Boże, moja mamusiu... |
Autor: Paweł Sochacki | |||
czwartek, 28 listopada 2013 00:00 | |||
Od dłuższego już czasu zauważam wśród ludzi wierzących w Chrystusa specyficzne, by nie powiedzieć osobliwe, postrzeganie osoby Boga. Bóg, który ma spełniać w naszym życiu rolę duchowej mamusi. Bóg, który ma nas przytulać, głaskać, nosić i rozczulać się nad nami. Bóg, który ma nam poprawić szalik przed wyjściem z domu, sprawdzić czy przypadkiem nie zapomnieliśmy drugiego śniadania i troskliwym głosem ostrzegać abyśmy nie biegali, gdyż możemy się przeziębić. Bóg, który głaszcze nas po głowie i daje całusa na dobranoc życząc kolorowych snów, a potem jeszcze spogląda czy już śpimy i czy nie trzeba nam przypadkiem poprawić kołderki. Przywiązanie do takiego myślenia widać m.in. w popularności niektórych pieśni śpiewanych podczas nabożeństw. Powtarzają się w nich zwroty: przytul mnie, obejmij,chwyć mnie, nieś mnie. Jednym słowem: spraw abym poczuł się dobrze, lepiej, cudownie. Natomiast pieśni gdzie Chrystus jest Panem ponad wszelką nadziemską władzą i zwierzchnością, zwycięzcą nad wszelką potęgą wroga, sprawiedliwym sędzią, gdzie Bóg jest potężny i groźny w gronie świętych, a święta krew Jezusa i moc zmartwychwstania stoją w centrum nie są już podstawą uwielbienia, a raczej zaczynają stanowić jego margines. Przez brak równowagi pomiędzy Bogiem łaskawym i jednocześnie sprawiedliwym, miłującym i jednocześnie wywyższonym, Kościół niebezpiecznie zbliża się do miejsca, gdzie Bóg ma być przede wszystkim dla nas, ma zapewnić nam pełne zadowolenie i dobre samopoczucie, sprawić abyśmy czuli się kochani i akceptowani takimi jakimi jesteśmy.Żadnych wymagań, żadnych zobowiązań, żadnych nakazów. Jego podstawowym zadaniem jest dostarczyć nam wyjątkowych przeżyć emocjonalnych, a gdy nam jest źle zająć się nami i naszymi uczuciami. Gdy tego nie doświadczamy czujemy się niekochani, odrzuceni, rozczarowani Bogiem i zborem. Ale taki stan rozczarowania jest wręcz nieuniknioną konsekwencją kreowania obrazu Boga, który ma w naszym życiu pełnić przede wszystkim rolę „duchowej mamusi”. W momencie nowego narodzenia Bóg staje się naszym Ojcem a my - jego dziećmi. „Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga.” (Jan 1, 12-13). Mówi nam to o bliskiej relacji z Bogiem do której zostaliśmy zaproszeni dzięki wierze w śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Ta relacja jest rzeczywistością, której doświadczamy. Jest ona pełna pięknych przeżyć, znaczących rozmów a nawet - słodkich tajemnic. Bóg daje nam również swojego Duch Świętego. „Wszak nie wzięliście ducha niewoli, by znowu ulegać bojaźni, lecz wzięliście ducha synostwa, w którym wołamy: Abba, Ojcze!” (Rz 8,15). Obecność Duch Świętego w osobistym życiu i w Kościele dostarcza nam niezwykłych duchowych doświadczeń, które dotykają również naszych emocji. Zawsze jednak powinniśmy pamiętać, że doznania emocjonalne czy duchowe nie stanowią sedna i istoty działania Ducha Świętego. Duch Święty został nam dany abyśmy byli w stanie wypełnić w naszym życiu wszelkie zobowiązania, nakazy i polecenia wypływające z Bożej woli. W chrześcijańskim życiu nie chodzi przecież o nasze dobre samopoczucie ale o Jego chwałę. Nie chodzi o spełnienie moich marzeń, ale Jego woli. Nie chodzi o moje zadowolenie ale o zadowolenie Jego. Pismo wzywa nas: „Dochodźcie tego, co jest miłe Panu.” (Efez. 5:10). Dlatego Pan Jezus wzywał i ciągle wzywa swoich wyznawców; „Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie.” (Łuk 9,23). Zaprzeć się samego siebie oznacza powiedzenie zdecydowanego nie swoim cielesnym pragnieniom, oczekiwaniom, marzeniom. Oznacza odwracanie myśli od siebie samego, swoich potrzeb i kierowanie ich ku Bogu i Jego woli. „A tak, jeśliście wzbudzeni z Chrystusem, tego co w górze szukajcie, gdzie siedzi Chrystus po prawicy Bożej; O tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi.” (Kol. 3:1-2). Dopóki my sami i nasze potrzeby są w centrum, dopóty Bóg pozostaje naszym sługą, autoryzowanym serwisem a coraz częściej także duchową mamusią. Niesienie krzyża oznaczało jedno - idę na śmierć, idę umrzeć, nie ma od tego odwrotu. Ta wyrazista ilustracja mówi nam o umieraniu naszego ja, umieraniu wszystkiego co nie jest Boże w nas. Mówi też o najwyższej cenie jaką będziemy musieli za to umieranie zapłacić. Jeśli mamy być prawdziwie uczniami Chrystusa, krzyż nie może być jedynie sentymentalnym symbolem ale musi stać się realnym doświadczeniem. Czytając biblijne opisy objawień Boga trudno nie zauważyć ich cech wspólnych. Bóg zawsze jest PANEM, KRÓLEM, ZWYCIĘZCĄ. Uderza niezwykły majestat, potęga, chwała i moc Jego osoby. Bóg jest na tronie a wszystko inne znajduje się poniżej. „W roku śmierci króla Uzjasza widziałem Pana siedzącego na tronie wysokim i wyniosłym, a kraj jego szaty wypełniał świątynię. Jego orszak stanowiły serafy, z których każdy miał po sześć skrzydeł, dwoma zakrywał swoją twarz, dwoma zakrywał swoje nogi i na dwóch latał. I wołał jeden do drugiego: Święty, Święty, Święty jest Pan Zastępów! Pełna jest wszystka ziemia chwały jego. I zatrzęsły się progi w posadach od tego potężnego głosu, a przybytek napełnił się dymem. I rzekłem: Biada mi! Zginąłem, bo jestem człowiekiem nieczystych warg i mieszkam pośród ludu nieczystych warg, gdyż moje oczy widziały Króla, Pana Zastępów. (Izaj. 6:1-5). Kreowanie wizerunku Boga - mamusi, zachęcającego abyśmy przytulali się do niego gdy nam jest źle, niczego nie zmienia w naszym życiu i nie rozwiązuje istoty naszych problemów i zmagań poza chwilowym poczuciem ulgi. Nasze rzeczywiste problemy może rozwiązać tylko zwycięski i realny Jezus zasiadający jako Pan i Król po prawica Ojca w niebiosach. Dlatego apostoł Paweł z całą gorliwością modlił się o wierzących: „Aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam Ducha mądrości i objawienia ku poznaniu jego, i oświecił oczy serca waszego, abyście wiedzieli, jaka jest nadzieja, do której was powołał, i jakie bogactwo chwały jest udziałem świętych w dziedzictwie jego, i jak nadzwyczajna jest wielkość mocy jego wobec nas, którzy wierzymy dzięki działaniu przemożnej siły jego, jaką okazał w Chrystusie, gdy wzbudził go z martwych i posadził po prawicy swojej w niebie ponad wszelką nadziemską władzą i zwierzchnością, i mocą, i panowaniem, i wszelkim imieniem, jakie może być wymienione, nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym.” (Efez. 1:17-21). Budujmy w naszym życiu wizerunek miłującego Boga pełnego nadzwyczajnej mocy, przemożnej siły oraz Jezusa mającego wszelki autorytet na niebie, na ziemi i pod ziemią.
|