnicy między Żydem a poganinem, Ktoś mógłby pomyśleć, że wierzący członek Kościoła i  niewierzący, niczym się w oczach Boga nie różnią, że nie ma to większego znaczenia, czy należysz do Kościoła czy nie. Byłby to jednak wniosek wielce niewłaściwy. Dwa pierwsze wersety trzeciego rozdziału, poruszają tę kwestię: „Czymże więc góruje Żyd? Albo co za pożytek jest z obrzezania? Wielki pod każdym względem. Przede wszystkim ten, że…”.

Nie wolno nam więc wyciągać fałszywego wniosku, że nie ma znaczenia to, czy należymy do Kościoła czy też nie należymy. Przynależność do ludu Bożego ma wielkie znaczenie. Tu jest powiedziane, jakie jest to zasadnicze znaczenie i korzyść płynąca z przynależności do ludu Bożego. Jeśli chodzi o Żydów, apostoł Paweł dowodzi tu: „im zostały powierzone wyrocznie Boże”. Naród żydowski, choć tak nieliczny i słaby, znalazł się w przymierzu z Bogiem, nie dlatego, że był jakiś wyjątkowy, ale dlatego, że Bóg go umiłował. Napisane jest to w 5 Mo 7,7-8: „Nie dlatego, że jesteście liczniejsi niż wszystkie inne ludy, przylgnął Pan do was i was wybrał, gdyż jesteście najmniej liczni ze wszystkich ludów. Lecz z miłości swej ku wam i dlatego że dochowuje przysięgi, którą złożył waszym ojcom, wyprowadził was Pan możną ręką i wybawił cię z domu niewoli, z ręki faraona, króla egipskiego…”.

Bóg wybrał Izraela, powołał go do tego, żeby był kimś wyjątkowym w oczach Bożych. Przewagą Izraela w odniesieniu do wszystkich innych ludów było to, że temu ludowi Bóg powierzył swoje Słowo, swoje wyrocznie, nadał mu Dekalog. To właśnie Mojżesz na górze Synaj, a nie jacyś mądrzy Grecy, odebrał dla ludu izraelskiego owo objawienie od Boga. Nie można stawiać znaku równości pomiędzy tym, jak Żydostwo pojmowali sami Żydzi, a tym, jak je postrzegał apostoł Paweł kierowany Duchem Świętym i jak to nam w tym tekście pokazał.

Żydzi wiedzieli, że bycie Żydem jest wielkim przywilejem, ale rozumieli to w takim kontekście, że jakoby Bóg mówił do nich: Ponieważ jesteście tak szczególnym ludem, to możecie żyć, jak sobie tylko chcecie; Status Żyda daje wam prawo do tego, że możecie żyć, jak się wam podoba.

Niektórzy chrześcijanie dzisiaj też rozumują w ten sposób: Bóg mnie wybrał. W Chrystusie jestem wolny! Chwała Bogu, już mnie nikt żadną religią nie zwiąże! Jestem wyzwolony w Chrystusie! Jest napisane w Liście do Galacjan, że nas Chrystus wyzwolił i że do wolności powołał nas Bóg? Jasne, że jest tak napisane. Ale czasem pojawia się myśl, że mogę wobec tego postępować, jak tylko chcę, bo wszystko mi wolno. Tak przecież jest napisane. I Żydzi właśnie tak sobie rozumowali: Wyjątkowi jesteśmy, wobec tego możemy żyć tak, jak chcemy.

Paweł natomiast patrzy na kwestię tego szczególnego wybrania bardziej od strony odpowiedzialności, jak gdyby Bóg mówił do swego ludu: Ponieważ jesteście ludem szczególnym, dlatego potrzeba wam żyć w szczególny sposób; dlatego, że was wybrałem, oddzieliłem od tego całego świata, dlatego wasze życie ma być wyjątkowe.

Być Żydem – to była wartość duchowa. Nie zewnętrzna, nie narodowa. rozumiana i doceniana jedynie przez ludzi naprawdę wierzących w Boga. Podobnie i dzisiaj, wartością jest przynależność do zboru. Ale to trzeba oceniać tylko od strony duchowej. Wtedy ta wartość staje się oczywista. Lecz tak jak w Żydostwie, tak i w dzisiejszym chrześcijaństwie, ta wartość może się przerodzić w zwykłą, martwą religijność człowieka. Po prostu, chrześcijanin zaczyna postępować po swojemu, według jakichś tam tylko ogólnie przyjętych kanonów. Tak było i tak się może dziać i dzisiaj. Na szczęście nie z każdym się tak dzieje.

Chwała Bogu za to, że Duch Święty porusza nas i nam to objawia. Dlatego nie z każdym się tak dzieje! Lud Boży Nowego Testamentu jest postawiony w podobnie szczególnym układzie, tak jak w omawianym fragmencie Pisma jest napisane o Żydach. Czymże góruje Żyd albo co za pożytek z obrzezania? Czym góruje chrześcijanin, albo jaki pożytek z tego, że należy on do zboru Pańskiego, że został ochrzczony?

Wielki pod każdym względem! Dlaczego? Ponieważ lud Boży otrzymuje od Boga wyraźne objawienie woli Bożej. Bracia i siostry! Jeśli ktoś może na ziemi znać wolę Bożą, to właśnie my! Jeśli ktoś może znać wolę Bożą, to jedynie ci, którzy Słowo Boże rozważają, kochają, szanują, czytają i wgłębiają się w jego treść. Tylko ci mogą znać wolę Bożą.

Lud Boży jest wyjątkowy, ponieważ jemu zostały powierzone wyrocznie Boże. Jakież to wielkie, że niejeden z nas idzie do domu, a Słowo Boże zajmuje jego myśli. Rozważa je więc. Otwiera znowu Biblię, czyta i wnika, i modli się, i zasypia, i znowu się modli. To jest coś wyjątkowego! To oznacza, że Bóg powierza nam swoją wolę, poznanie Jego dróg. Lud Boży otrzymuje Słowo Boże, by je zwiastować innym, by ogłaszać Boże wyroki. Jeśli ktoś ma pójść do grzesznika żyjącego w zatwardziałości serca i w grzechu, i ogłosić wolę Bożą, to ja albo ty! My mamy to zrobić, bo jesteśmy ustami Bożymi na tej ziemi! Kościół reprezentuje Królestwo Boże tutaj na ziemi i to jest to, co czyni nas wyjątkowymi. To jest to, co sprawia, że możemy powiedzieć tak, jak Żydom w tamtym okresie apostoł Paweł powiedział: „Czymże więc góruje Żyd? Albo co za pożytek jest z obrzezania? Wielki pod każdym względem”. Chyba że ktoś w sposób zewnętrzny podejdzie do sprawy i powie: „Ja jestem wierzący, jestem w zborze, już się ochrzciłem, więc czemu ty się mnie bracie czepiasz, czego ty jeszcze chcesz ode mnie?”

Czytamy dalej od trzeciego wersetu: „Bo co z tego, że niektórzy nie uwierzyli? Czyż niewierność ich zniweczy wierność Bożą? Z pewnością nie! Wszak Bóg jest wierny, a każdy człowiek jest kłamcą, jak napisano: Abyś się okazał sprawiedliwym w słowach swoich i zwyciężył, gdy będziesz sądzony”.

Mamy tutaj bardzo ciekawą myśl odnośnie tego, co nieraz tak nas gnębi w głębi duszy, mianowicie to: Jak kiedyś w narodzie żydowskim, tak też teraz, w dzisiejszym chrześcijaństwie, może dochodzić do tego, że jednostki, poszczególni ludzie lub grupy ludzi, okazują się niewierni. Po prostu, nie są tacy, jak Bóg by sobie życzył. Czasami to, co widzimy u ludzi, może zachwiać naszymi podstawami wiary w odniesieniu do samego Boga. To co tu czytamy pokazuje wszakże, że niewierność i zawodność człowieka nie niweczy wierności Bożej. Bóg dalej niezmiennie jest Sobą.

Izrael zawiódł, to prawda. Nie spełnił warunków przymierza z Bogiem. Poszczególni ludzie, królowie, plemiona, pokolenia – zawiedli. W jednym z Psalmów jest napisane, że „zawiedli jak łuk obwisły”. Jeżeli łuk jest sprawny i cięciwa jest jak trzeba, to strzała poleci do celu. Ale jeżeli cięciwa jest luźna, to nie da się z tego łuku wystrzelić strzały. Bóg chciał, żeby Izrael pokazał Jego chwałę, ale oni zawiedli. Jednak cóż z tego, że zawiedli? Czyż Bóg przestał być Bogiem w związku z tym, że Izrael zawiódł? Nie, Bóg nie przestał być Bogiem. Bóg nie był i nie jest tworem ludzkim, by zależeć od postawy ludzi. Gdyby był wymysłem ludzkim, to Jego obraz zależałby od tego, jak ludzie będą się zachowywać. Ciśnie mi się tu porównanie do komunizmu. W związku z tym, że komunizm był tworem ludzkim, to od ludzi zależał. I co z niego wyszło? Ludzie go stworzyli i ludzie pokazali, że jest taki, jak oni. Wszystko się rozpadło. Gdy dzisiaj śmiejemy się z komunizmu, to śmiejemy się z samych siebie.

Gdyby Bóg był tworem ludzkim, wymysłem Izraela, a widzimy, że Izrael wielokrotnie zawiódł, to i Bóg straciłby blask. Nie! Bóg nie jest wynikiem działalności człowieka i ludzka słabość nie zniweczy Boga. „Co z tego, że niektórzy nie uwierzyli? Czyż niewierność ich zniweczy wierność Bożą?” Nie, absolutnie nie.

Jest tu jednak pewne niebezpieczeństwo, polegające na tym, że ktoś z nas może patrzeć i myśleć o Bogu przez pryzmat postaw i zachowania ludzi z Kościoła. Wtedy może się zachwiać w wierze. Gdy zobaczy, że jakiś brat, wielki człowiek, który bardzo jaśniał i błyszczał, zrobił coś okropnego, to może się zgorszyć. Słyszymy czasem, jak ktoś w takiej sytuacji twierdzi, że już nie wierzy w Boga, że to wszystko nie ma sensu. Słowo Boże porusza tu właśnie tę kwestię. To, że jakiś człowiek zawiódł, nie powinno w żaden sposób zmieniać naszego patrzenia na Boga.

Cóż z tego, że niektórzy zawiedli? Ich niewierność nie zniweczy wierności Bożej. Cóż z tego, że niektórzy pomimo przynależności do Kościoła zawiedli, nie uwierzyli, okazali się niewierni, fałszywi? Bóg jest nadal wierny i godny zaufania, jaśniejący i wspaniałomyślny! Nic a nic się nie zmienił!

Chociaż byśmy wszyscy pewnego dnia przestali wierzyć, Bóg nie straci na tym nawet w najmniejszym procencie. Zostanie zawsze ten sam, na tronie chwały! Taki jest nasz Bóg. Wina leży wyłącznie po stronie człowieka. Jest tu napisane: „Wszak Bóg jest wierny, a każdy człowiek jest kłamcą”.

Jeżeli gdzieś następuje jakieś pęknięcie w tej relacji, jeżeli w obrazie Kościoła następuje coś złego, to wina leży po stronie człowieka. Chociaż ludzie ośmielają się sadzać Boga na ławie oskarżonych, chociaż rozczarowują się Nim, mówią, że ich zawiódł – napisane jest, że „Bóg jest wierny, a każdy człowiek jest kłamcą, jak napisano: Abyś się okazał sprawiedliwym w słowach swoich i zwyciężył, gdy będziesz sądzony”.

Będziesz sądzony, o Boże. Ludzie są tacy naiwni i niemądrzy, że biorą się za Boga i próbują Go sądzić. Nie mają bojaźni Bożej. Nie rozumieją, że Bóg jest zawsze ten sam, niezmienny. Wcale nie chodzi o to, żeby Bóg zwyciężył w tym pojęciu, żeby się okazał silniejszy i mądrzejszy, bo w tym sensie On zawsze zwycięża i w każdej chwili może to pokazać. Nie jest to dla Niego problemem, żeby w jednej chwili zapędzić w kozi róg wszystkich agnostyków, ateistów i filozofów razem wziętych.

Pan Jezus dał pewną próbkę tego, jak potrafi to robić. Kiedy faryzeusze chcieli Go zagiąć i spytali, czy należy płacić podatek cesarzowi, czy nie, Jezus kazał sobie podać monetę i spytał, czyj wizerunek widzą na niej. Odpowiedzieli, że cesarski. Na co Pan odrzekł, aby oddawali cesarzowi, co cesarskie, a Bogu, co boskie. I już nie mogli ani słowa więcej powiedzieć. Kilkakrotnie napisane jest, że Pan Jezus mówił tak, jak nikt przedtem nie mówił. Była to zaledwie próbka tego, że On jest w stanie wszystkich intelektualnie zwyciężyć. Piłat rzekł mu: „Czy wiesz, że mogę cię uwięzić lub cię uśmiercić?” Jezus odpowiedział Mu wtedy: „Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci to nie było dane z góry” [Jn 19,11]. Jeśliby tylko zechciał, to Ojciec wystawiłby Mu dwanaście legionów aniołów. W jednym momencie cały Rzym i Piłat zostaliby zmieceni z powierzchni ziemi.

Mógłby i w tym sensie zwyciężyć, ale Panu naszemu nie chodzi o tego rodzaju zwycięstwo. Chodzi Mu o coś innego. Oby w naszych sercach On zwyciężył! Jest to ważna i podstawowa myśl z tego fragmentu, który rozważamy. Jest tu napisane „i zwyciężył, gdy będziesz sądzony”.

Gdy kiedyś w naszym sercu, w najskrytszych zakamarkach, będziemy sobie stawiać pytanie, jaki naprawdę jest Bóg, to żeby On zwyciężył w naszym sercu, abyśmy niezależnie od tego, co inni ludzie, czy nasze własne uczucia  nam mówią, abyśmy całym sercem byli przekonani, że Bóg jest wierny, sprawiedliwy, dobry, godzien chwały, niezależnie od tego, co się dzieje wokoło. Chodzi właśnie o to, żeby chrześcijanin nie chwiał się w głębi serca, gdy przychodzą jakieś zmienne okoliczności i diabeł zaczyna nam szeptać, byśmy dali sobie spokój z Bogiem i z wiarą w Niego.

Jeśli bowiem nasza nieprawość uwydatnia sprawiedliwość Bożą, to cóż powiemy? Czyż Bóg jest niesprawiedliwy, gdy gniew wywiera? Po ludzku mówię. Z pewnością nie! Bo jak Bóg ma sądzić ten świat? Jeśli przez moje kłamstwo prawda Boża tym bardziej przyczynia się do chwały jego, to dlaczego jeszcze i ja miałbym być sądzony jako grzesznik? I czyż jest tak, jak nas spotwarzają i jak niektórzy powiadają, że my mówimy: Czyńmy złe, aby przyszło dobre? Potępienie takich jest sprawiedliwe” (w. 5-8).

Nadal w kontekście żydostwa, narodu wybranego, który w swoim zadufaniu tak mocno się oparł na zewnętrznych oznakach przynależności do przymierza Bożego, że aż się rozminął w ogóle z wolą Bożą, apostoł Paweł porusza kwestię, że osąd człowieka czasem nabiera cech relatywizmu, że jest on często zależny od okoliczności, od sytuacji. To jedynie zdaniem człowieka, Bóg w jednej sytuacji mógłby mówić, że coś jest złe, a w odniesieniu do drugiego człowieka, że to samo jest dobre.

Boży osąd człowieka nigdy nie jest relatywny. To ludzka logika podpowiada nam, że jeżeli Bóg niejako zyskuje, gdy my okazujemy się niewierni i zawodni, to Bóg powinien pobłażliwie nas potraktować. „Jeśli bowiem nasza nieprawość uwydatnia sprawiedliwość Bożą, to cóż powiemy? Czyż Bóg jest niesprawiedliwy, gdy gniew wywiera? (..) Jeśli przez moje kłamstwo prawda Boża tym bardziej przyczynia się do chwały jego, to dlaczego jeszcze i ja miałbym być sądzony jako grzesznik?” To, że ja okazałem się niewierny, zawodny, uwydatnia to, że Bóg nadal jest wierny. Wobec tego, tak naprawdę moja niewierność nie jest aż taka zła. Dzięki temu Bóg może pokazać, że jest wierny.

Jeśli mąż biega wokół swojej żony, chucha, dmucha, kwiatki przynosi, cóż to za wielka sztuka, że żona jest mu wierna. Jeśli jednak jej mąż to łobuz, flirtuje z innymi i nie wraca na noc, a ona pięć razy kolację podgrzewa, modli się o niego, jest wierna, odgania zaloty innych, to ludzie podziwiają ją i mówią, że on nie jest jej wart. Jego niewierność uwydatnia jej wierność, jej szlachetność podnosi aż pod niebiosa!

Ludzka logika podpowiada nam, że tak naprawdę Bóg zyskuje, gdy my sobie rozmaite złe rzeczy robimy, a On dalej nas kocha. Zawsze nas kocha. Nieprawość człowieka nie jest wcale takim wielkim złem, bo stanowi kontrast dla sprawiedliwości Bożej i tę Bożą dobroć uwydatnia. Tak mówi nasz rozum, ale Słowo Boże powiada, że niezależnie od tej ludzkiej logiki, Bóg jest sprawiedliwy, gdy gniew wywiera. Słusznie gniew wywiera, obojętnie kto staje się przedmiotem tego gniewu, czy Żyd, przynależący do ludu Bożego, czy poganin, który nie jest w obrębie ludu Bożego.

Bóg nie jest uwikłany w jakieś układy z Żydami, że wobec nich będzie stosował taryfę ulgową, ponieważ ich wybrał. Tak samo jeśli chodzi o Kościół, o ciebie i o mnie. To, że Bóg przyjął nas w Chrystusie, przebaczył nam wszystkie nasze grzechy, że okazał nam łaskę, wcale nie oznacza, że wobec tego możemy się zachowywać jak duchowe pupile i sobie łobuzować, a mimo to Bóg będzie nas zawsze głaskał po główce.

Bóg słusznie gniew wywiera. Nie stosuje taryfy ulgowej. Wszystkich traktuje jednakowo. Nie ma żadnych ulubieńców! Każdego rozliczy według jego uczynków. Gdyby można było Bogu zarzucić relatywizm, że różne osoby traktuje w różny sposób, to jak Bóg mógłby sądzić świat? Tylko w taki sposób, że z każdym będzie jednakowo postępował. Jego sprawiedliwość tego wymaga, by rozliczać się z każdym jednakowo, według tej samej zasady swojej sprawiedliwości, a nie jakiegoś relatywizmu.

Cały ten list i nauczanie apostolskie jest przesiąknięte łaską Bożą i ta łaska Boża w najmniejszym stopniu nie stanowi przyzwolenia na czynienie grzechu. Niektórzy przeciwnicy zarzucają tu apostołowi Pawłowi, że on, mówiąc tak wiele o tej łasce, daje przyzwolenie ludziom na grzech. Mówi: „I czyż jest tak, jak nas spotwarzają i jak niektórzy powiadają, że my mówimy: Czyńmy złe, aby przyszło dobre? Potępienie takich jest sprawiedliwe”.  O nie, ewangelia nie pozwala nam myśleć, że z racji tego, żeśmy uwierzyli, mamy u Boga jakąś taryfę ulgową. Nie mamy. Karą za grzech jest śmierć. Nie ma odpuszczenia bez przelania krwi. Jak dobrze, że możemy powiedzieć, że jest ktoś, kto bierze nasz ciężar na Siebie, kto przelewa Swą krew za nas, ale to wcale nie znaczy, że  jest tu stosowana jakaś taryfa ulgowa. Nie ma taryfy ulgowej! Pełna kara za nasz grzech została zapłacona!

Od 9. wersetu będziemy się zajmować takim fragmentem, który pokazuje świat bez Chrystusa, świat, który jest pod mocą grzechu. Wszystko jedno, czy są to ludzie, którzy zewnętrznie należą do Izraela, czy też nie, jeżeli są bez Chrystusa, to w sensie duchowym są częścią świata. Zgłębimy to bardziej, gdy zaczniemy rozważać 7. rozdział. Pamiętajmy, że nie wolno nam oprzeć się na zewnętrznej przynależności. Nie daje nam to żadnego wyjątkowego traktowania przez Boga.

Myślmy o Bogu tak, aby zawodność jakichś ludzi, którzy być może w jakimś okresie naszego życia wiele dla nas znaczyli, aby ich złe zachowanie nie zniweczyło naszej pewności, co do wierności Bożej. Uważajmy na to, by czasem nie stało się tak, że postępowanie jakiegoś brata lub siostry zachwieje podstawami naszej wiary, bo przecież Bóg jest niezmiennie wierny, sprawiedliwy i wspaniały. Chodzi o to, abyśmy w głębi naszego serca rozsądzali to, jaki Bóg jest naprawdę, ażeby On zwyciężył, żebyśmy nie pozwolili diabłu, naszemu wrogowi, podważyć tego świętego, czystego, doskonałego obrazu naszego Boga. Jest to sprawa fundamentalna.  (cdn.)