Pokój nad Izraelem! |
Autor: Mateusz Jakubowski | |||
wtorek, 20 listopada 2012 08:43 | |||
„Jeśli nie wierzycie, gdy wam mówiłem o ziemskich sprawach, jakże uwierzycie, gdy wam będę mówił o niebieskich?” (Ew. Jana 3:12) Na wstępie biblijnej narracji Stwórca uczynił niebo i ziemię. Nie czytamy zatem o stworzeniu etapowym, na przykład: „Bóg najpierw stworzył niebo, a potem ziemię”. Bóg po prostu stworzył „niebo i ziemię” w jednym i tym samym dziele stwórczym. Ujmując rzecz językiem ścisłym, mamy do czynienia z koniunkcją, to znaczy, że niebo nie może istnieć bez ziemi, a ziemia funkcjonować bez nieba, jeśli opis stworzenia ma być prawdą. Zatem w Bożym zamyśle te dwie sfery, choć tak od siebie oderwane, zawsze się przenikały oraz wzajemnie na siebie oddziaływały, tworząc pełnię Bożego dzieła. Choć ludzkie spojrzenie na tę kwestię wyraża się w westchnieniu Dawida: „jak wysoko jest niebo nad ziemią, tak wielka jest dobroć Boga” (Ps. 103:11), to jednak Jezus nauczył nas słów modlitwy: „jak w niebie, tak i na ziemi” (Ew. Mat. 6:10). Nadmieniony fakt ma konkretne implikacje. Kiedy czytamy Pismo Święte zauważamy, jak często Bóg ingerował w historię, nadając jej bieg zgodny z Jego zamysłem. Do dziś budzą nasz zachwyt spektakularnie wypełnione proroctwa, a nasza wiara się umacnia, kiedy archeologia dostarcza materiałów dowodowych potwierdzających historyczność miejsc i wydarzeń opisanych w Biblii. Chociaż pióro apostoła Jana około roku 90 po Chrystusie stawia ostatnią kropkę na kartach tej wspaniałej Księgi, to jednak, ku zaskoczeniu wielu chrześcijan, Boże działanie nie zwolniło tempa. Niebo i ziemia nadal się przenikają, a poza ziemską sceną akcja jest bardziej wartka niż ta, którą tak niebacznie śledzimy z naszej prywatnej widowni. Jezus z Nazaretu bardzo uczulał swoich uczniów na to, co działo się dookoła nich. Przy wielu okazjach nakłaniał ich do analizy prostych rzeczy i wydarzeń, jak upadek wieży w pobliżu Syloe (Ew. Łuk. 13:4) czy podróż Heroda Archelausa do cesarza Augusta do Rzymu (Ew. Łuk. 19:12). Ponieważ Bóg zaprojektował niebo i ziemię jako wzajemne dopełnienie, Jezus wielokrotnie odnosił się do zwykłych sytuacji, dopatrując się w nich niezwykłego Boga. Słuszne zatem jest pytanie apostołów, jakie zadali przy okazji pewnej rozmowy: „jaki będzie znak twego przyjścia i końca świata?” (Ew. Mat. 24:3). Słowo Boże dostarcza wyczerpującego opisu zjawisk, jakie będą miały miejsce zarówno na niebie jak i na ziemi, w czasach bezpośrednio poprzedzających powrót Mesjasza w chwale. Bóg nie odkrywa przed nami całej kurtyny przyszłości, abyśmy nie stali się chrześcijańskimi asekurantami, choć i tak nigdy nie brakowało ludzi twierdzących, że zaczną traktować chrześcijaństwo śmiertelnie poważnie dopiero wtedy, gdy pojawią się oznaki czasów końca. Boży cel skupia się zawsze na tym, aby nakierować człowieka na drogę wiodącą do zbawienia. Wobec tego należy mieć na względzie fakt, że mowa nieba nierzadko ubrana jest w szaty historii, a „jak w niebie, tak i na ziemi”. Jaki jest związek tego przydługawego wstępu z tytułem moich przemyśleń? Otóż bardzo pragnąłem nakreślić konieczność właściwego rozpoznania czasów, w jakich żyjemy, oraz wagę naszych postaw wobec okoliczności, przed którymi stajemy, zgodnie ze słowami Piotra: „jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności, jeżeli oczekujecie i pragniecie gorąco nastania dnia Bożego?” (2 Pt 3:11-12). A co ma z tym wspólnego Izrael? I tutaj przejdę do meritum. Od 10 grudnia 2010 roku coraz głośniej mówi się o tzw. Arabskiej Wiośnie. Terminem tym określa się ruchy ogólnonarodowe przejawiające się protestami społecznymi, eskalacją przemocy oraz konfliktami zbrojnymi w krajach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Cele takiego przebudzenia są rzecz jasna szczytne. Ludność jest niezadowolona z rosnącej inflacji, ciągłego bezrobocia, drastycznie niskiej stopy życiowej, braku podstawowej opieki zdrowotnej, wysokich cen żywności, autokratycznych reżimów i tym podobnych. Wobec powyższego zaczynają domagać się reform i w akcie sprzeciwu dochodzi do wystąpień społecznych. Z czasem owe protesty przybierają coraz gwałtowniejsze odcienie i przeradzają się w regularne starcia militarne. Zaledwie w 2010 roku gwałtowna fala arabskiego przebudzenia przetoczyła się przez Tunezję i Algierię, natomiast w roku 2011 dosięgła Egipt, Jordanię, Jemen, Libię, Oman, Sudan, Arabię Saudyjską, Liban, Syrię, Palestynę, Maroko, Dżibuti, Irak, Somalię, Bahrajn, Kuwejt i Saharę Zachodnią. W Libii Arabska Wiosna doprowadziła do zabicia przywódcy Muammara al-Kadafiego, w Tunezji do dymisji podał się prezydent Zin EL Abidin Ben Ali, a w Egipcie obalono prezydenta Hosniego Mubaraka. Ilu z nas, oglądając relacje telewizyjne, słuchając audycji radiowych bądź czytając artykuły prasowe poświęcone zamieszkom na Bliskim Wschodzie – ilu z nas po cichu kibicowało rebeliantom, gdyż na podstawie naszych bardzo szczątkowych informacji właśnie im oddawaliśmy sprawiedliwość? Ilu z nas pomyliło demokrację ze zwykłym populizmem? Obecnie okazuje się, że choć na piedestale przeprowadzanych reform stawiano dobro wszystkich obywateli, wiele wskazuje na to, że w nowych strukturach władz dominującą rolę odgrywać będą islamiści, a naszym braciom i siostrom w Chrystusie coraz bardziej zacieśnia się pętla wokół szyi. Zaledwie tydzień temu odbywał się Międzynarodowy Dzień Modlitwy o prześladowanych chrześcijan – to właśnie w „zreformowanych” krajach oficjalne wystąpienia przeciwko wierzącym w Chrystusa stają się coraz brutalniejsze i gwałtowniejsze. W moim rozumieniu Słowa Bożego, obecne „reformy” stanowią zaledwie preludium do tego, co niebawem nastanie. W chwili, gdy wpisuję te słowa do klawiatury, na portalach internetowych mnożą się coraz to świeższe doniesienia ze Strefy Gazy. Kolejne rakiety spadają na Jerozolimę, Miasto Pokoju. Zaczynają wyć syreny ostrzegawcze, ludzie w panice kładą się na miejskich chodnikach. Chociaż wiele objawień apokaliptycznych doczekało się dziesiątek interpretacji, dość wymowną jest przepowiednia mówiąca o tym, że wiele narodów wyruszy do walki z Izraelem w dolinie Megiddo (Ap. 16:16, 20:8). Czyż nie genialnym powodem byłaby właśnie śmiertelna ideologiczna nienawiść muzułmanów do Żydów? I czy Wiosna Arabska, choć pod zgrabnym przykryciem, nie jest przygotowaniem podłoża pod zniszczenie Narodu Wybranego? Nawet w krajach tzw. chrześcijańskich dominuje już wrogość względem Izraela. Na portalach społecznościowych triumfuje antysemityzm, a granica pomiędzy historyczną sprawiedliwością a zwykłą głupotą przekraczana jest z niewiarygodną nonszalancją. Najbardziej smuci mnie fakt, że wiele osób nie zauważa poważnej nieścisłości pomiędzy noszeniem Jezusa-Żyda na szyi, wiarą w cudowne poczęcie z matki-Żydówki, czy traktowaniem Maryi-Żydówki jako królową Polski, a pragnieniem unicestwienia Narodu Wybranego przez Boga i życzeniem śmierci każdemu Izraelicie. Możesz postawić dość rozsądne pytanie: „co to ma wspólnego ze mną?”. Ośmielę się twierdzić, że bardzo wiele. Słowo Boże uczy, że miernikiem naszej miłości do Boga jest przestrzeganie Jego przykazań. W I Księdze Mojżeszowej Bóg powiedział do Izraela: „ I będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę; i będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi.” (I Moj. 12.3). Chcesz być błogosławiony przez Boga? Masz do tego niewiarygodnie prostą receptę! Na przeszkodzie stoi tylko twoje lenistwo, brak czasu na modlitwę i wiecznie ważniejsze sprawy. Znam to z autopsji. Jednak Pismo Święte wielokrotnie nakłania nas, abyśmy zanosili modlitwy za Naród Wybrany, szczególnie teraz, gdy obserwujemy nasilenie konfliktów militarnych oraz wypełnianie się biblijnych przepowiedni. Być może nie posiadam zadowalającej odpowiedzi, dlaczego akurat Izrael. Posłużę się jednak pewną analogią: kiedy mam zbadać grunt budowlany, na którym ma stanąć drapacz chmur, nie poddaję badaniu całego podłoża, lecz pobieram pewną reprezentatywną objętość zwaną próbką, którą następnie mogę przeanalizować w uczelnianym laboratorium. Na podstawie wyników badań owej stosunkowo niewielkiej próbki przesądzam o parametrach tysięcy ton gruntu. Wyobraźmy sobie morze. Wodą z tego morza napełniamy probówkę – ta woda ma zostać przebadana i posłuży do eksperymentów. Wynik tych badań daje obraz składu chemicznego całego akwenu. Tak jest z Izraelem: Bóg wydobywa maleńki Izrael z morza narodów, aby na jego przykładzie pokazać to, co obowiązuje wszystkich. Mówi przez to: „Tak jak postępuję wobec tego narodu – taki jestem. Po tym poznacie mnie – taki jestem dla wszystkich”. Bóg wybrał naród izraelski, aby dać się poznać światu, a my, jako chrześcijanie, powinniśmy ich błogosławić w Imieniu Pańskim. Wszak jesteśmy zaledwie gałązkami z dzikiego drzewa oliwnego. I to nie my dźwigamy korzeń, ale korzeń dźwiga nas (Rz. 11:17-18). Pokój nad Izraelem! (Ps.125:5)
|