Po co starsi ludzie w kościele? Drukuj Email
Autor: Biernacki Marian   
piątek, 10 maja 2019 10:00

W trakcie przygotowywania wykładu początkowych wersetów Drugiego Listu św. Pawła do Tymoteusza, naszła mnie silna myśl o potrzebie utrzymywania wielopokoleniowego charakteru wspólnoty chrześcijańskiej. W kulturze Zachodu od dawna obserwujemy dążenie młodych ludzi do jak najszybszego oddzielania się i zamieszkiwania na własną rękę, z dala od rodziców. Również w środowiskach chrześcijańskich zapanował trend do tworzenia w obrębie lokalnej społeczności tzw. kościołów dziecięcych, młodzieżowych, akademickich lub innych, skupiających ludzi o określonym stylu życia. Tymczasem chrześcijanin na każdym etapie swojego rozwoju i służby bardzo potrzebuje bliskiego towarzystwa braci i sióstr w różnym wieku. Pomiędzy ludźmi wierzącymi zróżnicowanymi wiekowo, ale i społecznie, z racji wspólnoty wiary w Chrystusa wytwarza się silna więź duchowa, która dla wszystkich ma niebagatelne znaczenie.

Zobaczmy to na przykładzie relacji, jakie łączyły apostoła Pawła z jego duchowym synem, Tymoteuszem. Pod względem wieku różnili się może tylko o niecałe dwadzieścia lat, lecz pod względem poznania Boga i doświadczenia w służbie, Paweł był dla Tymoteusza - jak dobry ojciec - prawdziwym autorytetem. Tymoteusz u boku apostoła Pawła uczył się posługi duchowej i nabierał pojęcia o tym, jak ma wyglądać chrześcijańskie życie w różnych jego aspektach. Zżyli się przy tym ze sobą do tego stopnia, że gdy nadeszła chwila rozstania, Tymoteusz nie był w stanie powstrzymać łez. Nawet tak zahartowany sługa Boży, jak Paweł, nie ukrywał tęsknoty za wzajemnym spotkaniem. Pragnę cię zobaczyć. Nie mogę zapomnieć twoich łez. Tęsknię więc za radością spotkania z tobą [2Tm 1,4]. Postaraj się przyjść do mnie jak najszybciej [2Tm 4,9] - pisał do Tymoteusza z Rzymu.

Ojciec Paweł nie cieszył się, że jego duchowy potomek został w Efezie wreszcie na swoim. Umiłowany syn Tymoteusz nie cieszył się, że ojca poniosło gdzieś na krańce świata i nie będzie się już wtrącał w jego nowoczesne metody prowadzenia kościoła. Wprost przeciwnie. Pragnęli razem służyć Bogu, czerpiąc od siebie nawzajem mądrość, zbudowanie i zachętę. Pamiętam ile dla mnie znaczył czas spędzany ze starszymi ode mnie w wierze braćmi z Gdańska. Chwil, gdy jako młodzieniec mogłem rozmawiać z sędziwym już wtedy pastorem Sergiuszem Waszkiewiczem, zrównoważonym i serdecznym Bolesławem Kudzinem, czy też płomiennym kaznodzieją Janem Krauze - tych chwil nie da się przecenić. Chłonąłem ich mądrość życiową, oddanie sprawie Bożej i prostotę. Chciałem jak oni służyć Chrystusowi Panu. Z drugiej strony, gdy jako dwudziestokilkuletni duszpasterz trafiłem do wiejskiego zboru składającego się niemal z samych wiekowych już braci i sióstr, widziałem radość na ich twarzach, że młody kaznodzieja z Gdańska zechciał do nich przyjechać na głęboką wieś, by im służyć. Młodzi chrześcijanie potrzebują starszych, a starsi młodych.

Dlaczego dzisiaj w wielu miejscach powstają zbory grupujące niemal wyłącznie ludzi młodych? Przecież nie dlatego, że młodzi bracia i siostry w Chrystusie uznali starsze osoby za niepotrzebne we wspólnocie Kościoła. W coś takiego nie mógłbym uwierzyć. Może więc dlatego, że gdzieś w rozpędzie życia i chęci szybkiego spełnienia najlepszych swoich marzeń o kościele, niektórym młodym liderom zabrakło świadomości, jakim skarbem wspólnoty chrześcijańskiej są starsi wiekiem i stażem członkowie zboru? Może gdzieś uleciało ich uwadze, że oddzielając się w celu zbudowania kościoła na miarę XXI wieku, niechcący sprawili przykrość braciom i siostrom służącym Bogu od czasów minionego stulecia?

Nie chcę powiedzieć, że zbór młodzieżowy to jakieś zło w kościele. Chcę jednakże w imieniu starszych osób poprosić młodych wiekiem wierzących, abyście nie zostawiali nas sobie samym, bo - jak Paweł Tymoteusza - tak my pragniemy widywać się z wami. Chcemy cieszyć się waszym zbawieniem i waszymi osiągnięciami w pracy dla Pana, ale też - przynajmniej od czasu do czasu - byłoby nam miło zobaczyć, że i wy cenicie sobie nasze towarzystwo. Potrzebujemy siebie nawzajem. Trzeba nam zadbać o utrzymanie wielopokoleniowego charakteru zboru. Trzeba tak organizować codzienne życie i działalność wspólnoty, aby dobrze się w niej czuły osoby z każdej grupy wiekowej.

Po co nam dzieci i młodzież w kościele? Aby starsi wiekiem chrześcijanie mieli komu przekazać  najlepszą swą wiedzę i doświadczenie w pracy Pańskiej. Aby sędziwi bracia cieszyli się widokiem dorastających następców w służbie. Aby wkładali na nich ręce i błogosławili świeżość ich podejścia do każdej dziedziny działalności Kościoła. Po co nam starsi ludzie w kościele? Ażeby nam mówić, że źle się ubieramy albo może marudzić, że za głośno gramy? Z pewnością nie po to, chociaż czasem i takie uwagi zdarzy się nam usłyszeć. Przede wszystkim wszakże potrzebujemy możliwie często i blisko przebywać w towarzystwie siwych głów po to, aby ochronić siebie samych przed duchową pychą i złudzeniem, że jakoby dopiero od nas zaczynał się w kraju kościół dobrze pojmowany i na czasie. Starsi ludzie w kościele są nam potrzebni, bo ich obecność umożliwia młodszym ćwiczenie się w uległości, do czego wzywa przecież Słowo Boże. Sędziwi chrześcijanie mają też być beneficjentami braterskiej troski i miłości młodszych wiekiem i stażem naśladowców Chrystusa.

Jako starszy już wiekiem chrześcijanin proszę: Nie zostawiajcie nas samych. Nie wyjeżdżajcie wciąż na konferencje i rozmaite imprezy, których coraz więcej w różnych częściach kraju. Bądźcie z nami na niedzielnym nabożeństwie. Ono może jest mniej atrakcyjne pod względem muzycznym i merytorycznym niż konferencja, na która jesteście zaproszeni, ale przecież i tutaj jest z nami Pan Jezus w Duchu Świętym. Nie zostawiajcie nas wciąż w ostatnią noc roku, byśmy w gronie starszych osób wchodzili w Nowy Rok. Pragniemy takie chwile przeżywać razem z wami. Pokażmy światu, że zbór chrześcijański funkcjonuje tak, jak kochająca się rodzina, w której czas z rodzicami lub dziadkami jest nie tylko wartościowy ale i piękny, a czas z dziećmi i wnukami to najsłodsze chwile, jakie mogą nam się zdarzyć pod słońcem.

Pisząc powyższe słowa dostałem e-mailową reklamę ze znamiennym  hasłem: "Siwe włosy to już przeszłość". Nieprawda. W kościele siwe włosy zawsze będą mile widziane i na czasie.