Apostoł Paweł w liście do Tytusa napisał, że starsze kobiety powinny pouczać młodsze. Coraz bardziej dochodzę do przekonania, że formą wypełnienia tego polecenia nie jest tylko organizowanie spotkań dla kobiet… Tak wiele można się nauczyć ze zwykłych interakcji z mądrymi, bardziej doświadczonymi kobietami. Powyższe życzenia, płynące z serca bogobojnej, mądrej kobiety – pełnej miłości i zrozumienia dla swoich młodszych sióstr – bardzo mnie wzruszyły. Wchodząc w Nowy Rok, który jawi się przede mną niczym wielki znak zapytania, dużo myślałam nad treścią tych głębokich słów. Również przesłanie kazań z ostatniego dnia roku i konferencji Pokochać Boga (Polkowice 2014) bardzo do mnie przemówiło i nadało kształt wcześniejszym przemyśleniom.
Nadchodzący rok wydaje się być przełomowym. Po siedemnastu latach edukacji nareszcie ją kończę. Dotychczas wyznacznikiem zwykłego rytmu życia był rok szkolny/akademicki i wakacje. Obowiązki oscylowały wokół wspinania się po kolejnych szczeblach edukacji i nagle… wydaje się, że został ostatni stopień i dotrę tam, dokąd zmierzałam. Jednak moja podróż się nie kończy – szczyt jest początkiem całkiem nowej drogi. Może biegnie ona przez poszukiwania pracy oraz zaufanie, że Pan tym pokieruje… a może nowa droga będzie prowadziła zupełnie gdzie indziej? Nie wiem, nie dotarłam jeszcze tam, gdzie się ona zaczyna. Jednak w mojej głowie jest wiele planów i marzeń, których źródłem jest chęć zaspokojenia swoich pragnień. Jeśli nie byłam tego wcześniej świadoma, to na pewno dostrzegłam to po przeczytaniu powyższych życzeń. Co więcej, zdałam sobie też sprawę z faktu, że moje pragnienia są ważne, ale ważniejsza jest wola Boża w moim życiu.Kilka lat temu wyznałam, że Jezus Chrystus jest Panem i Zbawicielem mojego życiu. Prosiłam by to On kierował moim krokami, oddałam Mu wszystkie swoje dni, ślubowałam miłość, wierność i posłuszeństwo. Chciałam, żeby Jego wola wypełniła się w moim życiu. Tak często też modliłam się i modlę „bądź wola Twoja”. Jednak ostatnio słuchając wielu mądrych słów, znów uświadomiłam sobie, że czasami moja wymarzona droga, nie jest tą, którą chce mnie poprowadzić Ten, za którym pragnę kroczyć. Czasami niesprzyjające okoliczności wydają się całkiem przygniatać, a Bóg… jakby milczał i nadal prowadził tą właśnie ścieżką. Choć wiele nie rozumiem i nie potrafię wytłumaczyć, pociechę odnajduję w zachęcającym wersecie: A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani (Rzym 8:28). Co więcej, bardzo dotknął mnie, przytoczony na jednym z kazań, przykład Joba. Bóg miał dla Niego swój plan nawet wtedy, kiedy wydawało się, że w ogóle nie obchodzi Go to, co się z nim dzieje. Po całym doświadczeniu Job wyznał: Tylko ze słyszenia wiedziałem o tobie, lecz teraz moje oko ujrzało cię (Job 42:5). To, czego pragnę w danym momencie, co wydaje mi się miłe i przyjemne, nie zawsze jest tym, co w rzeczywistości jest dla mnie TERAZ dobre. Dopiero później, czasami dużo później, zdaję sobie z tego sprawę.
Cóż więc? Życzenia „zaspokojenia pragnień według Bożej woli”, w perspektywie czasu niosą w sobie błogosławieństwo. Co jednak ze mną… teraz? Wiem przecież, że Boża wola może okazać się całkiem różna od moich dzisiejszych zapatrywań… Niedawno uderzył mnie werset, który często omijałam jako jeszcze mnie niedotyczący: Żony, bądźcie uległe mężom swoim jak Panu (Efez 5:22). Nie jestem żoną, ale czy jestem uległa Panu? Chcę, aby w moim życiu objawił się charakter Chrystusowy, tak bardzo chciałabym móc powiedzieć za apostołem Pawłem: z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus (Gal 2:20), a przecież Chrystus w swoim życiu też musiał przejść lekcję uległości. Kiedy w wieku dwunastu lat został w świątyni, na pełne wyrzutu słowa matki odpowiada: Czemuście mnie szukali? Czyż nie wiedzieliście, że w tym, co jest Ojca mego, Ja być muszę? (Luk 2:49). Miał rację, jednak oni nie rozumieli tego słowa, które im mówił (Łuk 2:50). Małoletni Jezus nie buntował się, nie dowodził swoich racji, ale poszedł z nimi, i przyszedł do Nazaretu, i był im uległy (Łuk 2:51). Druga sytuacja rozegrała się w Ogrójcu. Chrystus był przejęty i zatrwożony, jednak pomimo własnych uczuć chciał wypełnić wolę swojego Ojca: Ojcze, jeśli chcesz, oddal ten kielich ode mnie ten; wszakże nie moja, lecz twoja wola niech się stanie (Łuk 22:42). Chrystusa jest dla mnie wzorem, który chcę naśladować.
W Biblii jest również opisana pewna osoba, która, wspomniana niedawno na jednej z usług, stała się dla mnie przestrogą – żona Joba. Pomijając fakt, że prawdopodobnie jako żona poniosła porażkę – zamiast być pomocą Jobowi, swoją postawą dodała mu bólu i smutku – okazała się również niewierną Bogu. W ciężkich chwilach, kiedy wszystkie okoliczności były zupełnie nie zrozumiałe, zwątpiła w Boga – Bóg, który pozwolił na ich doświadczenie, według niej nie był warty służby i miłości: I rzekła doń jego żona: Czy jeszcze trwasz w swojej pobożności? Złorzecz Bogu i umrzyj! Job jednak pomimo całego swojego cierpienia nie odwrócił się od Boga. Odpowiedział jej: Mówisz jak mówią kobiety nierozumne. Dobre przyjmujemy od Boga, czy nie mielibyśmy przyjmować i złego? W tym wszystkim nie zgrzeszył Job swoimi ustami (Job 2:9-10).
Biorąc sobie do serca wzór Chrystusa i przestrogę, jaką jest postawa żony Joba, chcę nawet w ciężkich chwilach oraz gąszczu niewiadomych być wierną Bogu i Mu ufać. Wierzę, że On współdziała we wszystkim ku dobremu, a wiara, jak ktoś kiedyś powiedział, jest poczuciem absolutnej zależności od Boga. Niech więc On sam zdefiniuje to dobro i prowadzi mnie według swojej woli.
Nie porzucajcie więc ufności waszej, która ma wielką zapłatę. Albowiem wytrwałości wam potrzeba, abyście, gdy wypełnicie wolę Bożą, dostąpili tego, co obiecał (Heb 10:35-36).