Tego rodzaju dylematy biorą się z tego, że nie rozumiemy wyjątkowego charakteru miłości Bożej. On nie kocha nas za coś ani po coś. Powód tej miłości nie tkwi w nas, a tylko w Nim samym! On nas kocha, bo jest miłością! Trójjedyny Bóg jest całkowicie spełniony w miłości. Ojciec, Syn Boży i Duch Święty – to doskonała relacja Trzech Osób w Jednym Bogu. Nasza miłość domaga się jakiegoś zewnętrznego obiektu. Potrzebujemy kogoś kochać, bo inaczej czujemy się osamotnieni. Jeśli nie znajdujemy odpowiedniego człowieka – to obdarzamy miłością przynajmniej psa lub kota. Dość często też przeżywamy rozczarowanie w miłości. Boga nic takiego nie dotyka. On nie ma żadnego deficytu miłości. Dlatego w Bożą miłość do nas trzeba uwierzyć! A myśmy poznali i uwierzyli w miłość, którą Bóg ma do nas. Bóg jest miłością [1 Jn 4,16] – zaświadczyli apostołowie.
Podczas wtorkowego czytania Biblii zobaczyłem ją w obrazie miłości ojca do syna. Gdy Izrael był chłopcem, pokochałem go — i wezwałem mego syna z Egiptu. Ale im bardziej ich wzywałem, tym bardziej ode Mnie odchodzili. Składali ofiary baalom i spalali kadzidła bożyszczom. A przecież to Ja uczyłem Efraima chodzić, brałem go na swe ramiona. A jego ludzie? Nawet nie byli świadomi, że to Ja ich leczyłem. Przyciągałem go więzami ludzkimi, powrozami miłości — byłem dla Efraima jak ci, którzy podnoszą niemowlę do policzka, pochylałem się, aby go nakarmić [Oz 11,1-4].
Każdy z nas był dzieckiem. Wielu z nas ma dzieci. Wiemy coś o miłości rodziców do dziecka. Używając wyobraźni, wszyscy dostrzegamy szczerość miłości rodzicielskiej. Wyczuwamy jej temperaturę i trwałość. Czy kobieta może zapomnieć o swoim niemowlęciu i nie zlitować się nad dziecięciem swojego łona? [Iz 49,15]. Miłości do dziecka towarzyszy pełne oddanie. Czegóż nie robi się dla dzieci?! – zwykliśmy mawiać i takie też mamy świadectwo samego Boga. Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w jego ręce [Jn 3,35]. Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje mu wszystko, co sam czyni, i ukaże mu jeszcze większe dzieła niż te, abyście się dziwili [Jn 5,20]. Ponieważ Bóg w zadziwiający sposób pokochał Izraela jak swego syna, porusza nas w tym narodzie brak stosownej wrażliwości na Jego miłość. Ale im bardziej ich wzywałem, tym bardziej ode Mnie odchodzili. Mamy w tym tekście szereg wspomnień normalnie wyciskających ojcu łzy z oczu: Pierwsze kroki syna - "A przecież to Ja uczyłem Efraima chodzić". Noszenie go na rękach - "brałem go na swe ramiona." Przytulanie – "byłem dla Efraima jak ci, którzy podnoszą niemowlę do policzka" i karmienie – "pochylałem się, aby go nakarmić". A oni? Nawet nie byli świadomi, że to Ja ich leczyłem – powiedział Ojciec.
Bóg złożył nam świadectwo ojcowskich wzruszeń i przykrości w miłości do Izraela, którego pokochał i usynowił. To ważna lekcja dla chrześcijan, którym przez wiarę w Jezusa Chrystusa dał prawo nazywać się dziećmi Bożymi. Nam też Bóg na różne sposoby Bóg okazuje miłość. Uczy nas chodzenia, nosi na ramionach, leczy, przyciąga, przytula i karmi. Niestety, ze strony swoich dzieci tak często spotyka się z uporem, niewdzięcznością i przekorą. Nie też w nich świadomości Jego miłości.
Jako Ojciec musiał dla dobra Izraela zareagować. Teraz jednak zawróci do ziemi egipskiej! Asyria będzie mu królem, gdyż nie chcieli zawrócić do Mnie. I miecz zawiruje w jego miastach, i pochłonie fałszywych proroków — pożre ich z powodu ich rad. A mój lud? Uparty w odstępstwie ode Mnie, woła ku Baalowi, jego wszyscy wielbią! [Oz 11,5-7].
Święty Bóg nie mógł pobłażliwie patrzeć na grzechy Izraela. [Rozwińmy ten temat.] Otóż Bóg nie jest obojętny. Wszelki przejaw bezbożności i niesprawiedliwości ludzi, którzy nieprawością tłumią prawdę, spotyka się z gniewem nieba [Rz 1,18]. Kielich sprawiedliwego gniewu Bożego musiał zostać wylany. Bo nie chcieli zawrócić do Mnie – powiedział Bóg i posłużył się Asyrią, jako narzędziem dyscyplinowania swego syna, Izraela. Teraz jednak zawróci do ziemi egipskiej! Asyria będzie mu królem. Na własne życzenie wrócili do dawnego losu niewolników. Znowu mieli tak, jak kiedyś w Egipcie.
Wielu chrześcijan też nie chce się opamiętać. Dlaczego Bóg powiedział do chrześcijan: Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych [Hbr 4,7]? Ponieważ tracimy wrażliwość na głos Boży i potrafimy długo trwać w uporze serca. W takiej sytuacji Bóg Ojciec zaczyna nas dyscyplinować. Bo kogo Pan kocha, tego karci, i okazuje surowość wobec każdego syna, którego darzy uznaniem. Cierpliwie znoście karcenie. Jest ono dowodem, że Bóg obchodzi się z wami jak z synami. Bo nie ma syna, którego by ojciec nie karcił. Jeśli nie jesteście karceni — tak jak wszyscy — to jesteście dziećmi nieprawymi, a nie synami. Ponadto, jeśli nasi ziemscy ojcowie karcili nas, a my ich za to szanowaliśmy, to czy nie tym bardziej powinniśmy podporządkować się Ojcu duchów — po to, żeby żyć? Ziemscy ojcowie karcili nas według swego uznania, w trosce o nasze krótkie skądinąd życie. Bóg natomiast czyni to dla naszego dobra, abyśmy uczestniczyli w Jego świętości. Żadne karcenie w chwili, gdy nas dosięga, nie sprawia nam radości, lecz łączy się z bólem. Później jednak tym, którzy dzięki niemu zostali wyćwiczeni, zapewnia pełen pokoju owoc sprawiedliwości [Hbr 12,6-11].
Bóg może wystawić takich chrześcijan na pastwę przeciwnika. Dopuścić, że znowu opanuje ich dawne uzależnienie i powrócą do starych grzechów. W ten sposób spełni się na nich to trafne przysłowie: Pies powróci do tego co zwrócił. Albo: Świnię po kąpieli znów w błocie widzieli [2Pt 2,22]. Bóg dobiera się przy tym do źródła problemu. Trzeba nam większej uważności. Zbyt często nie rozumiemy, co się dzieje. Podnosimy lament i użalamy się nad sobą, zawracając innym głowę, a powinniśmy wejrzeć w siebie. Wsłuchać się w głos Boży i dotrzeć do źródła życiowej burzy, która nas ogarnęła. Kto bowiem je i pije niegodnie, bez uszanowania dla ciała Pańskiego, je i pije wyrok na samego siebie. Dlatego jest między wami tylu chorych i słabych, a wielu pomarło. Bo gdybyśmy osądzali samych siebie, nie bylibyśmy sądzeni. A tak, sądzeni przez Pana, jesteśmy karceni, aby wraz ze światem nie doznać potępienia [1Ko 11,29-32].
Jednak nawet w takich okolicznościach miłość Boża do Jego dzieci nie ustaje. Oto Słowo Boże, które wręcz powala mnie ogromem ojcowskiej wspaniałomyślności okazanej synowi. Jak mam cię porzucić, Efraimie? Jak pozostawić w nieszczęściu, Izraelu? Czy miałbym zostawić cię jak Admę? Postąpić z tobą jak z Seboim? Gdzie indziej kieruje Mnie serce, wezbrała we Mnie litość. Nie spadnie na was żar mojego gniewu. Nie wrócę, by znów zniszczyć Efraima. Gdyż Ja jestem Bogiem, a nie człowiekiem, Świętym pośród was — nie przyjdę wywrzeć gniewu! A oni pójdą za PANEM, gdy ryknie jak lew! Tak, On ryknie! Wtedy przybędą z drżeniem synowie od strony morza, przylecą z drżeniem niczym ptak z Egiptu, niczym gołąb z Asyrii. I sprawię, że na nowo zamieszkają w swych domach — oto Słowo PANA [Oz 11,8-11].
Normalnie i po ludzku należałoby z takim synem dać sobie już spokój. Izrael nie zasługiwał na dalsze okazywanie mu miłości. Wobec tak licznych aktów buntu i braku opamiętania serce ludzkie zaczyna się zamykać. Ale nie Boże! Gdzie indziej kieruje Mnie serce, wezbrała we Mnie litość. Ojciec musiał skarcić syna, ale – o, dziwo! – wcale go nie porzucił i nie przekreślił na wieki. Nie spadnie na was żar mojego gniewu. Nie wrócę, by znów zniszczyć Efraima. Gdyż Ja jestem Bogiem, a nie człowiekiem, Świętym pośród was — nie przyjdę wywrzeć gniewu! Ta niepojęta miłość Boga do Izraela ostatecznie ma zaowocować powrotem marnotrawnych synów. I sprawię, że na nowo zamieszkają w swych domach.
Wczytujący się w powyższe słowa chrześcijanin może nabrać pełnego przekonania, że miłość Boża do niego w Jezusie Chrystusie nigdy nie ustaje. Albowiem jestem tego pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani potęgi niebieskie, ani teraźniejszość, ani przyszłość, ani moce, ani wysokość, ani głębokość, ani żadne inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym [Rz 8,38-39]. Człowiek upada, wraca do starych grzechów, a Bóg wciąż go kocha i wyciąga ręce, aby go przytulić?! Patrząc na sprawę z ludzkiego punktu widzenia, aż tak zdeterminowana miłość może nie tylko zadziwiać ale i bulwersować.
Zaufajmy Bogu, że On wie co robi, gdy w Swojej miłości nie daje się zniechęcić naszymi grzechami. W świetle rozważanego fragmentu Biblii jaśniejsze staje się świadectwo apostołów Jezusa, że w tę miłość trzeba uwierzyć. I my poznaliśmy tę miłość, którą darzy nas Bóg, i zaufaliśmy jej. Bóg jest miłością [1Jn 4,16].
Bóg z nikim z nas jeszcze nie skończył! Oto stoję u drzwi! Pukam [Obj 3,20] – mówi do zeświecczałych chrześcijan. On nas miłuje miłością niezniszczalną! Nasz Pan doprowadzi dzieło naszego zbawienia do doskonałego końca. Dla niejednego błądzącego dziś i nurzającego się w grzechach dziecka Bożego zbliża się chwila, gdy znowu zaśpiewa: Jezu, Jezu, Jezu, Twa miłość me serce zdobyła!
Wzorując się na Bogu i Jego ojcowskiej miłości do nas – takimi też sami bądźmy względem upadających grzeszników. Takim sercem charakteryzowali się apostołowie. Wszak wiecie, że każdego z was, niczym ojciec dzieci swoje, napominaliśmy i zachęcali, i zaklinali, abyście prowadzili życie godne Boga, który was powołuje do swego Królestwa i chwały [1Ts 2,11-12]. Trzeba nam więcej i wciąż więcej miłości Bożej.
Miłość Boża jest całkowicie niezrozumiała dla ludzi bez Ojcowskiego serca. Nie można jej pojąć ani opisać. Nie mieści się w granicach zdrowego rozsądku. W tę miłość trzeba uwierzyć. Wierzę. A ty?