Przysłuchując się wypowiedziom niektórych pastorów oraz kaznodziejów poszczególnych zborów, zauważa się w nich duże zaniepokojenie z powodu rozprzestrzeniającego się niebezpiecznego zjawiska w zakresie oziębiania relacji i więzi wśród ludzi wierzących.
Coraz wyraźniej obserwuje się, że ludzie wierzący, pomimo że spotykają się na wspólnych nabożeństwach, razem się modlą, śpiewają pieśni i słuchają Słowa Bożego, to wobec siebie są coraz bardziej „chłodni”, obojętni i obcy sobie. Ograniczają się często jedynie do grzecznościowego podania sobie ręki lub skinienia głową. Na tym kończą się ich wspólne relacje. Mamy coraz lepsze warunki życiowe w rodzinach oraz piękne domy modlitwy wyposażone w dobrą aparaturę nagłaśniającą, wygodne siedzenia a także wspaniałe oświetlenia i klimatyzacje. Do tego, co najważniejsze, głoszone jest Słowo Boże przez coraz bardziej uzdolnionych kaznodziejów. Pomimo tego ludzie stają się coraz mniej odporni na działanie grzechu i trendy tego świata, są coraz mniej zainteresowani sobą wzajemnie w tym celu, aby okazywać jedni drugim współczucie czy zainteresowanie potrzebami i problemami swoich współbraci. Inaczej mówiąc, każdy żyje własnym życiem, skupiając się wyłącznie na swoich potrzebach i przeżyciach dobrych lub złych.
Równolegle zaczynają się pojawiać wzajemne podejrzenia, uprzedzenia, a czasami obmowy, szczególnie pod adresem pastorów i starszych zboru, upatrując przyczyny wszelkich niepowodzeń właśnie w nich. Nie koniec na tym. Zauważalne jest też to, że wielu wierzących ma coraz mniej siły i odwagi, a także pragnienia do tego, aby głosić Ewangelię o zbawieniu przez wiarę w Jezusa Chrystusa w miejscu pracy, sąsiedztwie oraz we własnej rodzinie. Także w zborach wykazują coraz mniejszą aktywność i zainteresowanie ku temu, aby razem zaangażować się do służby na różnych odcinkach ku wspólnemu zbudowaniu.
Starsi zborów oraz pastorzy, chcąc zapobiec temu i ratować sytuację, zapraszają do zboru sławnych kaznodziejów, ewangelistów, a także różne zespoły śpiewające, ale i to okazuje się mało skuteczne. Efektem staje się chwila uniesienia, emocji, a potem na powrót chłód, obojętność, zwątpienia, a nawet upadki i wzajemne nieporozumienia.
Co się dzieje? Gdzie leży przyczyna takiego stanu rzeczy? Kto jest temu winien? Być może ktoś z tych, którzy skupiają uwagę wyłącznie na samym sobie, powie: To przesada, nie ma z czego robić problemu. Mimo wszystko spojrzyjmy prawdzie w oczy, zaczynając od samego siebie.
Porównajmy nasz obecny stan duchowy, naszą radość ze zbawienia, miłość do współbraci, zaangażowanie w pracę dla dobra zboru oraz zainteresowanie i pomoc potrzebującym osobom w zakresie duchowym i materialnym, do stanu duchowego i naszego zaangażowania dla drugich po naszym nawróceniu się do Pana. Jakże wtedy cieszyliśmy się społecznością z innymi wierzącymi, jak pragnęliśmy ciągle przebywać razem. Poświęcaliśmy nasz czas, pieniądze, siły dla wspólnego działania ku dobru innych osób czy rodzin. Czuliśmy się wtedy szczęśliwymi. A jak jest dzisiaj? Zauważasz różnicę w tym zakresie w samym sobie? Ap. Paweł zapytał kiedyś Galacjan w takiej sytuacji: Co się stało z waszą szczęśliwością? A więc jest powód do zastanowienia się.
Aby znaleźć przyczynę takiego stanu rzeczy i kiedy on się zaczyna, należy wniknąć najpierw w treść Pisma Świętego. Czytając dokładnie, dowiadujemy się, jakie są zasady funkcjonowania zborów i społeczności dzieci Bożych, które prowadzą do zdrowego wzrostu duchowego i budowania silnych więzi w tych społecznościach. Dowiadujemy się również, że społeczność Świętych porównana jest do żywego organizmu, dokładnie nazwana jest Ciałem Chrystusowym, którego głową jest sam Jezus Chrystus. Społeczność duchowa ludzi narodzonych z Boga porównana jest również do ciała człowieka, które składa się z wielu członków. Aby wszystkie członki mogły spełniać swoje funkcje zgodnie ze swoim przeznaczeniem, muszą być ze sobą połączone i, zasilając się wzajemnie, precyzyjnie współpracować.
Przeczytajmy teraz, co mówi Biblia na ten temat:
- Jak bowiem w jednym ciele wiele mamy członków, a nie wszystkie członki tę samą czynność wykonują, tak my wszyscy jesteśmy jednym ciałem w Chrystusie, a z osobna jesteśmy członkami jedni drugich (Rzym. 12, 4-5);
- Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż jest ich wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus; Bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało... (1 Kor. 12, 12-13);
- Lecz abyśmy, będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w Niego, który jest głową, w Chrystusa. Z którego całe ciało spojone i związane przez wszystkie wzajemnie się zasilające stawy, według zgodnego z przeznaczeniem działania każdego poszczególnego członka, rośnie i buduje siebie samo w miłości (Efez. 4, 15-16).
Zauważyliście, co jest potrzebne, aby zbór, jako społeczność, będąc ożywiony przez Chrystusa, mógł wzrastać i funkcjonować i to pod każdym względem? Oto musi on być ściśle zespolony w jedności Ducha Świętego, zrozumienia, myśli, zgody i działania.
Przykładowo, gdybyśmy całkiem zdrowego człowieka podzielili na drobne kawałki, to wszystkie członki tego ciała stałyby się bezużyteczne. Nie byłyby w stanie nic uczynić jeden bez drugiego, będąc w rozdzieleniu. Wszystkie by w krótkim czasie obumarły. Dlatego takie jest uwarunkowanie podane przez samego Boga, że wszyscy członkowie zboru, a zarazem Kościoła, muszą żyć w jedności i współdziałać ze sobą, aby wszyscy mogli wzrastać duchowo i wzajemnie się budować.
I oto mamy odpowiedź, dlaczego obecnie w zborach poszczególne osoby słabną, obojętnieją oraz obumierają duchowo. Dzieje się tak dlatego, że ludzie nie są zespoleni ze sobą i w tym stanie sami nie pomagają i nie zasilają innych, a także nie są też sami posilani przez drugich. W tym wszystkim wkrada się zasada bardzo niezdrowa: Nie potrzebuję nikogo, bo sam sobie poradzę i drugie: Nie jestem potrzebny nikomu i błędne koło się zamyka, a poszczególne członki słabną i umierają duchowo.
Ale nie tak powinno być, kochani, gdyż w Ciele Chrystusowym jesteśmy potrzebni jedni drugim i tego nie da się niczym zastąpić. Ap. Paweł podał bardzo wyraźną naukę Koryntianom: Nie może więc oko powiedzieć ręce, nie potrzebuję ciebie, albo głowa nogom, nie potrzebuję was. Wprost przeciwnie: Te członki ciała, które zdają się być słabszymi, są potrzebniejsze! (Kor. 12, 21-22). A dlaczego tak? Odpowiedź jest w następnych zdaniach: Aby nie było w ciele rozdwojenia, lecz aby członki miały nawzajem o sobie jednakie staranie. I jeśli jeden członek cierpi, cierpią z nim wszystkie członki, a jeśli doznaje czci jeden członek, radują się z nim wszystkie członki (1 Kor. 12, 25-26).
Zobaczcie, jak to wszystko Bóg cudownie skonstruował i tak ma być w relacjach między nami.
A teraz otwórzmy księgę Dziejów Apostolskich i przeczytajmy, jak to funkcjonowało w pierwszych zborach chrześcijańskich:
Wszyscy zaś, którzy uwierzyli, byli razem i mieli wszystko wspólne. I sprzedawali posiadłości i mienie i rozdzielali je wszystkim, jak komu było potrzeba. Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca (Dz. Ap. 2, 44-46);
- A u tych wszystkich wierzących było jedno serce i jedna dusza i nikt z nich nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne (Dz. Ap. 4, 32).
Natomiast ap. Paweł, pisząc do Koryntian, wspomina, jak to praktycznie funkcjonowało w zborach macedońskich: Usilnym naleganiem dopraszając się od nas tej łaski, by mogli uczestniczyć w dziele miłosierdzia dla świętych i ponad nasze oczekiwanie oddawali nawet samych siebie najpierw Panu, a potem i nam, za wolą Bożą (2 Kor. 8, 4-5).
O! Żeby tak było obecnie w naszych zborach! Żeby takie staranie w zborze drudzy mieli wobec mnie, to by było wspaniale. Ale gdy tak każdy tylko powie i westchnie, to nigdy tak nie będzie. Dlaczego? Bo aby taka więź, jedność, miłość, wzajemna troska i staranie jednych wobec drugich było, to każdy musi zacząć od siebie jako pierwszy, a nie oczekiwać tego od innych. Pan Jezus powiedział takie słowa: …wszystko, co byście chcieli, aby wam ludzie czynili, to i wy im czyńcie (Mat. 7, 12). Natomiast ap. Paweł Filipianom dał takie zalecenie: Niechaj każdy baczy nie tylko na to co jego, lecz i na to co cudze (Fil. 2, 4).
Może znowu ktoś powie tak: Tak, to prawda, ale ja nie mam takich predyspozycji ani warunków. Na takie stwierdzenie kategorycznie mówię: To nieprawda! Biblia mówi wyraźnie: A w każdym różnie przejawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi (1 Kor. 12, 7). Jak w każdym, to i w tobie ma się przejawiać. Chyba, że aktualnie nie jesteś członkiem Ciała Chrystusowego.
Zwróćmy jeszcze naszą uwagę na następujące słowa ap. Pawła: Słuszna to rzecz, abym tak myślał o was wszystkich dlatego, że mam was w swoim sercu, boście wszyscy wraz ze mną współuczestnikami łaski zarówno wówczas, gdy jestem w więzieniu, jak i w czasie obrony i umacniania ewangelii (Fil. 1, 7).
Tak, kochani czytelnicy, miejmy w naszych sercach jedni drugich zawsze. Błogosławmy się wzajemnie imieniem Pana Jezusa, módlmy się do Pana jedni za drugimi, współczujmy jedni drugim w ich problemach, wspomagajmy materialnie potrzebujących, dodawajmy otuchy strapionym, uśmiechnijmy się jeden do drugiego, powiedzmy miłe słowo tym, których spotkamy czy tym, z którymi rozmawiamy przez telefon. Jeżeli taką postawę zachowamy w praktycznym życiu w społeczności, to nie tylko inni doznają uzdrowienia i zachęty, ale i my sami będziemy biorcami tych błogosławieństw i doznamy uzdrowienia duchowego. Tak na nowo odżyją zdrowe relacje w zborze, w rodzinie i małżeństwie, i będziemy tęsknic jedni za drugimi, a Pan będzie nas wszystkich błogosławił i ożywiał w mocy Ducha Świętego. Natomiast usługujący pastorzy będą mogli odetchnąć z ulgą, mówiąc o nas: Dziękuję Bogu mojemu za każdym razem, ilekroć was wspominam... Mając tę pewność, że Ten, który rozpoczął w was dobre dzieło, będzie je też pełnił aż do dnia Chrystusa Jezusa (Fil. 1, 3-6).
|