Dawid i Goliat |
Autor: Donata Maliszak | |||
niedziela, 28 października 2012 03:00 | |||
Tej niedzieli wierni zebrali się znowu w swojej kaplicy, by w pieśniach i modlitwach wielbić swojego Boga. Przybyli mężczyźni, przybyły kobiety i dzieci. Jeszcze przed otwarciem drzwi kaplicy, budynek otoczyło kilku mężczyzn ze wspólnoty. Po obejrzeniu go dokładnie, odmówili modlitwę i ustawili się na, z góry ustalonych, pozycjach. Przybyli tu, by chronić spokój nabożeństwa i zapewnić bezpieczeństwo całemu zgromadzeniu. Będą trwać na posterunkach, dopóki spotkanie nie zostanie zakończone i ostatnia z osób nie uda się do domu. Stoją raz po raz przepatrując okolicę w poszukiwaniu podejrzanych – i stanowiących potencjalne niebezpieczeństwo – osób. Dzisiejszego dnia ich szeregi zasilił 8- letni Benjamin. Rezolutny chłopiec jak co tydzień przybył, by porozmawiać ze starszymi, rozpytywać o powodzenie a potem wspierać ich w służbie swoimi siłami. Odpowiadali mu chętnie, wskazywali na leżące nowe worki z piaskiem (bo stare się podarły), które wczoraj napełnili i przywieźli tutaj małą ciężarówką. Oto ich broń przeciwko napastnikom! Jeden z mężczyzn, najbardziej rozmowny zwrócił uwagę chłopca na kilka grubych, drewnianych kloców leżących z boku piaszczystej drogi prowadzącej do kaplicy. Te kloce drewna dopełniały uzbrojenia. Po rozeznaniu się w terenie chłopiec stanął przy bocznej ścianie budynku, zaraz przy otwartym oknie: To dziś będzie moje stanowisko! Będę mógł słyszeć wszystkie pieśni i kazanie! Zadowolony uśmiechnął się do siebie. Jednak mężczyźnie pełniącemu dziś straż w tym miejscu nie spodobała się obecność ośmiolatka: Idź gdzie indziej, rozpraszasz mnie, mały! Benjamin przeszedł więc na drugą stronę kaplicy, nie zamierzając rezygnować ani ze swojej służby, ani z nabożeństwa: „Pod tym oknem słychać jeszcze lepiej, bo z tej strony jest kazalnica”. „Jak tam poranek, wujku?” -zagaił kolejnego strażnika- „Boli cię jeszcze ten bark, coś go sobie ostatnio naciągnął przy naprawie dachu?” Zapytany uśmiechnął się i poklepał małego towarzysza:” Nie boli już, ale ty lepiej stąd idź. Nic tu po twoim wałęsaniu się i tak nie udźwigniesz nawet najmniejszego z tych worków. Będziesz tylko przeszkadzał”. „Nieprawda!”- Benjamin był oburzony. „ Kiedy mama wysyła mnie po wodę do studni wyciągam z niej pełne wiadro zupełnie sam! I nigdy nie odlewam części z powrotem do studni, tak jak to robią niektórzy chłopcy w moim wieku, żeby mieć lżej w drodze do domu. Pan Bóg daje mi siłę, by pomagać mamie, to da mi siłę, aby podnieść taki kloc gdy nadejdzie potrzeba!” Odważne słowa chłopca zwracały uwagę wszystkich mężczyzn. „Zostawcie go w spokoju, niech stoi tu z nami. W końcu to nasz wierny towarzysz od wielu miesięcy.”– powiedział jeden z nich machając ręką. Może rzeczywiście się przyda. Choć mam nadzieję, że nie nadejdzie taka potrzeba. Bitwa stoczona tego poranka, pod budynkiem chrześcijańskiego Kościoła, była krótka. Zaczęła się i zakończyła jednym głośnym wybuchem, od którego wyleciały drzwi i szyby w oknach domu stojącego naprzeciw kaplicy. Potem był już tylko płacz, jęki rannych i unoszący się wszędzie kurz i dym eksplozji. Z wywalonej siłą wybuchu futryny drzwiowej wybiegli ludzie: matki z dziećmi na rękach- przestraszonymi i płaczącymi w ich ramionach, mężczyźni śpieszący pomóc poszkodowanym. Rannych było jednak niewielu. Grupka strażników wypełniła swe zadanie nienagannie. Samochód - pułapka, mający staranować drzwi budynku kościelnego, wedrzeć się jak najgłębiej do środka i tam eksplodować, został zatrzymany. Naprzeciw bombom, zgromadzonym w jego wnętrzu stanęła ta uzbrojona w worki i drewno grupa. Walczyli dzielnie, jak Dawid z Goliatem i odnieśli zwycięstwo! Wybuch nastąpił na ulicy, nie wewnątrz. Nikt ze zgromadzonych w kaplicy nie zginął.
|