Upewnijmy się więc w tej sprawie. Czy pragniemy społeczności z ludźmi odrodzonymi z Ducha Świętego na tyle, że - jak pierwsi chrześcijanie - chcielibyśmy widywać się z nimi codziennie? Wykorzystujemy w swoim zborze każdą możliwość bycia razem i budowania się wzajemnie? Lubimy spędzać wolny czas w towarzystwie świętych i tak planujemy nasz wypoczynek, aby jak najwięcej dni być razem z nimi? Jeśli tak jest, jeżeli szczerze żywimy taką potrzebę, to znaczy, że jesteśmy na właściwej drodze. Składamy w ten sposób bardzo dobre świadectwo wiary. Pan powiedział: Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie [Jn 13,35]. Prawdziwa miłość chce bliskiej społeczności z innymi uczniami Jezusa.
A co, gdy odkryjemy w sobie takie objawy, że równie dobrze, a nawet lepiej czujemy się w świeckim towarzystwie? Czy możemy uznać to za normalne, że młody chrześcijanin na koncercie bezbożnego zespołu lub w dyskotece czuje się tak samo świetnie, jak podczas niedzielnego uwielbiania w kościele? Co robić, gdy urlop w gronie osób wierzących mniej nas pociąga, aniżeli wyjazd z osobami spoza zboru? Czy to normalne, że chrześcijanin ma czas i ochotę w godzinach nadliczbowych rozmaicie integrować się ze środowiskiem zawodowym, natomiast od lat nie potrafi znaleźć czasu na dodatkową, poza niedzielną społeczność z braćmi i siostrami w Chrystusie?
Przede wszystkim, wyraźnie powiedzmy, że jeżeli chrześcijanin potrafi brylować w środowisku ludzi bezbożnych i świetnie czuje się w ich gronie to znaczy, że dzieje się z nim coś złego. Nie wolno mu zbagatelizować takiego objawu, jeżeli chce trafić do nieba. Świeckie towarzystwo, kawkowanie i plotkowanie z sąsiadką, piwko z kolegami z pracy, przesiadywanie w "ulubionej knajpce" na mieście jest niegodne dziecka Bożego, bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? [2Ko 6,14-15]. Oczywiście, w celach ewangelizacyjnych zdarza się nam trafić do najciemniejszych miejsc, ale nigdy w nich z upodobaniem nie przesiadujemy. Zapalamy światło, wyprowadzamy stamtąd ludzi, którzy chcą ratunku i na tym kończy się nasza obecność wśród ludzi bezbożnych.
Poddawajcie samych siebie próbie. Czy trwacie w wierze? Doświadczajcie siebie: Czy dostrzegacie u siebie to, że Jezus Chrystus jest w was? [2Ko 13,5]. W obecnych dniach mieć musisz Zbawcę. Co dzisiaj jest kotwicą twą? Upewnij się, upewnij się, że nogi twe na pewnej Skale są. Tą skałą Jezus, tak, tylko On! Tą skałą Jezus, jedynie On! Upewnij się, upewnij się, że nogi twe na pewnej Skale są! - zachęca wspomniana już pieśń. Dlatego się upewniam. A ty?
PS. Tekst napisany w nawiązaniu do - Upewnij się! Wkrótce - Upewniam się! 4.
Upewniam się! 3. |
Autor: Marian Biernacki | |||
piątek, 03 lutego 2017 00:00 | |||
Standard 3. Prawdziwy chrześcijanin trwa w serdecznej więzi z braćmi i siostrami w Chrystusie, co wyklucza jego przyjaźń z ludźmi bezbożnymi. Osobista wiara w Jezusa Chrystusa sprawia, że nie przynależymy już do świata. Wciąż żyjemy na świecie i na co dzień mamy do czynienia z ludźmi niewierzącymi. W swym stosunku do nich przypominamy jednak sprawiedliwego Lota, udręczonego przez rozpustne postępowanie bezbożników, gdyż sprawiedliwy ten, mieszkając między nimi, widział bezbożne ich uczynki i słyszał o nich, i trapił się tym dzień w dzień w prawej duszy swojej [2Pt 2,7-8]. W imię Boże miłujemy grzeszników i staramy się przyprowadzić ich do posłuszeństwa wiary, ale - dopóki się nie nawrócą - dalecy jesteśmy od wchodzenia z nimi w bliższe relacje. Słowo Boże mówi: Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga [Jk 4,4]. Co innego, jeśli chodzi o przyjaźń w kręgach chrześcijańskich. Już w okresie Starego Przymierza padło natchnione wyznanie człowieka wierzącego o stosunku do świętych, którzy są na ziemi: To są szlachetni, w nich mam całe upodobanie [Ps 16,3].
|