Moda, to „zwyczaj, obyczaj przejściowy, zmienny, przeciwstawiający się dotychczasowej tradycji w danej dziedzinie”. (Słownik Języka Polskiego PWN) Istnieje moda na styl ubierania się, fryzury, potrawy, zajęcia rekreacyjne,... Można w nieskończoność wymieniać, co jest aktualnie modne. Jak widzimy, jest to obyczaj przejściowy, który przeciwstawia się dotychczasowym trendom. Mówimy, że coś weszło w modę lub z niej wyszło, albo, że coś jest ostatnim krzykiem mody.
Z niepokojem obserwuję pojawiające się mody w chrześcijaństwie, nie ubioru, lecz pobożności. Są to zjawiska przejściowe, lecz w momencie pojawiania się, są traktowane, jak „panaceum” na brak rozwoju kościołów, są ogłaszane, jako objawienia jedynej drogi prowadzącej do przebudzenia. Lecz, jak wszystko co jest modne, istnieje chwilowo i ustępuje miejsca nowym zwyczajom.
Żyję już dość długo na tym doczesnym świecie i jestem świadomie wierzącym chrześcijaninem prawie pół wieku, więc sporo widziałem. Chciałbym teraz zwrócić uwagę na odradzające się zamiłowanie do mesjaństwa.
Oczywiście nie kwestionuję mesjaństwa Chrystusa, ponieważ Biblia bardzo wyraźnie wskazuje, na ten charakter Jego służby. Jezus stał się ucieleśnieniem storotestamentowych zapowiedzi o Mesjaszu, jaki miał przyjść, aby wypełnić obietnice Boga wobec wszystkich ludzi.
Samo określenie Mesjasz wywodzi się od hebrajskiego czasownika „pomazać”, „namaścić” i odnosiło się w Starym Testamencie do kapłanów, królów i innych postaci, wybranych przez Boga do szczególnych zadań. Bezpośrednie odniesienie do Chrystusa znajdujemy najwyraźniej w księdze Daniela, proroka, który otrzymał wizję chronologii Bożego planu wybawienia ludzi z wszystkich narodów, a nie jedynie z Izraela. Bóg wyjaśnił Danielowi znaczenie tej wizji mówiąc: „Przeto wiedz i zrozum: Odkąd objawiło się słowo o ponownej odbudowie Jeruzalemu aż do Pomazańca-Księcia jest siedem tygodni, w ciągu sześćdziesięciu dwu tygodni znowu będzie odbudowane z rynkiem i rowami miejskimi; a będą to ciężkie czasy. A po sześćdziesięciu dwóch tygodniach Pomazaniec będzie zabity i nie będzie go;...” (Dan. 9:25,26)
Ewangelista Jan opisuje pierwszych uczniów Pana Jezusa, którzy rozpoznali w Nim Mesjasza – „Ten spotkał najpierw Szymona, brata swego, i rzekł do niego: Znaleźliśmy Mesjasza (to znaczy: Chrystusa).” (Jan 1:41) Hebrajskie określenie Mesjasz znaczy dokładnie to samo co greckie Chrystus, czyli „Pomazaniec” Podobnie stało się przy studni w miasteczku Sychar, gdy Jezus rozmawiał z samarytanką, ona Mu wyznała: „Wiem, że przyjdzie Mesjasz (to znaczy Chrystus); gdy On przyjdzie, wszystko nam oznajmi.” (Jan 4:25)
Skoro Mesjasz znaczy to samo co Chrystus, to czy nauczanie, że używanie hebrajskiego określenia, jest bardziej poprawne? Absolutnie nie!
Ale istnieje moda na nazywanie Jezusa „Jeszua” a nawet pełniej „ Jeszua HaMaszijach”, zamiast po polsku „Jezus Chrystus”. Nie ma w tym nic z herezji, ale najgorsze jest to, iż uważa się takie zwracanie się do Jezusa za właściwsze, jakoby Chrystus nie rozumiał, gdy mówimy do Niego w naszym ojczystym języku. No, bo jak można inaczej zrozumieć nakłanianie do używania hebrajskich określników.
Zwolennicy takiego nazywania Jezusa uważają się za bardziej biblijnych, nie tylko przez samo nazewnictwo, lecz kopiowanie żydowskich, starotestamentowych zwyczajów. Przypomina mi to moją wizytę w Jerozolimie, gdy wszedłem do jednego z kościołów mesjańskich chrześcijan. Podczas nabożeństwa biegano z flagami dookoła sali, dodatkiem do tej liturgii było pląsanie, a to wszystko wyglądało dość zabawnie, gdyż prowadzący to zgromadzenie w centrum Jerozolimy, chcieli pokazać rodowitym Żydom, jak należy po żydowsku chwalić Boga.
Gdy obserwuję, jak w Polsce próbuje się robić to samo, to zastanawiam się, czy zwolennicy Jeszua HaMeszijach znają Nowy Testament?
Kościół jest tworem Jezusa Chrystusa, jest Jego Ciałem, jednym dla wszystkich wierzących. Na początku chrześcijaństwa istniał wyraźny podział na judeo-chrześcijan i tych z Greków. Lecz Apostoł Paweł napisał do wierzących w tamtych czasach „Ale teraz wy, którzy niegdyś byliście dalecy, staliście się w Chrystusie Jezusie bliscy przez krew Chrystusową. Albowiem On jest pokojem naszym, On sprawił, że z dwojga jedność powstała, i zburzył w ciele swoim stojącą pośrodku przegrodę z muru nieprzyjaźni, On zniósł zakon przykazań i przepisów, aby czyniąc pokój, stworzyć w sobie samym z dwóch jednego nowego człowieka i pojednać obydwóch z Bogiem w jednym ciele przez krzyż, zniweczywszy na nim nieprzyjaźń.” (Efez. 2:13-16)
Nie ma już podziału, nie ma obchodzenia świąt i obyczajów, które były jedynie cieniem. Dlatego Paweł pisząc również na ten temat do Kolosan pokazał, że nie musimy już powracać do tego, co przeminęło, gdyż „wszystko to są tylko cienie rzeczy przyszłych; rzeczywistością natomiast jest Chrystus.” (Kol. 2:17) Dlatego uważam, że jeśli mamy rzeczywistość, którą jest Chrystus, powracanie do cieni, jest nietaktem. A swoją drogą, dlaczego Paweł, będąc Hebrajczykiem nie nazywał Chrystusa „HaMeszijach”, tylko zwyczajnie po grecku „Pomazaniec”, natomiast my po polsku mówimy „Chrystus”.
Uważam też, że ta moda jest niczym innym, jak ponownym odbudowywaniem przegrody, która w Chrystusie została zburzona. A to jest już poważniejsza sprawa, to nie tylko moda, lecz nieposłuszeństwo wobec Bożego Słowa i dzieła, jakie Jezus spełnił swoją śmiercią na krzyżu.
W Bożym Królestwie jesteśmy już jednym ludem, jak powiedział apostoł Piotr: „Ale wy jesteście rodem wybranym, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym, abyście rozgłaszali cnoty tego, który was powołał z ciemności do cudownej swojej światłości.” (1 Ptr. 2:9)
O Jezusie jest powiedziane, że „prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, przyszła na świat.” (Jan 1:9) Powracanie znów do cieni, jest kierunkiem odwrotnym, gdyż naszym celem jest chodzenie w światłości, zgodnie ze słowami Jezusa: „Ja jestem światłością świata; kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość żywota.” (Jan 8:12)
Wolność w Chrystusie, to również wolność od tego, co nie było w stanie wyzwolić ludzi od grzechu. Paweł napisał o wolności w Duchu Świętym, którą mamy dzięki ofierze Chrystusa, „albowiem czego zakon nie mógł dokonać, w czym był słaby z powodu ciała, tego dokonał Bóg: przez zesłanie Syna swego w postaci grzesznego ciała, ofiarując je za grzech, potępił grzech w ciele.” (Rzym. 8:3)
Wypełnianie nakazów Zakonu, jest powrotem do niewoli ciała.
|