Oczekuj na Boży czas |
Autor: Edwin i Lilian Harvey | |||
wtorek, 11 września 2012 08:05 | |||
„...Gdyż to jeszcze potrwa pewien czas.” ( Daniel 11:35) „Gdyż widzenie dotyczy oznaczonego czasu i wypełni się niezawodnie. Jeżeli się odwleka, wyczekuj go, gdyż na pewno się spełni, nie opóźni się.” (Habakuk 2:3) Opóźnienie nie oznacza odmowy. Wiele modlitw jest rejestrowanych, a poniżej są takie słowa - „Nie nadszedł jeszcze mój czas.” Bóg ma ustalony czas i sposób, jak również ustalony cel. Najwyższy poziom odpowiedzi jest tam, gdzie nie ma żadnego znaku na to, że Bóg słyszy lub troszczy się. Przy wszystkich powtarzanych i niewstydliwych prośbach wydaje się, że nikt nie zwraca uwagi na to wołanie, tak jak to miało miejsce z czcicielami Baala na górze Karmel. Milczy ten, który słucha modlitwy. Niewiara by powiedziała, że jest zniesławiony Tron Łaski. Mijają lata i poranek życia osiągnął południe, południe przeszło w wieczór, a tu nie ma żadnej rozsądnej ulgi. Kiedy wiara przetrwa takie doświadczenie i nadal raduje się w Bogu, podnosi się ona na najwyższy poziom i odpoczywa spokojnie na niezmiennym Słowie i charakterze Bożym. Nie prosi o żaden znak, ani głos, ani wizję; jest gotowa czekać na wyjaśnienie dotąd, aż zaświta wieczny poranek i znikną wszystkie cienie! Zapytałem brata Müllera na krótko przed jego śmiercią, czy kiedyś modlił się przez dłuższy czas o jakieś błogosławieństwo, a nie otrzymał odpowiedzi. Odpowiedział ze znaną u niego dokładnością, że przez ponad 65 lat i cztery miesiące prosił Boga o nawrócenie dwóch mężczyzn, którzy nadal żyją w swoich grzechach. Ale dodał: „Spotkam ich obu w niebie. Mój Ojciec Niebiański nie położyłby na moim sercu tych dwóch dusz przez tyle lat, gdyby nie miał na celu zmiłowania się nad nimi!” Zmarł nie oglądając odpowiedzi na swoje modlitwy, ale niewątpliwie jest to rzadko spotykany przykład wiary, która potrafiła spolegać na niezmiennym dawcy obietnicy, chociaż więcej niż 60 lat na wygląd daremnych błagań wystawiło wiarę i cierpliwość na próbę. A.T. Pierson. Kiedy Samuel Pollard spędził akurat jeden rok jako misjonarz w Chinach, otrzymał niezwykłą obietnicę. Miał dopiero dwadzieścia cztery lata i miał się zaangażować w dziesięciodniową specjalną misję. Była ona poprzedzona tygodniem modlitwy. Wtorek, dziewiąty dzień spędził w poście i całą noc w modlitwie. Pisał o tym do przyjaciela: „Nigdy tego nie zapomnę. Nasz pokój został wypełniony chwałą i przeżyłem taką manifestację tej chwały, o jakiej nigdy przedtem nie marzyłem. Chwała zstąpiła i wypełniła mnie do takiego stopnia, że odczuwałem Ducha Świętego od czubka głowy do końca palców w nogach. Na tym spotkaniu otrzymałem obietnicę, że będziemy mieli tysiące dusz. Wierzę w to z całego serca. Niektórzy mogą powiedzieć: „On jest głupi!” Niech sobie mówią, a my będziemy mieli tysiące ludzi zbawionych. „On zwariował!” Niech mówią, ale my będziemy oglądali tysiące zbawionych. „Jest młody i rozpiera go energia!” Tak, niech będzie chwała Bogu! Jestem taki i będziemy mieli te tysiące.” Czy Bóg dotrzymał tej obietnicy? Tak, ale najpierw musiało się wiele zmienić w młodzieńczym charakterze Pollarda. On mógłby oddawać cześć „owocowi”, zamiast starać się coraz więcej poznać Pana. Konieczne było doświadczenie wiary i wypróbowanie jego duszy, zanim mógł otrzymać ten obiecany dar. Wtedy stało się. Odpowiedź przyszła po szesnastu długich latach. Jego biograf opisuje, jak przyszło do niego czterech harcerzy Mao i powiedzieli misjonarzom, że cały szczep czeka na nową naukę. Zbierali się wokół misjonarza po naukę, po rady i porady duszpasterskie. Żona bojąc się o jego zdrowie radziła mu, żeby poszedł na górę do sypialni i zamknął drzwi, ale jakież było jej zdziwienie, kiedy za chwilę znalazła tam dwunastu tubylców siedzących koło jego łóżka ze swoimi książkami i byli tak szczęśliwi, że mają taki przywilej, iż mają swojego nauczyciela tylko dla siebie. Bóg dotrzymał obietnicy, ale była ona na wyznaczony czas.
|